Mechaniczna Księżniczka

18 4 3
                                    


Późno popołudniowe światło wpadało przez rozbite witraże i delikatnie rozpraszało półmrok panujący we wnętrzu zrujnowanej wieży. Drobinki kurzu wirowały w promieniach, a bluszcz wciskał się w każdą szczelinę starych murów. Śmiałek, który siedział na parapecie sapnął z wrażenia, przerzucił nogi do wewnątrz pomieszczenia i zeskoczył na podłogę pokrytą warstwą gruzu i zesłych liści. Ze ścian odpadał płatami tynk, a sufit zdobiły malownicze zacieki, ale dzielnie się trzymał. Chłopak pomyślał, że samotna wieża w środku lasu będzie idealnym miejscem, by chociaż na chwilę uciec od nadopiekuńczej matki i apodyktycznego ojca. Odwrócił się i wyjrzał przez okno; wieża wystawała ponad czubki wiekowych drzew, a do tego stała na wzgórzu, więc niezaprzeczalnie miała w sobie coś bajkowego. Wyjął z torby kawałek węgla i postanowił zaznaczyć, że to on jako pierwszy tam dotarł, ale nagle usłyszał szmer i pełne pogardy prychnięcie. Światło nagle przygasło, zrobiło się zielonkawo-żółte i zaczęło się wydobywać zza jego pleców, ale nie przez potłuczone witraże. Ciarki równym szeregiem przebiegły mu przez plecy, zimny pot pojawił się w postaci wielkich kropel na czole i pod nosem, wielkich plam pod pachami i strumyka płynącego po karku. Powoli, sparaliżowany strachem odwrócił się.

Ktoś jeszcze był w wieży. Chłopak wrzasnął przeraźliwie i zatoczył się do tyłu, prawie wypadając przez okno, którym dostał się do środka. Uratowała go szczupła dłoń, która wystrzeliła z cienia i mocno złapała go za koszulę. Upadł na kolana, a chmura pyłu, która się podniosła, podrażniła jego gardło. Zaniósł się kaszlem, aż mu oczy zaszły łzami. Z trudem podniósł się do pionu i spojrzał na swojego wybawcę, przez którego omal nie zginął.

Szczupła blondynka, w podartych jeansach i koszuli w kratę masowała sobie nadgarstek. Jej twarz była boleśnie idealna – szczupła, lekko pociągła, o cerze jasnej, lekko muśniętej słońcem; miała urocze piegi na nosie i policzkach, nos miała lekko zadarty, usta małe, nienaturalnie różowe. Wyraziste brwi tworzyły mocną oprawę dla dużych, ogromnych wręcz oczu o dziwnym zielonkawo-żółtawym kolorze. Chłopak zmieszał się, bo zorientował się, że zdecydowanie zbyt długo i zbyt intensywnie wpatruje się w nieznajomą. Poczuł jak pieką go policzki i czubki uszu. Spuścił głowę i zauważył, że dziewczyna była boso. Zdziwiony znów uniósł głowę i już miał się odezwać, ale słowa utknęły mu w gardle. Blondynka stała z nim nos w nos; ze zdumieniem skonstatował, że była wysoka, może nawet trochę wyższa od niego. Znów się zatoczył w tył, a dziewczyna znowu go przytrzymała. Tym razem złapał ją za nadgarstek i coś zaczęło mu się nie zgadzać.

Skóra była zimna i mało elastyczna, trochę nieprzyjemna w dotyku, a jeszcze dziwniejsze było to, co miał wrażenie, że było pod nią. Nieznajoma spojrzała na jego zaciśnięte palce z nieukrywanym zaciekawieniem. Znów się zbliżyła do chłopaka, wyciągnęła drugą dłoń i opuszkiem palca wskazującego dotknęła lekko szorstkiego od zarostu policzka. W zamierzeniu dotyk miał być lekki jak piórko, ledwo wyczuwalny, ale chłopak aż się skrzywił od siły nacisku, a w miejscu dotknięcia został ślad.

– Prawdziwy mężczyzna... – wyszeptała, a jej głos okazał się przeciwieństwem jej ciała. Szorstki, chropowaty, płaski i sztuczny. Jakby ktoś tworząc ją skupił się tylko na jej wyglądzie, a nie wziął pod uwagę, że głos powinien mu dorównywać.

– No tak – bąknął głupio chłopak i odsunął się od blondynki, która też się zorientował, że odległość pomiędzy nimi może być niekomfortowa. Nieznajoma znów pomasowała sobie nadgarstek i przysiadła na połamanym stoliku. Chłopak podążył za nią i zauważył, że to z jej oczu bije to dziwne zielonkawo-żółtawe światło.

– Chyba nadwyrężyłam sobie siłowniki. Potrafisz to naprawić? – Zapytała, naciskając na skórę wewnątrz przedramienia. Pojawiła się szczelina, w którą włożyła czubek płaskiego śrubokręta, którego jeszcze chwilę wcześniej nigdzie nie było. Chłopakowi zrobiło się słabo, na myśl o zakażeniu, jakie może się wdać od brudnego narzędzia, jednak prawie natychmiast zrozumiał, że w ramieniu dziewczyny pojawiła się klapka. Jak urzeczony obserwował, jak blondynka otwiera sobie przedramię. Pociekło trochę smaru, który ubrudził jej jasne spodnie i dostał się pod paznokcie, ale pokrywa w końcu ustąpiła i ukazała wnętrze pełne drobnych kabelków i półprzeźroczystych obwodów wypełnionych widmowym, błękitnym światłem. Siłownik faktycznie wymagał drobnej regulacji. Chłopak wziął śrubokręt i szybko się z tym uporał. Zatrzasnął klapkę i spojrzał w niepokojąco idealną twarz.

– Ty nie jesteś człowiekiem, prawda?

– Mechaniczna Księżniczka, prototyp pierwszy.

Imperialna pocztaWhere stories live. Discover now