Rozdział dwunasty

340 24 23
                                    

— Nie wierzę, że twoje urodziny spędziliśmy w drodze do domów! — jęknęła kolejny raz Carina, wychodząc z pociągu na stacji King's Cross w Londynie.

Przekręciłam oczami, słysząc z ust przyjaciółki po raz kolejny te same słowa. Panna O'Kelly nie mogła pogodzić się z tym, że idealna okazja na imprezę, bądź chociaż na wyjście do Hogsmead, przebiegła jej tuż przed nosem, z powodu naszego wcześniejszego wyjazdu z Hogwartu.

Jeśli miałam być szczera, mnie ani trochę nie martwiła wieść, że moje urodziny spędziłam w pociągu. Nie byłam szczególną fanką imprez, ale także urodziny były dnia mnie czymś zwyczajnym i często zdarzało się nawet, iż sama zapomniałam o własnych.

Większość drogi do Londynu spędziłam na  rozmyślaniach. Tej nocy do Hogwaru niespodziewanie wróciła Celina Nott, jednak w żaden sposób nie potrafiła powiedzieć, co się z nią działo. Pogłoski głosiły, że dziewczynkę znalazł Bezgłowy Nick, gdy przechadzał się nocą po korytarzach na drugim piętrze. Panna Nott była podobno wycieńczona, ale największe poruszanie wywołał fakt, iż jej magiczna moc znacznie osłabła, przez co nie mogła rzucić nawet najprostszego z zaklęć.

Żałowałam, że nie udało mi się z nią porozmawiać, jednak profesor Langarm kategorycznie zabronił komukolwiek zbliżać się do niej, kiedy leżała w Skrzydle Szpitalnym, a dzisiejszego ranka do domu zabrali ją rodzice.

Cała ta sprawa była dla mnie dziwna i nie mogłam pojąć, jak ktokolwiek mógł wedrzeć się do Hogwartu i uprowadzić Celine z jej dormitorium. Śmierdziało mi na mile, że coś było nie tak.

— Carina, przestań, przecież doskonale wiesz, że dla mnie to nie ma znaczenia — powiedziałam w końcu, żeby zastopować marudzenie przyjaciółki, nim zrobiłby to Alioth.

A on raczej nie zrobiłby tego w miły i chociażby cenzuralny sposób. 

— Niech ci będzie — westchnęła ociężale — Ja już muszę iść, rodzice czekają. 

— Ja tak samo. Widzimy się w święta — pożegnał się Zabini.

Przytuliłam obojga na pożegnanie, po czym zaczęłam iść w przeciwną stronę. Po drodze pomachałam jeszcze państwu O'Kelly oraz Zabini. 

Już z daleka dostrzegłam swoich rodziców, którzy wraz z Hyperionem stali niedaleko barierek. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, kiedy mój młodszy braciszek z zaciętą miną próbował wspiąć się na ręce taty. Chłopczyk dostrzegł mnie jako pierwszą i nie bacząc na rodziców, zaczął biec w moją stronę. 

— Afji! — wykrzyknął, sepleniąc i rzucił się na moje ramiona. 

Ze śmiechem porwałam malucha na ręce, mocno do siebie przytulając. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo tęskniłam za tym małym szkrabem. 

— Cześć kochanie, tak bardzo się stęskniłam — przywitałam się, odsuwając go lekko, aby spojrzeć na jego bladą buźkę — Chyba urosłeś co? 

Hyperion spoglądał na mnie swoimi słodkimi, brązowymi oczami. Jego włosy także były blond, jednak gdzieniegdzie połyskiwały mu one na rudo, co wyraźnie nas odróżniało, gdyż moje były praktycznie całkowicie białe. 

— I to baldzo. Tatuś obiecał, że kupi mi miotłę, bo jestem juuż taaaki duży! — wytłumaczył mi podekscytowany, na co głośno się zaśmiałam. 

Trzymając go wciąż na rękach, podeszliśmy do rodziców. Odstawiłam małego na ziemię, przytulając się tym razem do mamy i taty. 

— Tęskniłam za wami — wyszeptałam im do ucha, odsuwając się w końcu. 

Od zawsze tylko ty MalfoyWhere stories live. Discover now