1.

16 2 2
                                    

Od małego dziecka kochałem przyglądać się gwiazdom. Te małe, z powierzchni ziemi, światełka zawsze mnie intrygowały. Można by się zdziwić, że pewnien gaz w oddali miliona kilometrów przysparza komuś taką wielką radość.
"Przecież to tylko gwiazdy!" Codziennie słyszałem od ludzi którzy nie rozumieli tego co widzą. Jak można powiedzieć, że to "tylko" gwiazdy. Dla mnie to coś innego niż zwykle ciało niebieskie, niż skupisko wodoru czy helu. Szczerze sam nie jestem pewien dlaczego tak miłuje te "kule".

Teraz kiedy znajduje się nad tym niebem już 23 lata cały czas nie umiem odpowiedzieć na pytanie co w nich takiego specjalnego widzę. Kiedy ktoś mnie jednak pytał, co w gwiazdach widzę odpowiadałem: "Gwiazdy są do mnie inspiracją, czymś co cenie nad życie", ale czy tak naprawdę tak myślę to nie wiem.
Będąc niewypalonym pisarzem w gwiazdach widzę wszystko. Widzę dalszą drogę życiową, nadzieję, a nawet chęć do życia.

W wieku 23 lat napisałem już 15 książek, które nie znalazły dużego pocieszenia w świecie ludzi, ale ja się tym nie przejmuje i piszę dalej. Z wszystkich pieniędzy, które dostaje z mojej "pracy" kupuje papier i alkohol. Tylko dzięki czemuś mocniejszemu niż kawa umiem pisać, i umiem nie przekroczyć granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Możnaby powiedzieć że jestem alkoholikiem, ale rzecz w tym że nie ma kto mi tego powiedzieć. Od momentu wyprowadzenia się z domu nie widziałem mojej rodziny ani razu. Tylko na święta wysyłamy sobie kartkę z rzyczeniami. Pozostawiony na pastwę losu żyje i piszę o swoich problemach światu.
Każdy mój dzień jest podobny. Nie widzę niczego oprócz książek i nieba. Czasami czuję jakbym miał zasłonięte oczy na szczęście ludzie. Szczęście. Szczęście. Szczęście. A co właściwie jest nazywane szczęściem? To że ktoś się uśmiechnie, powie: "ah, jaki ja szczęśliwy..."? A może szczęście to coś głębszego, uczucie do którego trzeba dotrzeć poprzez długą drogę, którą jest życie a zakończeniem jest śmierć.
Za czasów małego dziecka, kiedy  umiałem się śmiać z śmiesznych żartów, nawet nie myślałem o tym co to jest być szczęśliwym albo nieszczęśliwym. Po tylu latach spędzonych w samotności i zgubie dotarłem do wniosku że człowiek szczęśliwy w 100% nie istnieje.

Jakieś dwa tygodnie temu w moim życiu nastała zmiana. Zmiana, której nie można było by nazwać złą czy dobrą. Zmiana, która przysporzyła mi takiego bólu jakiego nigdy nie doznałem, ale i szczęścia którego nie da się opisać.
Pewnego jasnego wieczora, leżąc na końcu wpatrując się w migoczące niebo zobaczyłem ją... Zobaczyłem kobietę piękniejszą  niż wszystkie kwiaty plumerii*, niż wszystkie słowa Romea do Julii, niż wszystkie gwiazdy na świecie, niż wszystkie łzy szczęścia. Jej włosy na tle księżyca oddawały taki blask, jak słońce w trakcie dnia, jej jedwabna sukienka lekko się unosiła przez wiaterek, który akurat nadlatywały, jej spojrzenie - lekkie ale mocne jak kule z armaty dodawały mi otuchy.
Serce biło mi jak szalone, ale dlaczego?
Wstałem z mojego kocyka i chciałem wrzasnąć "moja piękność chodź do mnie", ale nie miałem odwagi. Zaczęłem powoli sunąć nogami po ziemi. Potknąłem się, ale wstałem i szedłem dalej. Kobieta stała cały czas nad księżycem, wpatrując się w niego. Wydawało mi się że się do niej zbliżam ale ona stała jeszcze dalej niż wcześniej. Nie rozumiałem co się dzieje. Prawda że wcześniej wypiłem kilka szklaneczek wina, ale nie byłem pijany. Czułem, że nie mogę do niej dotrzeć jakby ktoś mi zakazał być szczęśliwym nawet na kilka sekund. Cały czas mi serce dziesięć razy szybciej biło. Nie mogłem oddychać, ale dalej się poruszałem zdobywając każdy nowy krok, który robiłem. W pewnym momencie upadłem.
Obudziłem się w tym samym miejscu w którym wczoraj widziałem kobietę. Nie było już nocnych widoków, ale słońce świeciło tak mocno, że na początku przed oczami mi pociemniało. Wstałem, zebrałem swój koc i chciałem iść do domu, ale nie mogłem. Podniosłem butelkę wina, otworzyłem ją i napiłem się. Smak dlugiego wina z rana pobudzał mnie. Po przełknięciu łyka czerwonego napoju, przypomniało mi się co się stało wczoraj.
Co to była za kobieta? Czy była prawdziwa? Czy jeszcze ja zobaczę? Czemu nie mogłem do niej dotrzeć? Co się stało że spałem na ziemi? Te pytania zadawałem sobie przez następne kilka dni.
Odpowiedzi do dnia dzisiejszego nie znalazłem, ale wiem że nie była to zwykła kobieta, tylko jakby zjawa, którą się widzi raz w życiu. Teraz piszę już nie książki ale wiersze. Wiersze, które coś znaczą, które nie są pełne pustych słów tylko prawdziwych przeżyć.
Po wydaniu mojego pierwszego zbioru pod nazwą "Przy świetle księżyca" nauczyłem się co to znaczy "pisać". Nauczyłem się co to znaczy być poetą, który pisze od serca. Prawie wszystko co pisze jest o tej jedynej, którą widziałem nie całą minutę. Tysiące słów nawet nie opisze tego co czuję. Czy właśnie to ludzie nazywają miłością?

Słyszałem jednak kiedyś, że lepiej jest być nieszczęśliwym niż się zakochać bez odwzajemnienia. Teraz myślę, że lepiej by było gdybym jej nie spotkał. Moje życie byłoby wypełnione obserwowaniem nudnych ludzi i opisywaniem to co widzę a teraz czuję się, jakby spadł na mnie deszcz, który się już nie uniesie, nie wyparuje w przestrzeni czasu. Czuję się jakby czas stanął w miejscu, jakbym był zagubiony.
Kiedy zastanawiam się nad sensem życia zazwyczaj pisze wiersze. Wtedy wiersz nabiera sensu, bo coś znaczy. Po przeczytaniu takich zapisków można odnaleźć emocje, których nie da się opisać, których nie każdy człowiek przeżyje.
Świat i wszystko dookoła mnie już się nie liczy. Ostatnio nawet zapominam o spaniu czy jedzeniu, bo tak jestem zajęty pracą. Nie wiem czy jest to dobre. Codziennie dzień leci szybko a noc jeszcze szybciej.
A ja piszę, piszę i piszę. Za niedługo będę wydawać następny zbiór wierszy. To chyba trzeci z kolei, ale nie jestem pewny. Cały czas sława ciężko mi przychodzi, ale na tym świecie z pośród kilku bilionów ludzi ciężko jest coś znaczyć. Coś zmienić na ziemi.






*Plumeria - kwiat zakochanych

"W świetle księżyca wszystko staję się jasne"Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora