Prolog

594 55 28
                                    

- To twoje dziecko - powiedziała bez cienia emocji na swojej bladej twarzy. - Weź za nie odpowiedzialność, albo oddaj do adopcji. Nie obchodzi mnie co zrobisz.

Dopiła swoją czarną kawę, nie zaszczycając mężczyzny choćby jednym spojrzeniem. Wstając od kawiarnianego stołu nawet nie obejrzała się na leżące w wózku dziecko. Po prostu wyszła zostawiając zdruzgotanego kochanka samego.

- Semi! Semi, proszę zaczekaj! - krzyknął za kobietą. Jego ręce drżały, a umysł wypełniła pustka. - Dlaczego chcesz odejść? Proszę... proszę powiedz co zrobiłem źle!?

Odwróciła się. Mierzyła go wzrokiem przesiąkniętym taką pogardą oraz obrzydzeniem jakich nigdy dotąd nie widział. Wypuściła z ust biały obłok dymu. Jej perfekcyjnie wyrzeźbione brwi delikatnie się zmarszczył.

- Brzydzę się tobą. - Wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Nie mogę znieść myśli, że urodziłam twoje dziecko. Nienawidzę jej bardziej niż nienawidzę ciebie, Hongjoong. Nie kontaktuj się ze mną, nie szukaj mnie. Jeśli zbliżysz się do mnie, pożałujesz - upuściła niedopałek na wilgotny bruk. - To wszystko twoja wina.

Odeszła, a on nie potrafił jej zatrzymać. Zacisnął mocno pięści, czując napływające do oczu łzy. To... była jego wina. Po jego szorstkim policzku spłynęła samotna łza. Nie miał prawa jej zatrzymywać. Jeśli by to zrobił... nie byłby człowiekiem.

Obejrzał się na stojący samotnie wózek. Pragnął uciec. Bał się odpowiedzialności, która na niego czekała. Był przerażony. Drżącą ręką otworzył szklane drzwi. Wiedział, że wścibskie spojrzenia uważnie obserwują każdy jego krok.

Usiadł na krześle. Sięgnął po filiżankę, znad której unosiła się para. Przyłożył usta do gorącej krawędzi naczynia, smakując gorzki napój. Na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech. Nie ważne jak tragiczna nie byłaby sytuacja, jej ulubiona kawa nadal smakowała paskudnie.

Zapłacił za oba napoje, po czym zabrał swój płaszcz. Niepewnie zwrócił się w kierunku wózka. Jeszcze mógł uciec. Nadal mógł prowadzić normalne, pozbawione zmartwień życie. Nie musiał niczego tracić...

Mocno chwycił rączkę wózka, spoglądając na leżące w dole dziecko. Bobas, nieświadom tragedii, która właśnie go spotkała, uśmiechał się w bezzębnym uśmiechu. Serce mężczyzny się zacisnęło. Wyszedł z kawiarni ostrożnie pchając wózeczek. Nie był w stanie jej zostawić...

Oh, baby [ateez, seongjoong]Where stories live. Discover now