𝒀𝒐𝒖 𝒈𝒐𝒕𝒕𝒂 𝒈𝒊𝒗𝒆 𝒚𝒐𝒖𝒓𝒔𝒆𝒍𝒇 𝒂 𝒎𝒐𝒎𝒆𝒏𝒕

435 66 22
                                    

05

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

05.08.1854,

Godzina 18:20,

Gwanmong-sup, Hoam-ri, Korea

Yoongi poruszył się nieznacznie na swoim krześle, wciąż nie zdejmując ze swoich ust uprzejmego uśmiechu. Szczerze mówiąc mimo tego ile lat spędził wśród wyższej warstwy społeczeństwa, wciąż za każdym razem coś w nim umierało przy takich fałszywych uprzejmościach. Jasnowłosa kobieta, której spojrzenie złapał kątem oka odwzajemniła jego uśmiech, chociaż nie dosięgnął on jej zielonych, pustych oczu. Szybko oboje spojrzeli w inne strony.

Zegar tykał w rogu pomieszczenia i jedynie okazjonalny szczęk sztućców przerywał niekomfortową ciszę, ciężką niczym lenna zasłona. Dziś zdawała się być grubsza niż kiedykolwiek. Oczywiście, z czasem architekt przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy w dworku, jednak momentami cisza ta wydawała się nie do wytrzymania.

Briony usiadła wreszcie, po prawej stronie swego męża, cała spięta, ciałem starając się być jak najdalej od jedzącego. Od niedawna między nią a mężczyzną pojawiło się tyle napięcia jak nigdy dotąd. Jedyne co Min wiedział, to to, że ogromną awanturę rozpętał list od niejakiego Daniela Willows, który przyszedł parę dni temu.

Srebrny widelec stuknął o niemal pustą szklankę czerwonego wina. To był czwarty kielich Jamesa Greenwale'a tego wieczoru. Było to niecharakterystyczne dla byłego generała, który raczej stronił od alkoholu. Mężczyzna nie należał do tyranów-alkoholików. Oczywiście Greenwale miał temperament - ale taki chłodny, wykalkulowany, można wręcz powiedzieć, że bezwzględny. Właśnie to czyniło go w oczach młodzieńca tak niebezpiecznym.

Yoongi zarejestrował kątem oka ruch po swojej prawej stronie. Obok niego ktoś odchrząknął.

— Dziękujemy za posiłek, Briony — powiedział po angielsku mężczyzna z ciężkim koreańskim akcentem. Uśmiechnął się. — Twoje Jjajangmyeon, staje się coraz lepsze.

— Dziękuję, Kihyun — odpowiedziała kobieta słabym głosem, nawet nie siląc się na uśmiech. Generał obok niej dalej jadł, jego dłonie wykonywały ruch niemal mechanicznie. Coś w sposobie w jaki się poruszał, od zawsze wydawało się Yoongiemu nieludzkie. James Greenwale był dla niego maszyną.

Poczuł jak ktoś delikatnie szturcha go w kostkę pod stołem. Cudem powstrzymał malutki uśmieszek jaki chciał wedrzeć mu się na usta. Kihyun oczywiście zauważył jego dyskomfort.

— My już będziemy się zbierać — mruknął i ostrożnie wstał od stołu. — Dziękuję, Briony. Dobranoc generale.

Mężczyzna jedynie kiwnął w ich stronę głową, nie podnosząc wzroku znad posiłku.

Schody skrzypiały pod ciężkimi krokami dwójki mężczyzn. Kiedy wreszcie dotarli na górne piętro Yoongi oparł się o ścianę i odetchnął głośno z ulgą. Delikatny uśmieszek wkradł mu się na usta, gdy poczuł jak wyższy mężczyzna opiera czoło o to jego. Ciepły, pachnący przyprawami oddech uderzył jego nos.

Peak-a-boo! || y.mWhere stories live. Discover now