Violet P.O.V
Poprzednio w The Walking Dead...
Byliśmy tylko dziećmi, gdy martwi zaczęli ożywać tylko po to, by zabijać tych, którzy chcieli przeżyć.
Kilku z nas nie pamiętało samego początku. Na pewno nie wszyscy postrzegaliśmy tego, co się działo w taki sam sposób.
I wielu z nas tego zazdrościło młodszym. Naprawdę dalibyśmy wszystko, by móc choć części rzeczy nie pamiętać. Ale to niemożliwe.
W przeciwieństwie do niektórych, my zapamiętaliśmy wszystko, co nas spotkało. My, ci którzy musieli wziąć odpowiedzialność za siebie... i za innych. Bo za nas nikt tego nie zrobił. Nie miał kto.
Nie mieliśmy pojęcia, że tak będzie.
Zaczynaliśmy tutaj jako zwykłe dzieciaki, które z pewnych powodów musiały trafić do tej szkoły. Uczyliśmy się, zawieraliśmy przyjaźnie. Raz bywało lepiej, raz gorzej. Życie jak życie, nie wyróżnialiśmy się niczym poza tym, że... że część z nas zasłużyła sobie, by tu trafić. Właśnie dlatego staraliśmy się przeżyć w tej szkole.
Wycieczka na którą nas zabrano w czasie, gdy wierzyliśmy, że niedługo wrócimy do rodzin, była jednym z lepszych wspomnień jakie większość z nas mogłaby wynieść z tej szkoły po powrocie do domu.
Nie mogliśmy przypuszczać, ani nawet pomyśleć choć przez chwilę, że dzień tego wspomnienia przyniesie nam coś jeszcze.
Był to ten sam dzień, w którym słowa o staraniu się o przeżycie w szkole nabrało innego znaczenia.
Ale nie mogliśmy zdać sobie z tego sprawy od razu.
Lipiec 2003 roku:
Louis wybiegł z gabinetu dyrektora zaraz za Rickardem i Dianne.
Skierowali się na dziedziniec, tak jak inne osoby, które minęli w głównym budynku.Wciąż było słychać krzyki wołające o pomoc, jednak póki co, Louis nie był w stanie stwierdzić czyj dokładnie był to krzyk.
Gdy Louis wybiegł na dziedziniec, wydawało się, że była tam już prawie cała szkoła.
Wszyscy dozorcy, pielęgniarka, szkolni kucharze i kucharki, wszyscy nauczyciele, którzy byli w szkole i którzy wrócili z wycieczki, wszyscy uczniowie.Louis stał na schodach prowadzących do głównego budynku.
Przeraźliwe wołania o pomoc umilkły, jednak to nie oznaczało, że wszystko było dobrze.Gdy stanął na środku dziedzińca, podbiegł do niego także Marlon i bliźniaki Yeun.
Marlon: Lou?!
Leon: O co chodzi?
Louis jednak nie odpowiedział, wpatrując się w osłupieniu tak jak inni obecni na dziedzińcu.
Na środku dziedzińca dostrzegli znajome im osoby - Stephanie, Deweya, Joey'a i Jaspera. Ku zdziwieniu i zaniepokojeniu wszystkich, Dewey i Stephanie podtrzymywali ledwie idącą, chwiejącą się na własnych nogach Jeanne.
![](https://img.wattpad.com/cover/218078663-288-k452024.jpg)
CZYTASZ
Wcześniej - The Final Season Prequel: The Walking Dead Fanfiction
FanfictionPierwsza część planowanej, trzeciej dylogii, skupiająca się na towarzyszach młodej Clementine, która to wiedziała jak sobie radzić w świecie opanowanym wirusem zamieniającym ludzi w nieumarłe potwory zabijające wszystko co żywe. Nauczyła się przetrw...