Część dwudziesta

636 99 119
                                    

Chuuya znów był w rodzinnym domu.

Przez tyle lat zdążył już zapomnieć szczegóły posiadłości, ale gdzieś podświadomie był pewien, że budynek na który patrzy, był tym, w którym spędził najlepsze lata swojego życia. Może farba była bledsza niż ją zapamiętał, może drzewa urosły od jego ostatniego pobytu tutaj. Ale to był jego dom. Wrócił, nie wierząc, że jeszcze kiedykolwiek będzie miał taką możliwość.

To miejsce nie mogło być prawdziwe. Wiele lat temu na własne oczy widział niszczenie posiadłości, jak popadała ona w ruinę. Nikt nie chciał jej przejąć. Każdy mówił, że ziemia na której stał dom, była przeklęta, że temu miejscu towarzyszyła tylko śmierć. Najpierw zmarła jego matka, kiedy on i Aimi byli jeszcze dziećmi. Odeszła nagle, jak wiele innych osób z okolicy. Lekarz z początku podejrzewał zapalenie płuc, jednak zapewniał ich rodzinę, że wkrótce kobieta wróci do zdrowia. Kiedy jednak nocą zaczęła kaszleć krwią, stracili nadzieję. Odeszła od nich w ciągu ledwie paru dni od wizyty lekarza. Ludzie umierali falowo. Nie było dnia bez przynajmniej dziesięciu zgonów. A potem, tak nagle jak choroba się pojawiła, tak nagle zniknęła. Odebrała jednak zbyt wiele istnień, by w ten sam szybki sposób można było o niej zapomnieć.

Ojciec poświęcił się pracy. Chuuya musiał zaledwie kilkuletniej Aimi zastąpić matkę, a teraz jeszcze ojca, który odszedł od nich na własne życzenie. Tak było łatwiej – odciąć się od bólu, obowiązków, poczucia winy. Chuuya starał się go zrozumieć, radził sobie tak jak mógł po śmierci żony. Zapomniał jednak, że nie tylko on cierpiał. I tego Chuuya nie potrafił mu wybaczyć, nawet po latach.

Do momentu kiedy popełnił samobójstwo. Wtedy zrozumiał, jakie emocje targały jego ojcem. Różnica było tylko taka, że Chuuya się poddał. Jego ojciec nie.

Chuuya obserwował, jak jego ojciec stopniowo popada w obłęd. Najpierw stracił żonę, później syna. Zaczął coraz później wracać do domu, jeśli w ogóle to robił. Służba zaczęła sama się zwalniać, a ci którzy zostali, sam odprawiał odgrażając się rozbitą butelką po alkoholu trzymanej w dłoni, i szaleństwem bijącym z oczu. Przestawał jeść, zaczął mówić sam do siebie, wszystkie okna były pozasłaniane ciemnymi zasłonami. I nawet wtedy, kiedy wywołał pożar w posiadłości zamykając się w niej, nawet kiedy płomienie pochłaniały jego ciało i dorobek życia, nawet wtedy nie przestawał się szaleńczo śmiać.

Chuuya wzdrygnął się na to wspomnienie. Nawet po latach było ono wciąż tak samo intensywne, i budziło w nim te same emocje – przerażenie względem osoby ojca. A raczej jego karykaturą. Jego ojciec odszedł w dniu śmierci matki. Postradał rozum, opętano go. Stał się szaleńcem, i Chuuya cieszył się, że nigdy nie natknął się na jego duszę.

Jego siostra zdawała się mieć również do ojca żal i urazę, pielęgnowaną do końca swych dni. Kiedy była w odpowiednim wieku, wysłano ją do prywatnej szkoły dla zamożnych panien. Chuuya miał możliwość komunikowania się z nią wyłącznie korespondencyjnie. Pisała tylko do niego. Do ojca nie wysłała żadnego listu. W listach do brata nigdy nie dodawała dopisku by pozdrowić głowę rodziny. Zachowywała się tak, jakby dawno wykreśliła mężczyznę ze swojego życia. I prawdopodobnie tak było. Nie pojawiła się na pogrzebie. Nie wróciła do rodzinnego miasta. Znikła. Zaczęła nowe życie. Chuuya dopiero teraz dowiedział się, jak szczęśliwe mimo wszytsko musiało ono być.

Dlatego był pewien, że tym razem umarł na dobre. Nie było innego wytłumaczenia na bycie tutaj.

Kiedy był już przy drzwiach, usłyszał w środku kobiecy śmiech. Zamarł z dłonią na klamce. A później uśmiech sam wkradł mu się na twarz, naciskając jak najszybciej drzwi by wejść do środka. Mama. Jego mama tu była, cała i zdrowa. Być może w środku była reszta jego rodziny. Nie, musieli tu być. To w końcu miał być ich raj po śmierci. Gdzieś w środku z pewnością była Aimi oraz ojciec. Może całą trójką siedzieli w salonie, czekając już tylko na niego.

Infinity | skk auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz