Rozdział 29

101 6 22
                                    

25.12.1995r.
Ihsahn zrezygnowany stał z torbą na dworcu kolejowym o szóstej rano. Marebjørg udwałała, że go nie zna kręcąc się koło jakiegoś blondyna. Chłopak domyślał się, że to już koniec z nimi, że miara się przebrała i Helland po prostu odejdzie. Nie czuł z tego powodu jakiegoś wielkiego żalu. Jego myśli znacznie bardziej zaprzątało nocne wywołanie duchów. Slive stała się powodem dla którego ta cała sytuacja stała się wiarygodna. Natomiast pozostanie przy życiu Pellego i Øysteina było dla niego szczerze wątpliwe, bo przecież duch prababci też nie raczył zaszczycić ich swoją obecnością. Miał okropny bałagan w umyśle bo szczerze mówiąc to wszystko zbytnio nie składało mu się w logiczną całość i zarazem za dużo przeżył w przeciągu jedynie dwóch dni. Nie mógł się doczekać kiedy wróci do domu, do Madeleine, mamy i taty. Sądził, że jego rodzina może mu nie uwierzyć w te jego historię, więc wolał opowiedzieć im wymijająco.

W końcu przyjechał pociąg. Chłopak szybko wszedł do środka nawet nie oglądając się na Mare. Miał nadzieję, że już nic nie zakłóci jego spokoju.


Bård obudził się rano, nieco skołowany z mocnym bólem głowy i tylko przeklnął w myślach to ile wypił poprzedniego dnia. Wydawało mu się, że wszystko od momentu wyjścia z domu Birkelundów, albo przynajmniej od dotarcia do parku było już tylko snem. Wręcz był tego pewien. Nic nie było dowodem na prawdziwość tego wszystkiego, wargę mógł sobie przegryźć sam przez sen, skoro tak samo zrobił w więzieniu, stojąc przed lustrem, w swojej rozpaczy chcąc zobaczyć choć odrobinę krwi.

Bał się, że w pewnym momencie zatrze mu się granica z rzeczywistością i oszaleje do reszty. Niechętnie wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Ingrid siedziała przy stole z kubkiem kawy w ręku.

- Jak ci się spało? - Zapytała niemrawo, odgarniając sobie włosy z twarzy.

- Zajebiście. - Rzucił on, siadając na krześle. - Szkoda, że niektóre rzeczy muszą być tylko snem. - Popatrzył na nią.

- Bywa. A co ci się śniło? - Spytała, unosząc brwi, z lekkim niepokojem w oczach.

- Nic takiego, nie ważne. - Odparł on.

- Nie chciałabyś, żeby to by moje sny stały się prawdą, to jest czasami na prawdę chore. - Dodał.

- Skąd wiesz, że bym nie chciała? - Zapytała ona.

- Bo wiem. Czasem mam już tego wszystkiego dość. Cały czas śni mi się, że ktoś umiera, ktoś mnie zabija, albo ja zabijam kogoś. Tak się nie da żyć. - Westchnął. - Chyba już mam jakąś traumę po zabójstwie i po śmierci Pellego i Øysteina. - Ingrid odetchnęła z ulgą, bo wyglądało na to, że Faust nie pamiętał tamtej sytucji z poprzedniej nocy, bo gadał na zupełnie inne tematy, bez nawet cienia zawstydzenia spoglądając nią. Cieszyła się z tego powodu niezmiernie, albo przynajmniej póki co tak jej się wydawało.

- A kto nie ma. Mi też przecież cały czas śnią się Dead i Øysteina. Gdyby nie to, to bym nawet nie wpadła na pomysł, żeby tu przyjechać i zapewne pewnego pięknego dnia odwiedziłby mnie komornik bo by mi nie starczyło na prąd i resztę. Życie jest czasem powalone, co ja w ogóle sobie myślałam. - Zaśmiała się niechętnie.

- Chciałabym kiedyś odzyskać willę, ale zapewne do końca życia nie będę miała tyle pieniędzy by ją odkupić, pozatym Lemoin tak łatwo się stamtąd nie wyniesie. - Powiedziała.

- Prędzej ty tam wrócisz, niż ja do mojego domu rodzinnego. Matka już nie chce mnie znać po tym wszystkim. Z resztą Espen też, o ojcu nawet nie mówię, bo on to już chyba się wręcz cieszy, że nie musi na mnie patrzeć. - Odparł on.

- Aż tak źle? - Zapytała dziewczyna.

- A jak myślisz. Przebrała się miara cierpliwości mojej matki, bo zawsze musiała się wszystkim za mnie tłumaczyć. Nie wiem po co, w końcu potrafię mówić sam za siebie i to nie moja wina, że dzieci przede mną uciekały na ulicy a babcie chciały iść do egzorcysty. - Zaśmiał się. - A Espena zawsze wszyscy chwalili, że jest taki dobry, uczynny i że chodzi na tyle zajęć dodatkowych i się dobrze uczy. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że porównywali mnie do niego. A on nic z tego nie miał bo dla pochwały jakiejś losowej babci na ulicy nie warto zarywać nocy nad książkami i latać w stresie z jednego końca Lillehammer na drugi. - Dodał.

Talk With The Prisoner Where stories live. Discover now