Rozdział 1.

60 5 2
                                    

Marzec roku 1980 zapowiadał się naprawdę ponuro. W codziennych wydaniach gazet pojawiały się informacje o coraz częstszych zaginięciach, czy o masowych morderstwach. Policja nie była w stanie odszukać sprawców tych napaści, gdyż na miejscu zbrodni nigdy nie było żadnych poszlak, ani śladów. Każde śledztwo kończyło się tak samo — umorzeniem postępowania z racji „zgonu naturalnego".

Wszyscy byli świadomi, że czasy w których żyją, przeszywa dziwny, niepokojący mrok.

°

W zadbanym, jasnym domku położonym w niemagicznej części londyńskiego Eltham, od niedawna mieszkało młode małżeństwo. Blond włosa kobieta, siedząc na podłużnej kanapie w przestronnym salonie, próbowała rozładować emocje i stłumić łzy poprzez zaciskanie swoich pięści we włosach.

– Amaris, dobrze wiesz, dlaczego chcę i muszę to zrobić. Naprawdę myślisz, że Twój płacz wpłynie na moje zdanie? – mężczyzna stojący przy oknie, za wszelką cenę starał się być silny i nie pokazywać słabości.

– Błagam Cię, zostań. Wiesz, że to misja samobójcza. Chcesz, żeby nasze dziecko dorastało bez ojca?

– Nie mów tak. – brunet kompletnie nie kontrolując już emocji, kucnął przed swoją żoną i ułożył ręce na jej kolanach, patrząc przy tym głęboko jej w oczy – Kocham Cię całym sercem i to jedyny sposób, żeby nasza córka mogła dorastać w bezpiecznym świecie. – dłonie ułożył na ciążowym brzuchu swojej ukochanej, powoli zdając sobie sprawę z tego, że nigdy nie zobaczy swojego jeszcze nienarodzonego dziecka.

Małżeństwo siedziało w tej pozycji przez kilka minut, rozumiejąc, że to może być ich ostatnia  chwila razem. Próbowali przekazać sobie nawzajem wszystkie uczucia i wspomniana, które kiedykolwiek mieli okazję przeżyć, czy poczuć. Kobieta złożyła powolny pocałunek na czole swojego ukochanego, wycierając kciukiem łzy, które spływały po jego poliku.

– Dla większego dobra... – wyszeptał, patrząc w jej oczy. Oczy, które zawsze były dla niego bezpiecznym domem.

- Dla większego dobra.

• • •

Ciemnowłosa dziewczynka siedziała na swoim łóżku, trzymając w rękach pożółkłą kopertę z dziwnie wyglądającą czerwoną pieczęcią odbitą w wosku, analizując w swojej młodej głowie rozmowę z matką, którą przed momentem przeprowadziła. Nic jej się nie zgadzało. Do tej pory uważała mamę za istny ideał, nie sądziła, że ta mogłaby kiedykolwiek coś przed nią ukryć.

Brunetka odłożyła kopertę na stolik nocny, zeskoczyła z łóżka i powolnym krokiem ruszyła w kierunku swojego biurka. Z górnej szuflady wyjęła różowy długopis z wielkim, puchatym piórkiem. Podeszła znowu do łóżka, wyciągając spod niego książkę przewiązaną brązowym rzemykiem, oprawioną w ciemnoczerwoną, skórzaną okładkę. Otworzyła ją i zaczęła zapisywać swoje spostrzeżenia odnośnie dzisiejszego dnia.

Londyn, 13 marzec 1991

Cześć przyjacielu,

Pewnie wiesz, że już mam 11 lat. Dzisiaj mama z wujkiem Remusem przygotowali mi tort i powiedzieli, że mam pomyśleć życzenie przed zdmuchnięciem świeczek. Wiem, że nie powinnam nikomu go zdradzać, ale tobie muszę. Pomyślałam sobie: Chcę mieć najlepszego przyjaciela.

Jak się obudziłam, na moim parapecie leżał list z moim imieniem i bardzo dokładnym adresem. Otworzyłam go i tam było napisane, że zostałam przyjęta do szkoły magii i czarodziejstwa Harwart i że mam sobie kupić jakieś książki i kociołek. Czy tam nie mogą korzystać po prostu z garnków? I czy to oznacza, że ja jestem wróżką? Jak się okazało - niestety nie. Poszłam zapytać mamy, o co chodzi. Jak jej podałam list, to zaczęła się dziwnie zachowywać, chodziła we wszystkie strony, mówiąc coś do siebie. W końcu po tym, jak mi powiedziała, że miała nadzieje, że będę charłakiem, wzięła herbatę z kuchni i powiedziała, że musimy porozmawiać. Powiedziała mi, że jestem czarownicą, że ona też jest czarownicą i że mój ojciec też był czarodziejem, że ich rodzice też byli czarodziejami i tak dalej, wszyscy byli czarodziejami, czyli jestem czystej krwi. Nie do końca wiem, co to znaczy, ale to chyba super. W końcu dowiedziałam się trochę o mojej rodzinie, wiesz o tym, że mój dziadek był kiedyś ministrem magii? Hector II Fawley, ciekawe co się stało z pierwszym. W ogóle Czarodzieje też mają ministerstwo, czad. Jak będę dorosła, to też zostanę ministrem magii.

W następny weekend mamy iść na Pokątną – TAKĄ MAGICZNĄ ULICĘ, to też jest czadowe i kupić mi rzeczy do szkoły. Nie mogę się doczekać. Tylko szkoda, że mama nie pozwoliła mi nic powiedzieć o tym moim koleżankom w szkole, ale by mi zazdrościły, głupie pizdy.

Do następnego, pamiętniku!

KTO TO CHARŁAK —> dopisać do listy pytań CASSIE

SLYTHERINS aren't evil | Theodor NOTTWhere stories live. Discover now