Rozdział piąty

345 30 13
                                    

— Afrodyta, tutaj nic nie ma — jęknął kolejny raz Syriusz, zamykając księgę z głośnym hukiem.

Od samego rana siedzieliśmy w bibliotece, szukając czegoś, co doprowadziłoby nas, do przyczyny dziwnego zachowania portretów. Niestety do tej pory przejrzeliśmy większość ksiąg, w których cokolwiek było związane z magicznymi obrazami. Niestety, nic to nie dało. Nie przesunęliśmy się, chociażby o mały kroczek do przodu. Pierwszym, co zrobiliśmy, nim wczoraj wróciliśmy do swoich dormitoriów, było pójście po raz kolejny do  korytarza, w którym wisiał obraz Ariany Dumbledore. Wszystko było w absolutnym porządku, tak jakby to, co widzieliśmy, było tylko iluzją. 

— Zauważyłam — warknęłam, odpychając od siebie książkę i zasłaniając się rękoma.

Nienawidziłam się poddawać. Było to coś, co w łatwy sposób raniło mój honor. Nie chciałam odpuszczać tej sprawy. O ile milczenie postaci z obrazów mogłam z przymrużeniem oka podciągnąć pod coś w miarę normalnego, o tyle ten jeden piorun niszczył wszystko. Pojawił się na wszystkich obrazach, a z tego, co udało mi się wyczytać z jednego ze starych woluminów, nie było to możliwe. Każdy jeden obraz, czy przedstawiał zwykły portret, czy postacie na zewnątrz, nie mógł przedstawiać takiego samego zjawiska atmosferycznego. Płótna przedstawiały jedynie to, co wyobrażał sobie ich autor. Nie było więc to nic "zwyczajnego".

— Na razie sobie to odpuśćmy. Stoimy w miejscu — zauważył brunet, na co niechętnie pokiwałam głową — Poczekajmy, aż znowu będzie coś podejrzanego. Teraz to nie ma sensu.

— Niech ci będzie — westchnęłam głośno.

Nie było sensu kontynuować poszukiwań. Musiałam odpuścić, chociaż naprawdę nie chciałam tego robić.

— Co wy tu jeszcze robicie? Nie było was na obiedzie — odezwał się Aidan, który nagle pojawił się przy nas.

— Chcieliśmy poszukać czegoś na temat — zaczął Syriusz, jak gdyby nigdy nic, na co mocno kopnęłam go pod stołem.

— Na temat mojego eseju z transmutacji. Syriusz obiecał mi pomóc — dokończyłam, ignorując wściekły wzrok Pottera.

Musiałam mu przerwać. Nie byłoby mądrym posunięciem rozpowiadać wszystkim o tym, co widzieliśmy wczoraj. Zresztą ustaliliśmy to już poprzedniego dnia. Wiedziałam, że Syriusz mimo wszystko będzie chciał powiedzieć o tym Aidanowi, gdyż był on jego najlepszym przyjacielem, jednak nie mogłam na to pozwolić. Nie chodziło o to, że mu nie ufałam. Aidan był osobą, której naprawdę można było powiedzieć wiele, jednak był mały problem: Leta. Moja kuzynka nie potrafiła trzymać języka za zębami, a byłam pewna, że Finnigan wszystko by jej powiedział. Byli parą, więc na pewno nie mieli przed sobą żadnych tajemnic.

— Syriusz i pomóc w transmutacji? Przecież jesteś od niego o wiele lepsza w tej dziedzinie — zdziwił się blondyn, siadając obok przyjaciela.

— Dzięki stary, że we mnie wierzysz — mruknął brunet, obrażony.

— Akurat ten temat nie za bardzo mi siedzi, więc poprosiłam go o pomoc — powiedziałam bez zająknięcia.

Nie miałam problemu z kłamaniem. Była to kolejna cecha, którą przyjęłam po dziadku Malfoyu. Tata wiele razu powtarzał mi, że gdy mama była w moim wieku, nie potrafiła kłamać. Widać było po niej wszystko, na szczęście ze mną było zupełnie inaczej. Naginanie prawdy było dla mnie proste i rzadko zdarzyło się, aby ktokolwiek się domyślił, że nie mówię wszystkiego szczerze.

— No widzisz Adian. Nie jestem taki kompletnie beznadziejny — prychnął mój kuzyn, na co mechanicznie przekręciłam oczami.

— Wmawiaj to sobie — mruknął, uśmiechając się wrednie. 

Od zawsze tylko ty MalfoyWhere stories live. Discover now