Rozdział 6.2

21.8K 973 229
                                    

     Rodavan powoli się odsunął. Roxanne, wciąż oniemiała z zaskoczenia, zastygła w bezruchu. Dopiero po chwili odważyła się unieść głowę i spojrzeć w oczy Viktora. Na jego twarzy malowały się najróżniejsze emocje. Gniew, niedowierzanie... ból? W przypadku człowieka takiego, jak Vukadin była to diabelsko wybuchowa mieszanka. Jedna z tych, które mogą doprowadzić do śmierci.

I to nie jednej.

Po raz pierwszy Roxanne naprawdę się bała. Mogła już tylko modlić się, by Viktor nie okazał się równie szalony, co jego ojciec. Żadne słowa nie przekonają go teraz, że nie chciała tego pocałunku.

Ona sama nie do końca w to wierzyła.

- Viktor, ja... – odezwała się, nie do końca wiedząc, co chce powiedzieć.

- Zamknij się – warknął. - Po prostu się zamknij.

Przeniósł spojrzenie na brata. Roda powoli się podniósł i wyprostowany stanął naprzeciw niego. Był niższy i nieco drobniejszy, ale nie okazywał choćby cienia strachu.

- Naprawdę uważasz, że możesz ją mieć? - wycedził. - To nie kolejna uległa dziewczynka do twojej kolekcji. Nie jesteśmy pionkami w twojej grze, Viktor. Tylko ludźmi, którzy myślą i czują. I czasem lokują te uczucia w złym miejscu.

Zrobił krok na przód, tak, że dzieliły ich już tylko centymetry. Roxanne niemal czuła kipiący w powietrzu testosteron. Roda zbliżył twarz do twarzy Viktora, który wyraźnie był w tej chwili na skraju wybuchu. Niższy z braci wyszczerzył zęby w wyrazie bolesnej frustracji.

- Zasługuję na nią bardziej, niż ty.

W tym momencie nastąpiło to, czego Roxanne się obawiała.

Twarz Viktora wykrzywiła się wściekle, a jego ręce z całej siły pchnęły Rodavana, tak że tylko cudem utrzymał równowagę. Zanim zdążył w pełni ją odzyskać zaciśnięta pięść wystrzeliła, uderzając go w szczękę. Roxanne wrzasnęła, gdy głowa Rody podskoczyła, a z jego ust bryzgnęła krew. Zachwiał się, zamroczony siłą ciosu. Viktor jedną ręką chwycił za materiał jego koszuli, po czym uniósł pięść, by uderzyć ponownie.

Rozległ się szczęk odbezpieczanej broni.

Viktor opuścił ramię i zamarł, powoli podążając wzrokiem w dół, do przyciśniętej do jego mostka beretty. Gdy ponownie spojrzał w czarne oczy Rodavana, na jego twarzy malował się wyraz niedowierzania.

Roda dyszał głośno. Ściskająca pistolet dłoń drżała, gdy mierzył w klatkę piersiową brata.

Splunął krwią.

- Zawsze byłem wobec ciebie lojalny – oznajmił, łamiącym się głosem. - Jak jebany pies, byłem na każde twoje skinienie, myśląc, że zasłużę sobie na odrobinę wdzięczności. Ale ty nigdy nie czułeś się w obowiązku, by okazać ją komukolwiek. Pierdolony władca świata, mający wszystkich za robaki pełzające u jego stóp. - Pchnął lufę, jeszcze mocniej wciskając ją w tors Viktora. Starszy z braci nawet nie drgnął. - Mam tego dosyć, rozumiesz? Chodź raz wziąłem to, czego chciałem, nie pytając cię o zdanie. I wiesz co? Nie żałuję. - Jego głos przerodził się w chrapliwy krzyk. - Słyszysz, kurwa? Nie żałuję!

- Roda. - Roxanne, która trwała dotąd w milczącym bezruchu, poderwała się z miejsca. Kładąc dłoń na grzbiecie pistoletu, spróbowała skłonić Rodavana do opuszczenia broni.

Czarne oczy popatrzyły na nią smutno. Dostrzegła szklące się w nich łzy.

- On nie jest tego wart – szepnęła, znów lekko napierając na berettę.

Jeszcze niedawno sama chciała zabić Vukadina. Teraz nie była jednak pewna, czy bardziej bała się o to, co spotka Rodę, jeśli naciśnie spust, czy po prostu wolała, by Viktor pozostał przy życiu.

Roxanne. Niebezpieczna gra (ZAKOŃCZONA)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora