why so bitter, honey?

700 66 53
                                    

Keigo wyplątał się z ciepłych objęć i spuścił nogi na podłogę. Jeszcze przez chwilę pozwolił, aby senne zadowolenie okrywało go jak gruby, puchaty koc, zanim wstał i najciszej jak potrafił, a oznaczało to bezszelestnie, przeszedł do stojącej naprzeciw łóżka, czarnej szafy o drzwiach z polerowanego drewna. Zastanawiał się, czy nie zebrać ubrań z podłogi, ale i tak były wczorajsze, no i naprawdę nie miał ochoty się po nie schylać.

Miękki, szary dywan łaskotał go w bose stopy. Drzwi szafy skrzypnęły, a Keigo odwrócił się w kierunku dopiero co opuszczonego łóżka, gotów przepraszać za obudzenie Dabiego, jednak ku jego zaskoczeniu, brunet nadal spał spokojnie i tylko zamruczał coś nieartykułowanego, przesuwając nieznacznie ręce, którymi wcześniej obejmował Keigo.

We śnie wyglądał spokojniej i delikatniej. Bez krzywego, wrednego uśmieszku i wiecznie zmrużonych w grymasie oczu wydawał się młodszy. Zmierzwione snem i... cóż, dłońmi Keigo, włosy rzucały delikatny cień na jasne, wysokie czoło, a kiedy odwrócił głowę do okna, prześwitujące przez zasłony złote promienie zalśniły na metalowych zaczepach spajających zdrową skórę z pobliźnioną.

Keigo uśmiechnął się czule. Wyjął z szafy wąskie dżinsy i białą, luźną koszulę z miękkiego, przewiewnego materiału. Mimo że ze względu na obecność pewnego wysoce niebezpiecznego i poszukiwanego terrorysty spotkania z kontrahentami na tyle bliskimi Rady lub jemu samemu, aby znać adres mieszkania, nie miały prawa bytu, zawsze lubił dbać o swoją aparycję. Kiedy przez większość dzieciństwa chodzisz w szmatach, odrobina dbałości o siebie może dać prawdziwe poczucie wolności, a Hawks naprawdę lubił czuć się wolny. Rzadko miał okazję posmakować prawdziwego wyzwolenia, więc starał się celebrować te niedługie chwile, w których mógł.

Przeszedł z sypialni do połączonej z nią łazienki i ubrał się szybko. Przejechał dłonią po policzku. Zarost stawał się wyczuwalny i widoczny przy odpowiednim oświetleniu. Zamarł z dłonią w połowie drogi po maszynkę. Nie dzisiaj, uznał.

Udało mu się wymknąć z sypialni, nie budząc Dabiego i dostać do gabinetu bez większych problemów. Gdy zobaczył biurko, coś w nim zadrżało z trwogi. Oto na blacie z czarnego szkła piętrzyła się najwyższa i najbielsza sterta papieru, jaką było mu dane dotąd zobaczyć. Na pierwszy rzut oka wiedział, że czeka go pracowite przedpołudnie, południe, popołudnie i zapewne wieczór też, a był przekonany, że na koniec dnia zostanie jeszcze trochę dokumentów. Zastanawiał się, jak inni czołowi bohaterowie radzą sobie z taką ilością dokumentacji. Zapewne mają od tego ludzi. On też mógłby mieć. Chyba. Gdyby Rada się zgodziła, jednak wtedy mieliby jawny dostęp i kontrolę nas jeszcze jedną częścią jego życia. Wolał poczucie złudnej kontroli niż jej zupełnego braku.

Westchnął i usiadł w wygodnym, przystosowanym do skrzydeł fotelu.

Pierwszy dokument był dokładnym raportem z jego ostatniego patrolu. Zatrzymanie jakiejś mało znaczącej kradzieży, ściągnięcie kota z drzewa, żeby mała dziewczynka nie płakała (i pomyśleć, że kiedyś uważał, że takie sytuacje zdarzają się jedynie w filmach), zapobiegnięcie jakiejś stłuczce. Właściwie musiał tylko przeczytać, sprawdzić poprawność i podpisać. Po chwili sięgnął po kolejną kartkę. Kolejny raport. Potem propozycja odnowienia kontraktu z firmą jubilerską. Potem list, w którym dziewczynka dziękowała za uratowanie jej kota. Był napisany kolorowymi kredkami i pełen błędów, ale Hawks uśmiechnął się ciepło na jego widok. W gruncie rzeczy był uroczy. Wiedział, czemu Asano włożyła go między naprawdę ważną korespondencję. Potem była jeszcze jedna propozycja kontraktu, zaproszenie na uroczystość otwarcia jakiegoś pomnika ku czci kogoś tam, przypomnienie o sesji zdjęciowej z Bakugou, która miała odbyć się w następnym tygodniu i wreszcie lekko pogięta, biała koperta z wydrukowanym i przyklejonym adresem jego mieszkania i bez danych nadawcy na odwrocie. Nie były potrzebne. Wiedział od kogo, a może raczej czego jest list. Wciąż dziwił się, że Rada pozwala, aby ta korespondencja do niego docierała. Chociaż nigdy nie udało mu się znaleźć najmniejszego śladu naruszenia koperty czy też zawartości, który mógłby świadczyć jako dowód, że ktoś w Radzie zna treść listów, nie przypuszczał, aby pozwoliliby, aby dostał cokolwiek niesprawdzonego. Mieli swoje sposoby. Na pewno znali treść, a nawet dokładny skład chemiczny kredek, którymi dziewczynka, której kota uratował, napisała swój list. List w białej kopercie musiał zostać potraktowany z podobną skrupulatnością.

Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz