bitter words

802 83 32
                                    

Mrowił go każdy centymetr skóry, a urywany, pełen wściekłości oddech nie dawał się uspokoić. Niewiele brakowało, by Dabi zniszczył wszystko, nad czym od tak dawna pracowali. Wystarczyłoby jedno przypadkowe słowo czy spojrzenie, a ktoś mógłby ich połączyć, ktoś mógłby się zorientować i Rada nie pozwoliłaby mu dalej pracować nad sprawą Ligi. Wezwaliby kogoś innego, a jego odsunęli. Gorzej, mogliby uznać, że to gra niewarta świeczki i... Nawet nie chciał o tym myśleć.

Na dłoniach i policzkach wciąż miał ślady sadzy. Te miejsca swędziały jakoś bardziej, jakby emocje kumulowały się właśnie w nich. Wiedział, że powinien się opanować, ale nie chciał. Mógł stracić wszystkie pióra. Mogli zginąć zupełnie niewinni ludzie do cholery!

Wiedział, że Dabi nienawidzi Endeavora, wiedział, że najchętniej by go zabił i choć tego nie popierał, był w stanie zrozumieć. Nie był jednak w stanie pojąć, jak mógł tak nieodpowiedzialnie, tak idiotycznie i dziecinnie wszystko przyspieszyć, zrujnować staranny plan, który razem ułożyli. Plan, który dawał jedynie korzyści, a nie... to.

Do obskurnej klatki schodowej wpadł jak burza, omal nie strącając z głowy kaptura znoszonej bluzy. Kobieta, którą potrącił na schodach, odprowadziła go pod same drzwi barwną wiązanką przekleństw. Hawks nie dbał o to, nawet nie zwolnił.

Tak się trząsł, że ledwo trafił kluczem do zamka. Zatrzasnął za sobą drzwi, nie kłopocząc się ponownym, mozolnym zamykaniem.

Dabi stał przy kanapie z rękami założonymi na piersi i zuchwałym uśmieszkiem na ustach. Wciąż miał na sobie swój czarny płaszcz. Nawet się nie przebrał.

Pokój wypełniał ostry, drażniący zapach spalenizny.

- Czy ciebie do reszty popierdoliło?! - wrzasnął Keigo. - Mogli zginąć cywile! Kurwa, nienawidź sobie, kogo chcesz, prowadź sobie tę całą vendettę, ale myśl! Rada... - Wciągnął i wypuścił powietrze, aby już nieco ciszej dokończyć: - Rada nie będzie tolerować takiego zachowania. Na razie chcą tylko informacji i nieznacznej manipulacji, ale w każdej chwili mogą uznać, że to zbyt duże ryzyko i po prostu kazać was usunąć.

- Masz na myśli mnie. Mają dostęp tylko do mnie.

- Mają dostęp do wszystkiego. To pieprzona Rada, zrozum to wreszcie! To nie grupka fanatyków religijnych czy dilerów, których możesz po prostu spalić. Oni mają wszystko, kontrolują wszystko, oni... oni... - Jego głos niebezpiecznie zbliżył się do łkania. Zamknął oczy. Odetchnął. Wciąż dyszał. Zbyt wiele złości. Zbyt wiele emocji.

- Martwisz się o mnie? To urocze, ale potrafię o siebie zadbać - stwierdził nonszalancko Dabi.

- Idzie ci to wprost doskonale - sarknął Keigo. - Dabi, kiedy ostatnio jadłeś coś normalnego albo brałeś prysznic? Kurwa, kiedy przespałeś więcej niż kilka godzin?

- Nie odstawiaj mamy-kwoki. Jestem dorosły i wiem, co robię.

- Serio? Naprawdę wiesz? Bo dzisiaj nie wyglądałeś, jakbyś wiedział. Rzuciłeś się w wir ognia zupełnie bez planu. Działałeś na oślep, omal nie zwaliłeś połowy budynku na ulicę, a potem kiedy miałeś już Endeavora w garści, stchórzyłeś.

- Stchórzyłem? - w oczach Dabiego zabłysły niebezpieczne iskierki. Jego głos był gorący jak jego błękitny ogień. - Sam mnie powstrzymałeś. Zabiłbym go. Powoli i boleśnie. Tak jak bydlak zasłużył.

- Co on ci w ogóle zrobił, co? Roztopił lody? Czemu aż tak go nienawidzisz?

- Nie twoja sprawa - warknął Dabi.

- Obawiam się, że moja. Jakbyś nie zauważył przez tę twoją zemstę, omal dzisiaj nie zginąłem. Chcę wiedzieć, po co straciłem tyle piór - zażądał.

- A ja chcę polecieć na Marsa, ale nie zawsze ma się to, czego się chce. Im wcześniej to zrozumiesz, tym lepiej. Świat jest okrutny. Nie każdy może sobie być drugim najlepszym bohaterem i zbijać fortunę, latając i uśmiechając się do fleszy. Pióra ci odrosną, nie jęcz.

Ręka Keigo poruszyła się szybciej, niż pomyślał, co właściwie chce zrobić. Głowa Dabiego obróciła się pod wpływem uderzenia. Dabi spojrzał na Keigo spod grzywki, która opadła mu na czoło.

- Mocno bijesz jak na puste kości - stwierdził, uśmiechając się jakoś tak... pusto. Keigo mógłby przysiąc, że gdyby mógł płakać, jego policzki byłyby mokre. - Oh, przy okazji gratuluję. Swoją asystentkę też bijesz, gdy zrobi za gorzką kawę?

Keigo dyszał ciężko i tylko patrzył szeroko rozwartymi oczami, nie będąc w stanie opuścić wciąż uniesionej ręki. Czuł, jak coś w nim kruszeje, jak zaczyna pękać.

Ukryte, niemal zatarte wspomnienie uniesionej ręki, świst powietrza i rozlewający się po twarzy ból. Pamiętał. Był jeszcze dzieckiem. Śmiał zakwestionować ich zdanie, odmówić przyszpilenia do ściany myszy, którą przynieśli. Chcieli, aby miał zasłonięte oczy i kierował się drganiami powietrza. Dopiero zaczynał się tego uczyć i wiedział, że zrobi zwierzątku krzywdę, ale im się nie odmawiało, bo bolało, bo i tak w końcu musiał zrobić, co chcieli, bogatszy jedynie o kilka sinych śladów.

"Pióra odrosną, nie jęcz" - pamiętał te słowa. Kołatały się i dźwięczały mu w głowie, powtarzane przez niezliczone, wyprane z emocji lub poirytowane głosy. Tyle że on czuł pióra, każde z nich. Może nie jak kończyny, teoretycznie nawet nie miały w sobie nerwów, ale jak część siebie. Słyszał je, naginał do swojej woli czystą myślą. Skrzydła były... Trochę jak jego dusza.

Opuścił rękę i zacisnął obie pięści.

- Tak czy siak - zaczął Dabi, jednocześnie dotykając dolnej wargi i sprawdzając, czy nie jest pęknięta. - Miło się rozmawiało. Daj znać, jak ochłoniesz i znajdziesz lepsze argumenty.

Wyminął Keigo i wyszedł z pokoju, a niedługo potem słychać było szczęk zamka. Pod Keigo ugięły się kolana. Opadł bezwładnie na klęczki. Miał ochotę wyć.

To nie tak miało wyglądać. To nigdy nie miało tak wyglądać. Nie chciał... Wyzywał Dabiego od idiotów, a sam nie był lepszy. Może gorszy.

Trząsł się, ale chyba już nie ze złości. Przyciskając feralną dłoń do piersi, łykał krótkie, rwane hausty powietrza. Małe, czerwone piórka latały wokół jego głowy, niczym smętne konfetti.

Nie umiał się uspokoić i to przerażało go jeszcze bardziej. Słynął ze swojego opanowania i zimnej krwi, ale Dabi... Dabi potrafił go poruszyć jednym słowem czy spojrzeniem, czasami wystarczyło, że stanął obok.

To chyba... Chyba powinni to zakończyć. Zbyt się zamotali, zbyt zaangażowali... To było niezdrowe, nienormalne i niedopuszczalne w ich sytuacji, chociaż... Tego oczekiwała Rada - informacji. A jak Hawks je zdobędzie, to już nie ich zmartwienie. Czy to przez przyjaźń, czy sypianie z wrogiem, tak długo, jak był lojalny wobec nich i tylko nich, miał pełną swobodę działania.

Załkał. Zaszlochał. Zwinął się w kłębek na szarawym dywanie. Czerwone pióra opadły bezwładnie.

Musiał coś zrobić. Musiał podjąć decyzję.

Musiał... ale nie teraz.

wygląda na to, że bardziej wciągnęłam się w pisanie sweetest poison, niż chciałam xD cóż, oznacza to więcej rozdziałów, więc chyba nie ma co płakać. no chyba, że już płaczecie to wtedy mogę jedynie zaoferować chusteczki.

Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|Onde histórias criam vida. Descubra agora