-3- MARIO-

444 17 2
                                    

- Czy ja naprawdę muszę tu stać i czekać na nią? - irytowałem się z minuty na minutę, spoglądając co chwilę na ekran telefonu.


- Tak, jestem już na lotnisku, czekam na Sofii -rzuciłem do słuchawki telefonu, przewracając oczami, czego mój wuj nienawidził

- Zaraz powinna wyjść. Tak tak, zawiozę ja do mieszkania

- Jakbym kurwa nie wiedział - westchnąłem bo naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty zastępować kierowcy wuja, który akurat dziś musiał się rozchorować. Miałem swoje plany na dzisiejszy wieczór, które pod wpływem prośby chrzestnego musiałem zmienić.

Pracowałem w firmie mojego wuja od 10 lat. Byłem jego prawą ręką, od kiedy jego syn zginął w wypadku samochodowym. Lubiłem luksus, w którym przyszło mi żyć, jedyne z czym czasami się nie zgadzałem, było zdanie wujaszka na temat mojego życia osobistego.


- Masz 35 lat Mario, najwyższy czas się ustatkować - ciągle mi to powtarzał od kilku miesięcy. A ja, no cóż.. Lubiłem swoje życie osobiste, bez zobowiązań.

Każda kobieta z którą się spotykałem, wiedziała że nie szukam nikogo na stałe. Lubiłem się dobrze bawić, a moje partnerki lubiły tak samo moje pieniądze. Więc oboje byliśmy zadowoleni z aktualnego układu.

Atrakcyjna blondynka z długimi włosami stała przy wyjściu z trzema walizkami obok siebie.


- Cholera, to chyba ona- pomyślałem i ruszyłem w jej kierunku, tasując cała jej postać.
Proste blond włosy, opadały swobodnie na jej ramiona. Szczupła sylwetka z daleka wydalała się zbyt szczupła, jednak gdy podszedłem bliżej, stwierdziłem że wcale tak nie jest. Była ciut niższa ode mnie.


- Seniora Sofii? - zapytałem, na co nieznajoma skinęła głową

- Jestem Marco, wuj Antonio prosił mnie bym Panią odebrał, gdyż Nicolas, jego szofer, niestety się rozchorował.

Spojrzałem na jej twarz, miała tak błękitne oczy, nigdy takiego odcienia nie spotkałem. Drobne kości policzkowe, pokrywał róż, który doskonale kolorystyka zgrał się z różowym błyszczykiem na jej wargach.

- Nawet ładna-przemknęło mi przez głowę.

- Dziękuję, przepraszam za kłopot -odpowiedziała chłodno, kurczowo trzymając jedna z walizek w ręce

- Szkoda, że Antonio nie zadzwonił do mnie i mnie nie zawiadomił, wezwałabym sobie taksówkę.


- Oho, królowa lodu- pomyślałem, patrząc jak jej błękitne oczy zmieniają kolor na stalowy

- Nic się nie stało, z chęcią odwiozę Cię do mieszkania. - dodałem i ruszyłem w kierunku parkingu, gdzie stał mój samochód.

Ruszyliśmy uliczkami Sycylii. Na dworze było ok. 34 stopni, więc z chęcią poluzowałem krawat w aucie. Chłodne powietrze klimatyzacji, nieco poprawiło mi humor. Zerkając dyskretnie w wsteczne lusterko, obserwowałem kobietę, która sztywno usiadła na tyłach samochodu i coś sprawdzała w swoim telefonie.

- Przyjechałaś na wakacje? - zagadnąłem

- Sycylia to piękne miasto, jednak trafiłaś na naprawdę gorące miesiące -dodałem.


- Nie przyjechałam tu na wakacje-Sofii zacisnęła usta w wąską linie

- Będę tu tymczasowo mieszkać. A teraz wybacz, ale muszę odebrać telefon.

- Dzień dobry Antonio- powiedziałam do telefonu, ciesząc się, że słyszę znajomy głos mojego stryja-Tak jestem już w drodze do domu. Lot minął spokojnie. Oczywiście spotkamy się na kolacji. Dziękuję.

Nie wiem, ile mój ojciec wiedział na temat mojego małżeństwa, bo nigdy mu się na nic nie żaliłam. Nie widział siniaków, gdyż perfekcyjny makijaż zawsze wszystko dobrze przykrywał. Kiedy otworzyłam list dodany do testamentu, zrozumiałam, że choć nic nie mówił, podejrzewał, w jakim piekle przyszło mi żyć u boku Davida.

Nie wiedziałam, że nadal prowadził interesy z Antoniem i że kupił dom w Sycylii, który teraz należał do mnie. W liście, który przekazał mi adwokat mojego ojca, wyczytałam, że cały majątek zostawił dla mnie. Dom w Sycylii również stał się moją własnością. Podobnie jak połowa udziałów w firmie, która prowadził stryj Antonio.


- Zaskoczyłeś mnie tato- pomyślałam- Jakbyś wiedział, że będę potrzebowała drugiego życia.

- Jesteśmy na miejscu - usłyszałam głos Mario

- Kim ty jesteś? - zastanawiałam się, przyglądając się mu ukradkiem.

Czarny garnitur, uszyty na miarę, doskonale układał się na umięśnionych ramionach. Kruczoczarne włosy, krótko obcięte, idealnie komponowały się z jedno dniowym zarostem na jego opalonej twarzy. I brązowe oczy

- Boże - pomyślałam, kręcąc głową- Tylko niebrązowe oczy. To jakieś fatum.

Otworzyłam drzwi Ferrari i wysiadłam na podjeździe. Moim oczom ukazała się posiadłość. Nie dom, który próbowałam sobie wyobrazić, ale duża posiadłość, która z zewnątrz zapierała dech w piersi. Krótko strzyżona trawa, pokrywała trawniki, wszędzie posadzone kwiaty różnych odmian i niskopienne drzewka

- Widzę, że mój ojciec kupił naprawdę,, mały domek" - Rzuciłam nie myśląc, że Mario stoi tuż obok. Jednak on uśmiechnął się, ukazując dołeczek w lewym policzku.


- Hm, myślałem, że wiesz o tym domu? - zapytał i potarł ręka brodę. Po chwili wyciągnął z bagażnika walizki i ruszyliśmy w stronę drzwi.

- Dzień dobry Pani- usłyszałam, gdy przekroczyliśmy próg domu. Znaleźliśmy się w holu, gdzie po lewej stronie u podnóża schodów, stała starsza kobieta ubrana w granatową garsonkę.

- Cieszę się, że Pani dotarła bezpiecznie. Jestem Maria-podała mi dłoń- Opiekuje się domem Pana Ricardo. Bardzo mi przykro z powodu jego śmierci. Był wspaniałym człowiek- dodała i otarła wierzchem dłoni łzę, która spłynęła na jej policzek - Jest Pani bardzo do niego podobna.

Zamurowało mnie na chwilę. Teraz widzę, że od kat wyprowadziłam się z domu rodzinnego, tak naprawdę nie wiedziałam nic o życiu mojego ojca.


- Dzień dobry . Miło mi Cię poznać Mario- w końcu się odezwałam i uścisnęłam dłoń kobiety stojącej przede mną

- Czuje się trochę zaskoczona wyglądem tego domu- dodałam czując jak się rumienię.

- Proszę się nie krępować - powiedziała Maria- Pani ojciec nie raz wspominał mi, że przyjdzie taki dzień, kiedy Pani tutaj zagości.Bardzo się cieszę, że tak się stało. Będzie mi miło wiedzieć, że prócz pracowników, zamieszka tutaj Pani razem ze mną- dodała uśmiechając się ciepło

- Mario, zanieść bagaże Pani Sofii do jej sypialni-tym razem skierowała swoje słowa do mężczyzny, który usiadł na chwilę w fotelu pod ścianą

- A ja tym czasem oprowadzę Panią po domu i pokaże pomieszczenia - to powiedziawszy, ruszyła schodami do góry.

- Dziwne to wszystko- pomyślałem, wyjmując walizki z auta. Zaniosłem je do holu i przez chwilę zastanawiałem się, czy dołączyć do Sofii, by powiedzieć, że jej bagaże stoją przed pokojem i się pożegnać.

Stwierdziłem jednak, że na dziś mam dość. Muszę zdążyć, dojechać do siebie, by pojawić się u Antonia na powitalnej kolacji.


- Wybacz kotku, ale musimy odwołać nasze dzisiejsze spotkanie. Wyskoczyło mi nagłe zebranie-wysłałem SMSa do Anny i wróciłem do swojego samochodu.

Wycofałem na podjeździe, zastanawiając się nad tym, kim ta cała Sofii była i po cholerę tu przyjechała. Kim jest dla Antonia i czy będą z tego powodu kłopoty w firmie.

- Eh, pewnie wszystkiego dowiem się na kolacji - pomyślałem mknąć uliczkami do domu.

Temperatura na dworze nieco opadła, ale nadal było duszno.
Kiedy dotarłem do swojego mieszkania, zaczęło się ściemniać.

- To będzie ciekawy wieczór - pomyślałem i rozbierając się po drodze, ruszyłem w kierunku łazienki. Długi prysznic na pewno choć trochę poprawi mi humor.

Utracona nadzieja...Where stories live. Discover now