Dodatek: Gdyby nie ty...

580 41 15
                                    


Uszanowanie! Tak, wiem, trochę to trwało, ale liczy się efekt, nie xD? Także zamiast się tłumaczyć, zwyczajnie wszystkich wiernych czytelników zapraszam do lektury. Przy okazji mogę też zaprosić na swojego instagrama, czasem rysunki wrzucam, nawet fajne chyba :x

IG: kodeinowy_ksiaze

----------------------------------------------------

Skrobanie ołówka po papierze ciągle mnie peszyło. Po tylu latach nadal czułem się źle w białym gabinecie, w którym teraz siedziałem. Powinienem już do niego przywyknąć, miałem wrażenie, że spędzałem w nim więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Nadal jednak czułem się jak intruz, kiedy siadałem na czystym krześle. Dzisiaj padało, więc dodatkowo zostawiłem w poczekalni kałużę. Moje trampki kompletnie przemokły, więc parę brązowych odcisków butów zeszpeciło podłogę. Byłem wdzięczny za to, że nikt nie postanowił tego skomentować.

– Dawno cię u mnie nie było, Sebastianie. – Głos mojego lekarza prowadzącego był łagodny, a i tak wzdrygnąłem się na jego dźwięk i jakby odruchowo zacisnąłem oczy. Sam nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem, być może spodziewałem się, że zacznie na mnie krzyczeć, nawet jeśli przez wszystkie lata terapii tego nie robił. Ostatnio dużo się działo. Zdecydowanie za dużo.

Czasami miałem wrażenie, że całe moje życie, to pasmo tragicznych wydarzeń. Wiedziałem przecież, że niekiedy na kilka dni lub tygodni popadałem w absolutną stagnację, ale one nie utykały mi w pamięci praktycznie wcale. Nic dziwnego, wypadały blado, gdy przywołać wszystkie moje wspomnienia. Jakim cudem te najszczęśliwsze z nich były co najwyżej przygnębiające?

– Sebastianie? – zwrócił się do mnie ponownie, gdy nie odpowiedziałem mu nawet skinieniem głowy.

– Ma pan rację, dawno mnie tutaj nie było. – Przełknąłem ślinę, rozglądając się po gabinecie, aby uciec od spojrzenia lekarza. Niemalże znikał on jak kameleon na tle białych ścian i jasnych mebli. Nie mogłem się pozbyć wrażenia, że zawiodłem go i rozczarowałem, ale czy w relacji psychiatra-pacjent było miejsce na takie odczucia?

Odłożył notes, a obok niego długopis. Splótł ręce i ułożył je na biurku, tak jak to miał w zwyczaju.

– Co teraz czujesz, Sebastianie? Nie wyglądasz na spokojnego. – W pierwszej chwili chciałem odpowiedzieć, że to wina odstawienia leków na uspokojenie, ale głupio było mi się do tego przyznać, bo w sumie sam je rzuciłem.

– Chyba nie czuję niczego szczególnego – skłamałem. Doskonale wiedziałem, co p

owoli trawi mnie od środka. Znałem tę pierwotną reakcję aż za dobrze. Aż dziw brał, że jeszcze nie wypaliła mi ona doszczętnie trzewi. W tej chwili wydawała mi się ona strasznie upokarzająca, gdyż znów poczułem się jak małe dziecko, a nie jak prawie dorosły człowiek.

To był strach. 

--------------------- * * * -------------------------

Odważnie było twierdzić, że nic się nie czuło. Zawsze wydawało mi się, że brakowało mi odwagi, podobnie jak wielu innych szlachetnych przymiotów. Zresztą taka, która by do tego stwierdzenia skłoniła, byłaby i tak marną namiastką prawdziwego heroizmu. Nawet jeśli nigdy nie powiedziałem tego głośno, z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzałem się w podobnym przekonaniu. W zasadzie nic, co robiłem w ciągu dnia, nie wyciągało mnie z tego letargu. Nie dbałem o to, czy zbierałem pochwały czy nagany, bo żadne z nich mnie nie wzruszało.

W szkole i w innych publicznych miejscach czułem się, jakbym był oddzielony od innych szklaną szybą. Nie rozumiałem ich. Ogromny dystans dzielił mnie nawet od osobób, które mógłbym nazwać kolegami z klasy. O to też szczególnie nie dbałem. Nie zależało mi na tym, żeby mieć kogoś bliskiego. Oni tylko krzywdzili, nie było z nich najmniejszego pożytku. Nic nie skłaniało mnie do zmiany mojego zdania, ani tym bardziej do zmiany aspołecznych zachowań.

Nauczyciel | KuroshitsujiWhere stories live. Discover now