Rozdział 14- Oh shit.

202 21 50
                                    


PRZEPRASZAM za to, że wczoraj nie wstawiłam rozdziału. Niestety zagadałam się wczoraj z pewnym człowiekiem i zapomniałam kompletnie o kolejnej części. Byłam też zmęczona i denerwował mnie strasznie net, który definitywnie mnie nie cierpi.

tu zaczyna się akcja~


I OCZYWIŚCIE ŻE WAM NIE DOKOŃCZE TEGO LEMONKA

TEŻ WAS KOCHAM XDDD ( ale potem będzie powiedziane jak to się skończyło )

byeeee hehe

------------------------------

*Obito*

Było już po piętnastej, tego samego dnia, a ja właśnie panikowałem co zrobić na obiad. Nie miałem kompletnie nic. Deidara oryginalnie spał sobie słodko na miękkiej kanapie w salonie, a ja po raz setny przeglądałem pustą lodówkę. Możemy pójść na ramen, ale to nie będzie to. Chciałem się pochwalić moimi umiejętnościami kulinarnymi, ale definitywnie Kakuzu to jednak skurwiel. Nie chciało mu się dupy ruszyć i załatwić nam żarcie. Pewnie by chciał za to mase kasy. Dobrze jednak, że go o to nie poprosiłem. Mogłem też pójść do sklepu, ale blondasek spał, a ja nie miałem ochoty go nawet teraz tykać. Potrzebowałem jego zgody na wyjście.

Chyba. 

Kurwa no dobra, nie wiedziałem gdzie są klucze. Ale też trochę bałem się zostawiać go tu samego. Coś mu się mogło stać. Nie orientowałem się też wystarczająco w terenie.    

Ja naprawdę chciałem w tym szczególnym dla niego dniu, zrobić coś niezwykłego. Już i tak popisałem się i kompletnie spieprzyłem nasz pierwszy "seks" rano. Po tym, jak pocieszyłem chłopaka, pomogłem mu dojść. Jednak wiedziałem, że on też nie do końca tego chciał. Już nie mam pojęcia co mu powiedzieć. Jak wytłumaczyć mu, że to już przeszłość. Może ja też przesadzałem? Może miał dość mojej ciągłej opieki? Co, jeśli to też moja wina? Co jeśli nie powinienem się tak bardzo wtrącać do jego prywatnego życia. Z drugiej strony już raz go straciłem. Nie pomogłem mu, bo za bardzo się stresowałem. Jego "śmierć" dużo mnie nauczyła. Byłem teraz pewniejszy siebie. Mogłem odważnie stwierdzić, że teraz niczego się już nie boję.

Jednak to nie prawda.

Strach wręcz był teraz nieodłączną częścią mojego życia. Nawet nie "teraz". Mogę śmiało przyznać, że zawsze. Mimo tego, że fakt, jestem teraz bezpieczny to jednak nie znaczy, że się nie boję. Troska o blondaska, dbanie o jego bezpieczeństwo, to wszystko napotykało mi kolejnych kłopotów. Mimo tego, nie żałowałem moich decyzji. Cały czas jednak chodziła ze mną zemsta na Itachim oraz Sasuke. Musiałem też załatwić sprawę z Akatsuki. Nagato wie przecież, że nie mogłem zginąć. 

Szczęśliwe życie było tylko przykrywką. Próbowałem wmówić sobie, że czas na zawsze się dla nas zatrzyma i już nigdy nie będziemy musieli za nim podążać. Nawet jakbyśmy zrezygnowali z kariery ninja, po kilku miesiącach mielibyśmy dość odpoczynku. Nasze serca tęskniły by za dawnym trybem życia.

-Wszystko jest teraz takie pokręcone...- szepnąłem.

Nagle zakręciło mi się w głowię. Złapałem się za zimny blat kuchenny i próbując odzyskać przytomność, klepałem się raz po raz po policzku. Szybko, na ile było to możliwe, sięgnąłem po szklankę z półki. Już chwyciłem szkło w moją śliską od potu rękę, a to chwilę potem, spadło na ziemię, rozpryskując się w drobny mak, raniąc moje odkryte ręce. 

Przed oczyma pojawiły mi się czarne plamki. Głowa coraz bardziej pulsowała, a obraz zaczął się rozmazywać. Darowałem sobie pomysł nalania wody do szklanki. Uważając, by nie nadepnąć na szkło, potoczyłem się w stronę kranu. 

"Ten ostatni- a może pierwszy raz"- TobideiOnde histórias criam vida. Descubra agora