Epizod 2: Potrzebna pomoc - Część 1

225 23 69
                                    

Violet P.O.V

Poprzednio w The Walking Dead...

Byliśmy tylko dziećmi, gdy martwi zaczęli ożywać tylko po to, by zabijać tych, którzy chcieli przeżyć.

Kilku z nas nie pamiętało samego początku. Na pewno nie wszyscy postrzegaliśmy tego, co się działo w taki sam sposób.

I wielu z nas tego zazdrościło młodszym. Naprawdę dalibyśmy wszystko, by móc choć części rzeczy nie pamiętać. Ale to niemożliwe.

W przeciwieństwie do niektórych, my zapamiętaliśmy wszystko, co nas spotkało. My, ci którzy musieli wziąć odpowiedzialność za siebie... i za innych. Bo za nas nikt tego nie zrobił. Nie miał kto.

Nie mieliśmy pojęcia, że tak będzie.

Zaczynaliśmy tutaj jako zwykłe dzieciaki, które z pewnych powodów musiały trafić do tej szkoły. Uczyliśmy się, zawieraliśmy przyjaźnie. Raz bywało lepiej, raz gorzej. Życie jak życie, nie wyróżnialiśmy się niczym poza tym, że... że część z nas zasłużyła sobie, by tu trafić. Właśnie dlatego staraliśmy się przeżyć w tej szkole.

Wycieczka na którą nas zabrano w czasie, gdy wierzyliśmy, że niedługo wrócimy do rodzin, była jednym z lepszych wspomnień jakie większość z nas mogłaby wynieść z tej szkoły po powrocie do domu.

Nie mogliśmy przypuszczać, ani nawet pomyśleć choć przez chwilę, że dzień tego wspomnienia przyniesie nam coś jeszcze.

Był to ten sam dzień, w którym słowa o staraniu się o przeżycie w szkole nabrało innego znaczenia.

Ale nie mogliśmy zdać sobie z tego sprawy od razu.

Lipiec 2003 roku:

Louis wybiegł z gabinetu dyrektora zaraz za Rickardem i Dianne.
Skierowali się na dziedziniec, tak jak inne osoby, które minęli w głównym budynku.

Wciąż było słychać krzyki wołające o pomoc, jednak póki co, Louis nie był w stanie stwierdzić czyj dokładnie był to krzyk.

Gdy Louis wybiegł na dziedziniec, wydawało się, że była tam już prawie cała szkoła.
Wszyscy dozorcy, pielęgniarka, szkolni kucharze i kucharki, wszyscy nauczyciele, którzy byli w szkole i którzy wrócili z wycieczki, wszyscy uczniowie.

Louis stał na schodach prowadzących do głównego budynku.
Przeraźliwe wołania o pomoc umilkły, jednak to nie oznaczało, że wszystko było dobrze.

Gdy stanął na środku dziedzińca, podbiegł do niego także Marlon i bliźniaki Yeun.

Marlon: Lou?!

Leon: O co chodzi?

Louis jednak nie odpowiedział, wpatrując się w osłupieniu tak jak inni obecni na dziedzińcu.

Na środku dziedzińca dostrzegli znajome im osoby - Stephanie, Deweya, Joey'a i Jaspera. Ku zdziwieniu i zaniepokojeniu wszystkich, Dewey i Stephanie podtrzymywali ledwie idącą, chwiejącą się na własnych nogach Jeanne.

Wcześniej - The Final Season Prequel: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz