Rozdział IV. Diego

173 35 59
                                    

Diego był jednym z nielicznych wyjątków w Kolegium, które wykorzystywały jedyny wolny dzień w tygodniu na naukę. Przeczytał na zapas trzy rozdziały podręcznika do historii i napisał przemowy z okazji czterech różnych świąt, a także wyuczył się na pamięć kolejnej gałęzi dynastii obecnie panującej na tronie sąsiedniego kraju. Zadowolony opuścił swój pokój dopiero w porze kolacji, wciąż z nosem w książce. Cudem udało mu się nie wpaść na nikogo, gdy szedł przez dziedziniec do stołówki pogrążony w lekturze, lecz w samej stołówce nie dało się nie obić przypadkowo o jakiegoś ucznia, dlatego też z nieukrywanym rozczarowaniem zatrzasnął podręcznik.

– A gdzie się podziewają Ash i Rivan? – spytał Lucjana, siadając przy stoliku. Nieobecność elfów była wyraźnie widoczna, jako że nikt inny nie śmiałby usiąść obok Diego. Lu niepewnie podrapał się po głowie.

– Wydaje mi się, że poszli kupić buty na zimowy bal.

– Przecież zostało jeszcze mnóstwo czasu – zdziwił się półelf.

– Nieprawda. To raptem trzy tygodnie, a niewiele mamy okazji, żeby wybrać się do miasta. Poza tym, po naszej pamiętnej wyprawie... – w wypowiedzi Lucjana pojawiła się znacząca pauza – na gwałt potrzebujemy eleganckich ubrań.

– Słuszna uwaga.

– Za godzinę rozpalamy ogniska! – krzyknął ktoś, po czym naraz w stołówce dało się słyszeć istny wybuch gwałtownych rozmów. Lu poderwał się z miejsca, by przyjmować kolejne zakłady, ostatnie przed rozpoczęciem próby. Czerwona łuna wieczornego światła opromieniała sylwetki uczniów, nadając im złowieszczego wyglądu. Diego pomyślał bezwiednie, że Ash chętnie by to narysowała.

Polana okalająca Kolegium zaroiła się od młodych magów, rozkładających na trawie koce. Sadowili się również na powalonych drzewach. Brzdąkały dwie lutnie, grał flet, ktoś śpiewał zbereźną przyśpiewkę o kochankach króla Ludeco II. Sielska atmosfera wieczoru sprawiła, że sam również poczuł w duchu kojący spokój.

– Panie Perez, bądź łaskaw podejść tu na chwilę. – Półelf podniósł głowę. Pan Arone przywoływał go do siebie ruchem dłoni. Przemknął między labiryntem koców i stanął przed profesorem historii i dyplomacji, będącego również opiekunem Gońców. – Czy zechciałbyś komentować tegoroczne próby?

– Ja... narratorem? Ależ to pan zawsze nim był! Nie mógłbym wykonać tego lepiej niż pan.

– Potraktuj to jak swego rodzaju sprawdzian. Uczysz się bardzo pilnie i podczas pasowania absolwentów chciałbym przyznać ci wyróżnienie. Aby to uczynić, muszę się jednak upewnić, że na nie zasługujesz. Dlatego w tym roku będę zadawał ci dodatkowe prace do wykonania. Czy zgadzasz się na taki układ? – zapytał profesor. Jego ciemna, niemal czarna skóra nadawała mu mrocznego wyglądu, choć tak naprawdę był człowiekiem życzliwym i radosnym.

– Oczywiście – zgodził się chętnie i bez dalszych protestów, poważnie skinąwszy głową. Nauczyciel roześmiał się i zaskakująco poufale poklepał go po ramieniu.

– Młody człowieku, czasem trzeba odpuścić sobie tę dyplomatyczną sztywność – rzekł rozbawiony profesor. – Za kwadrans staw się w moim gabinecie. – Wskazał palcem na jedno z okien Kolegium, zasłonięte czerwoną kotarą na znak, iż uczniom zabronione jest wchodzenie tam po ścianie.

Diego znów pokiwał głową, tym razem starając się to zrobić mniej formalnie, lecz przyszło mu to z wielkim trudem, a owe starania okazały się zupełnie daremne.

– Cześć, Diego. – Obrócił głowę, by ujrzeć zabarwione słońcem na rudo włosy Ash. Twarz również miała zaczerwienioną, podejrzewał, iż nie tylko ze względu na światło. Z pewnością ścigali się z Rivanem w drodze powrotnej, jak zawsze przekomarzając się i rywalizując jedynie o satysfakcję z wygranej.

DircandOù les histoires vivent. Découvrez maintenant