ᴩʀᴏʟᴏɢᴜᴇ

150 14 18
                                    

- No dalej, dziwko!

Śmiechy nie ustępowały nawet na chwilę, co jeszcze bardziej sprawiało, że chłopak nie wiedział jak ma wybrnąć z całej tej sytuacji. Klęczał więc ciągle, mając spuszczoną głowę i do teraz nie odezwał się ani jednym słowem. Największym minusem było to, że znajdował się z tą bandą debili w toalecie, do której praktycznie nikt nie zaglądał, ponieważ tutaj działy się jedynie właśnie takie a nie inne rzeczy.

Tym razem ofiarą ośmieszenia padł właśnie on.

Tak bardzo chciałby, żeby to się już skończyło, żeby się odwalili. Czy pech nie miał zamiaru dać mu spokoju? Ile jeszcze musiał przecierpieć, by w końcu doznać tej odrobiny szczęścia? Świat najwidoczniej drwił z niego po całości i nie chciał się nad nim chociaż ten jeden raz zlitować.

Tym razem jednak się mylił, choć nie był tego świadomy.

Jeden z nich, który wyglądał na najbardziej zniecierpliwionego i był zapewne głową całej tej paczki, chwycił mocno za kołnierz od bluzy klęczącego i wykonał jedno mocne szarpnięcie, by ten wreszcie na nich spojrzał. Młodszy postanowił chociaż zachować resztki godności i utrzymać powagę, jak i sprzeciw, w postaci patrzenia uparcie w dół. Nie pozwoli się złamać, te chuje nie byli tego warci. Czekał tylko, by zrobili swoje i go zostawili.

- Skoro nie chcesz po dobroci - uśmiechnął się z kpiną i popchnął chłopaka z powrotem na brudną podłogę, tam, gdzie było jego miejsce. Długo jednak nie pobył w tej pozycji, bo już po krótkim pstryknięciu palcami pozostała trójka jakby od razu wiedziała co robić.

Koreańczyk mógł poczuć mocny uścisk, który był spowodowany przez innego napastnika. Chwycił go bowiem pod pachami i uniósł w taki sposób, by jego twarz była na poziomie bioder tego, co wcześniej był odpowiedzialny za szarpnięcie go za bluzę. - Przestań być taki uparty i zrób w końcu to, co do ciebie należy - mówiąc to, chwycił młodszego mocno za szczękę i nakierował jego twarz na swojego już odsłoniętego członka.

Odwrócił z siłą głowę w bok i spojrzał kątem oka na wyższego z pogardą. Byli tacy obrzydliwi, dlaczego takie osoby w ogóle miały prawo istnieć? Nie mógł nawet zebrać porządnie myśli, ponieważ w jego lewy polik zostało wymierzone mocne uderzenie, przez co oczy chłopaka momentalnie zaszły łzami. Dopiero teraz zaczął odczuwać strach, kiedy w pełni zrozumiał co tak naprawdę się dzieje i co go czeka.

- Zostawcie go - jeden prosty komunikat, a wypowiedziany w taki sposób, że na pewno u niejednego pojawiły się teraz mocne dreszcze na plecach.

Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi i ich oczom ukazał się brązowowłosy mężczyzna, którego wyraz twarzy nie zmienił się nawet na ułamek sekundy - był ciągle poważny oraz opanowany. Najbardziej wyróżniającą się rzeczą w jego wyglądzie, zaraz po tatuażach, były oczy. Oczy, które aż lśniły kolorem pomarańczy, ten wzrok był hipnotyzujący.

- A ty co? W bohatera się bawisz? Weź stąd wypie... - nie dane było mu dokończyć, ponieważ brązowowłosy chwycił go za kołnierz, tak jak ten wcześniej nic niewinnego chłopaka, i przysunął go do siebie na tyle blisko, by napastnik mógł poczuć oddech nowo przybyłego na swojej twarzy.

- Jeśli nie chcesz się pożegnać ze swoim kutasem, to radzę ci wypierdalać stąd razem z tą swoją bandą - zagroził, a w jego oczach dało się spostrzec mocny błysk.

Ten się przeraził, ponieważ mógł przysiąc, że nie jest to normalny człowiek, a wręcz śmierć w ludzkiej skórze. Reszta zostawiła już swoją ofiarę w spokoju i ulotniła się, jak najszybciej, z pomieszczenia przez co ich "szef" przeklął pod nosem, bo został kompletnie sam. Wyrwał się mu i po szybkim ogarnięciu swoich spodni wyszedł w pośpiechu z toalety, obracając się jeszcze na moment za siebie.

Koreańczyk patrzył ciągle z zaskoczeniem wymieszanym razem z fascynacją w oczach na nieznajomego, zapominając nawet o tym, by podnieść się z podłogi. Drugi na to jedynie obdarzył go przelotnym, beznamiętnym spojrzeniem i również zniknął z pomieszczenia, nie pozwalając chłopakowi nawet podziękować za wyciągnięcie go z tej sytuacji.

Ten dzień pozostał w pamięci Jisoo na bardzo długi czas.

NȺɃƗWhere stories live. Discover now