44.

19 6 4
                                    

Toruń, 14 maja, 18:00 czasu polskiego

- Weroniko, masz gościa! - zawołała mama, gdy otworzyła komuś drzwi. Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca, wpatrując się w otępieniu w ścianę.

Usłyszała kroki na schodach i spięła się mimowolnie. Nie chciała tego spotkania. Nawet gdy jej drzwi zaskrzypiały przy otwieraniu, nie podniosła wzroku. Nie miała ochoty wiedzieć, kto to. Miała to głęboko gdzieś. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy usłyszała znajomy, okropny głos:

- Mówiłem, że jesteśmy sobie przeznaczeni..!

Zaskoczenie. Podejrzliwość. Wściekłość.
Dlaczego on, do cholery?! Może naprawdę ktoś to wszystko zaaranżował i zaplanował?

Podniosła wzrok i dostrzegła krzaczaste, grube brwi, twarde, ostre rysy twarzy i ciemne, zimne oczy.

Dlaczego Arnold..?!

~*~

Los Angeles, 14 maja, 18:00 czasu amerykańskiego

- Cam, musisz pojechać spotkać się z tą nową dziewczyną. Jest z tobą sparowana, to twój obowiązek... Skąd wiesz, może okaże się całkiem fajna..? - ostatnie zdanie wypowiedziane przez Bryce'a było niepewne, jakby on sam w nie nie wierzył. I... Chyba rzeczywiście tak było. Po "zdradzie" Weroniki zniknęła cała nadzieja na lepszą przyszłość.

- Bryce, na o niej nie zapomnę. Była idealna, a przynajmniej ta iluzja, którą stworzyła. Nie pokocham... kogoś innego - głos Camerona był pełen rezygnacji i rozgoryczenia.

- Pozostając w tym stanie emocjonalnym dajesz tylko Weronice satysfakcję, że jej plan się powiódł. Proszę, choć spróbuj.

- Dobra - mruknął Cameron. Był pełen niedowierzania dla samego siebie, że naprawdę to robi. Nie powinien był się zgadzać...

- Ktoś chyba jest tu uparty... Obawiam się, że sama tu przyjechała - rzucił Bryce, wyglądając przez okno. - Chodź.

Gitarzysta z niechęcią ruszył za przyjacielem. Przed ich willą stały dwie sylwetki - sportowego samochodu marki Mercedes oraz kościstej dziewczyny z walizką. Bryce i Cameron podeszli bliżej i... zamarli.

Dziewczyna wyglądała jak ostatnie dziecko stróża. Miała cienkie, prostokątne okulary, pryszczatą twarz, pulchny, czerwony nos, świńskie oczka, odstające uszy i wystające zza cienkich warg zęby. Z nosa jej leciało, a obgryzione do krwi paznokcie co chwila go przecierały. Przetłuszczone włosy tu i ówdzie wypadały, a nierówne końcówki rozdwajały się i zawijały.

Sam outfit wyglądał, jakby wybrała go pięciolatka, wyszła w nim na dwór i wróciła, jedząc coś po drodze - żółte, przybrudzone błotem kalosze, kraciasta, neonowo różowa, pokryta tajemniczym nalotem spódniczka, pasiaste, tęczowe rajstopy z dziurą na kolanie i długa koszulka z obrazkiem z "Krainy Lodu". Mężczyzni mogli się założyć, że to monstrum nie miało nawet stanika - nie miało powodu go nosić.

Wniosek: nie dotknęliby jej dwumetrowym kijem. Wyglądała jak damskie - choć nie do końca - połączenie Golluma i potwora z Morii.

Ma sa krycz nie.

~*~

Toruń, 14 maja, 18:10 czasu polskiego

- Halo, Weroniko! - wrzasnął Arnold, tracąc cierpliwość. Od dziesięciu minut nie reagowała na żadne sygnały wysyłane w jej stronę. Siedziała i gapiła się w ścianę, czując pożerającą ją pustkę.

Destiny | C. W.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz