Masz mnie.

2K 179 74
                                    

Przez przerwę, która wynikła z nadmiaru pracy dziwnie się aż czuję publikując tu kolejny rozdział. Może powinnam wstawić je wszystkie i liczyć, że wena mnie najdzie? 
Ostatnio cały wolny czas poświęcam na pisanie tego drugiego dziecka, liczę więc, że jak tam nadejdzie koniec, to i tutaj wena wróci. Pomysły niby są, ale jakoś tak... Wiadomo :D 
Bez dedykacji dzisiaj. Jestem ciekawa, kto tu dalej zagląda. 


Nie byłem w stanie skupić się na niczym. Kartki z kalendarza, które prześladowały mnie już trzeci dzień, wydawały się odliczać dni do końca mojej stabilności emocjonalnej.

Od samego początku tygodnia starałem się koncentrować na wszystkim, poza tym że nadchodził jeden z najgorszych dni w roku. Zajmowałem się przeglądaniem dokumentów od Kankuro, jeździłem z kotami po weterynarzach, żeby porobić im badania przed kastracją, przesiadywałem w biurze w szpitalu, by wszystkie dokumenty złożyć na czas. Następnie wieczorem ułatwiałem sobie zasypianie butelką wina i było dobrze. Taką miałem nadzieję. 

Ostatnie słowa pani Yuuhi wydawały się ciążyć nade mną równie bardzo, co ta data. 

Otworzyć się przed Uchihą? 

Bałem się. Nie tego, jak zareaguje. Nie wątpiłem, że stanąłby na wysokości zadania, coś powiedział, może w swój dziwny sposób nawet wsparł, tak jak wtedy, gdy załamałem się po śmierci chłopca. 

Obawiałem się raczej, że kolejna taka akcja mogła być ostatnią. Uchiha był ostoją spokoju. Reagował nerwowo tylko wtedy, gdy coś zagrażało jego dziecku, jednak i ten stan bardzo szybko mijał. Zakrywał się maską chłodu i spokoju, pozwalając sobie na więcej emocji w bardzo niewielkim gronie. I choć miałem wrażenie, że do takowego zaczynałem się zaliczać, tak nie wiedziałem, czy będąc kimś tak wewnętrznie rozbitym w jakikolwiek sposób wpasowuje się w jego ramy zainteresowania. 

W pewien sposób bawiły mnie moje obawy. Ja, dorosły facet, boje się, że dostanę kosza od typa, który mi się podobał. To było tak banalne, że aż żałosne. A jednak to właśnie jego osoba w ostatnim czasie była tym, czego potrzebowałem. 

Jak mogłem narażać budowaną dopiero relację dla własnych mrzonek? 

Czwartek zaczął się dla mnie już o trzeciej nad ranem. Pobudka tylko na siku okazała się być ostatecznym czasem przebudzenia się. Mimo przybierania najróżniejszych pozycji, zmieniania miejsca spania z sypialni na salon, przewietrzenia i wypalenia trzech papierosów, nie zasnąłem ponownie. 

Rocznica śmierci rodziców była dniem, który od samego początku przeżywałem dokładnie tak samo. Powinienem się już przyzwyczaić, prawda? 

W szpitalu Tsunade zawsze wygłaszała krótką mowę, następnie Jiraiya wspominał, jak wiele oboje wnieśli do świata medycyny. Ja uciekałem przed ostatnią modlitwą, nie będąc w stanie celebrować ich w takim szumie. 

Nie przychodziło wiele osób wcześniej, również dzisiaj nie spodziewałem się tłumów. Rok temu tuż po uroczystości poszedłem na blok, zmuszając tym samym własny mózg do wyciszenia się. Dzisiaj niestety... 

Zatrzasnąłem za sobą drzwi dachu, wiedząc, że o tej porze nie pojawi się tutaj nawet Uchiha. Nie umiałbym teraz odezwać się chociażby słowem. 

Terapia, którą przeszedłem tuż po wypadku udowodniła mi, że dobrze przeżyta, przerobiona żałoba potrafiła zdziałać cuda. Pogodziłem się z ich odejściem, z tym, że więcej do mnie nie wrócą. Żal powracał tylko w przypadku wypadków innych osób, mijało jednak kilka, może kilkanaście dni i wszystko wracało do normy. 

Zanim zgasną światła.Where stories live. Discover now