1.

85 11 9
                                    

Postaram się, żeby każda piosenka zamieszczona tam, u góry, miała coś wspólnego z rozdziałem. Czasem jedno słowo, czasem główny temat, a czasem mój pusty strzał związany z jakimś skojarzeniem. Można powiedzieć, że będzie to swego rodzaju tytuł rozdziału. Miłego czytania i... słuchania.

~*~

Toruń, 12 kwietnia, 12:45

- Co?! - jej mama podniosła głos, zaskoczona.

- Przecież widzisz - burknęła tylko Weronika. Sama nie wiedziała, co myśleć o kontrowersyjnej treści listu.

Dziś rano do domu dostarczono list, który miał zaświadczyć o przyszłości piętnastoletniej Weroniki. W jego treści miała znaleźć się informacja, z kim spędzi resztę życia.

Tuż po wprowadzeniu ustawy według której młodzi ludzie po ukończeniu czternastego roku życia mieli być dobierani w pary przez rząd, wybuchły tysiące protestów i strajków. Ludzie byli oburzeni, nie zgadzali się na coś takiego. Nie interesowało ich tłumaczenie się i kajanie przywódców państw, że dzięki temu nie będzie głupich nieszczęść wywołanych zdradami, rozwodów i tak dalej.

Po dziewięciu miesiącach buntu władze zdecydowały, że będzie to pięćdziesięcioletni rodzaj eksperymentu, w którym wszyscy do trzydziestego roku życia wezmą obowiązkowo udział. Plan zakładał, że osoby aktualnie samotne do tego wieku będą miały gwarantowanego partnera czy partnerkę. Oczywiście, obowiązkowo.

Weronika pamiętała dobrze dzień, w którym wyszła na światło dzienne ta dziwna ustawa. Pamiętała zdziwioną, bladą twarz mamy, napływ tysiąca zażaleń, skarg i memów do internetu, gorliwe dyskusje na portalach społecznościowych. Pamiętała też, że wtedy pomyślała, że to dla niej szansa. 

Tak, w przeciwieństwie do swoich koleżanek, nie miała nigdy chłopaka. Zresztą, głupio wymagać tego od ówczesnej czternastolatki, prawda?

Teraz, patrząc na białą, z pozoru nieszkodliwą kartkę, czuła szok. Tylko i wyłącznie szok. A może to był jednak jakiś żart..?

Miała się wyprowadzić z Polski do USA, nie znając dobrze języka angielskiego. Idealny plan na przyszłość, prawda? 

Co gorsza, nie napisano nawet, z kim została sparowana. Owszem, uprzedzano ich, że nie można o tym mówić, aż nie będzie się z "partnerem czy partnerką" trzech lat. Ale... żeby nawet rodzice nie mogli wiedzieć? Nawet najbliższa rodzina?

Jutro o siedemnastej miała być na lotnisku w Warszawie. Tam miał czekać jej wybranek... Jak ona miała zdążyć się spakować? Jak miała zdążyć się pożegnać?

Jak miała zdążyć zrobić cokolwiek?

~*~

Lotnisko w Warszawie, 13 kwietnia, 16:03

-"I don't belive in destiny

   I just do what's best for me

   Don't listen my enemies

   They're just.." - słuchanie jednej z ulubionych piosenek przerwał Weronice jej tata, oznajmiając, że są na miejscu. Ostatnio zawsze ktoś przerywał jej akurat wtedy, gdy słuchała "Destiny". Dlaczego? To nie mógł być przypadek...

Kto wie, może to "przeznaczenie"?

Weronika parsknęła w duchu na tę myśl. Ironia losu.

Umiejętność angielskiego dziewczyny ograniczała się do tłumaczenia w translatorze tekstów piosenek NEFFEXa i słabego poziomu na testach szkolnych. Niby była w XX LO, najlepszym (no, prawie) liceum w Toruniu, ale nie języki obce były jej mocną stroną. Raczej język polski, biologia, chemia... co więcej, konieczna także na biol-chemie łacina.

Nie można powiedzieć, że Weronika nie próbowała się uczyć. Po prostu angielski, tak jak niektórym matematyka, zwyczajnie jej nie wchodził...

...a teraz miała się posługiwać tym językiem na co dzień.

Dziewczyna westchnęła głęboko, wyjmując z bagażnika grafitowego Mitsubishi Outlandera swoją walizkę. Umówiła się z rodzicami, że resztę potrzebnych rzeczy wyślą pocztą. Jak na razie miała dwie wielkie walizki i plecak jako bagaż podręczny, a to i tak było... nieźle.

Nieźle, biorąc pod uwagę, że zapakowała tam połowę swojego - skromnego wprawdzie - dobytku.

Przez ciało Weroniki przeszedł dreszcz podniecenia. Mimo napiętej sytuacji i stresu wywołanego wyjazdem na inny kontynent była strasznie ciekawa, kto na nią czeka. Miała w końcu przecież z nim spędzić pięćdziesiąt lat, prawda?

Cholera, to pięćdziesiąt lat.

Nawet wątpliwości nie były w stanie zgasić powstałego w sercu Weroniki zapału. Żwawym krokiem skierowała się w stronę pracownicy lotniska, by zapytać, do którego samolotu ma wsiąść. Z tego co zrozumiała z zawartości listu, bilety fundowało państwo, a ona miała po prostu przyjść na lotnisko. 

- Dzień dobry, córka ma wylecieć dzisiaj do Stanów Zjednoczonych - wyręczył ją tata, nagle zjawiając się obok niej. 

- Sparowana? - zapytała ruda kobieta po czterdziestce, spoglądając na nich znad jaskrawoczerwonych okularów. Weronika uniosła wysoko brwi ze zdziwienia. Oczekiwano jej? Czy naprawdę wszyscy wiedzieli, z kim ma zostać sparowana,.. wszyscy oprócz niej?

- Tak - powiedział mężczyzna, wyciągając rękę z białym listem.

- Zapraszam za mną - kobieta skinęła Weronice ręką, wstając. Dziewczyna razem z ojcem poszła w ślad za nią. - Zaraz, pan nie może iść z córką, panie...

- Lewandowski. Dlaczego nie mogę iść z córką? Nawet rodzina nie może wiedzieć, z kim zostało sparowane ich własne dziecko?

- Do pierwszego spotkania sparowanych rodzice nie mogą wiedzieć. Obcy ludzie mogą zostać poinformowani o tym dopiero po trzecim roku. Przepraszam, takie mamy przepisy - uśmiechnęła się pocieszająco do mężczyzny, biorąc od niego jedną z dwóch walizek Weroniki.

- Żegnaj, tato - krzywy, acz pokrzepiający uśmiech nie był w stanie złagodzić niepokoju na twarzy taty. Weronika chciałaby w tym momencie coś powiedzieć, coś, co podniosłoby go na duchu. Umiała się jednak tylko pożegnać. Ojciec bez słowa przytulił ją do siebie, odwrócił się i odszedł. Piętnastolatka westchnęła cicho, patrząc w ślad za odchodzącym opiekunem. Teraz zaczynał się w jej życiu nowy etap, w którym nikt nie mógł jej towarzyszyć.

Poza jej nowym "chłopakiem".

Kobieta, która ją tu przyprowadziła, ścisnęła ją pocieszająco za ramię i ruszyła w dalszą drogę.

Weronika była ubrana w czarne dżinsy, tego samego koloru koszulkę z napisem "Shine, that's all" i narzuconą na to skórzaną kurtkę. Było chłodno nawet jak na kwietniowe popołudnie, wiał zimny wiatr, co jakiś czas z zachmurzonego nieba spadały pojedyncze krople.

Najpierw zastanawiała się, czy nie ubrać swojej ulubionej bluzy z napisem i logo NEFFEXa, ale potem zrezygnowała, tknięta charakterystycznym, kobiecym przeczuciem, którego należało się słuchać. Bezwarunkowo.

Wreszcie, po przejściu wszystkich lotniskowych zabezpieczeń, doszły do białego samolotu z granatowym napisem "LOT". Ludzie wchodzili do samolotu w pośpiechu, płacząc, śmiejąc się, rozmawiając z kimś czy wybierając się gdzieś samotnie, a obsługa chowała bagaże. Tylko jedna osoba stała i najwyraźniej na kogoś czekała.

Tą osobą był oczywiście nikt inny jak ulubiony DJ piętnastolatki, członek zespołu NEFFEX, Cameron Wales.

To, że dziewczyna nie padła wtedy na zawał, było niewyobrażalnym cudem... no, w każdym razie prawie nie padła na zawał. 

Nastolatka nagle pobladła i...

...tak, zemdlała.

Destiny | C. W.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz