i. nie-zauroczenie

108 20 22
                                    

nie łudźcie się, że to będzie ambitne.

To wszystko stało się przypadkiem. Jakimś strasznie głupim zrządzeniem losu.

Draco Malfoy nie buja się w byle dziewczynach. Ba, Draco Malfoy w ogóle się w nikim nie buja! Ponieważ Draco Malfoy się szanuje. Ponieważ to dziewczęta mają się w nim bujać, a nie na odwrót!

Młody Ślizgon powinien być zdobywany, wielbiony, uciekający przed tłumami zakochanych fanek i chowający przed nimi w zakamarkach i schowkach na miotły, podczas gdy one-

Dobrze, to już poszło za daleko.

W każdym razie: to on powinien być nieosiągalny dla tych nędznych istot, które nie są w stanie uzmysłowić sobie tego, że w ogóle nie mają u niego szansy (na czele z Pansy Parkinson, ale nigdy jej tego nie powie, bo odrabia za niego referaty z historii magii!), czyli zdecydowanej większości rasy babskiej.

To wszystko wina tej cholernej Grace Montgomery. Nie dość, że raczyła się tak pięknie ubrać i w ogóle na ten idiotyczny Bal Bożonarodzeniowy, to jeszcze, oczywiście, musiała tańczyć zdecydowanie zbyt blisko Dracona. Młody Malfoy nie pamięta nic z tamtego wieczoru, poza zbyt mocno szarpiącą jego ramiona w tańcu Pansy, to nadal jest w stanie sobie przypomnieć fryzurę i suknię Grace, czyli lekkie loki i długą, lawendową suknię. Podobnie nie umie zapamiętać swojego łóżka w dormitorium, a wciąż umie idealnie opisać zapach perfum tej durnej Krukonki — lekko słodki, ale nie mdlący, idealnie wyważony, kwiatowy.

Ale bez obaw — Draconowi panienka Grace nie podoba się ani trochę. Uważa jedynie, że ma całkiem uroczą, delikatniusią urodę i czasem chciałby dotknąć jej ciemnych włosów. To nic takiego. Nie obraziłby się też, jakby jego dłoń przypadkiem dotknęła jej dłoni.

Zresztą, nie widział jej całe lato. Zapomniał, jak wygląda. W ogóle, czy żyje i istnieje ktoś taki jak Grace Montgomery? Właśnie, Draco też nigdy o niej nie słyszał. I przede wszystkim: wcale się nie zauroczył!

*

Na brodę Merlina. Przejazd Ekspresem Hogwart nigdy nie był tak stresujący. Oto na siedzeniu naprzeciwko Dracona zasiadł nie kto inny, jak ulubiona Grace Montgomery ze świecąca odznaką prefekta na krukońskiej szacie, a obok niej jakiś piątoklasista z Ravenclaw.

Wszechświat naprawdę nienawidzi młodego Malfoya.

W pociągu wyglądała tak delikatnie, jej głos był taki dźwięczny, ale też spokojny. Jej krawat zaciskał się na szyi, aż Draco chciałby go z lekka poluzować. Chciałby dotknąć jej wątłej dłoni uniesionej w górę, za każdym razem, gdy chciała coś dodać, jej oczy-

Draco nie odezwał się ani razu. Nie wiedział nawet, co mógłby powiedzieć, by nie wyjść na idiotę. To przecież nie tak, że ta cała Grace go obchodzi czy coś... Po prostu wolał nie narobić sobie siary, jasne?

On tylko starał się nie zwracać na siebie uwagi i jakoś przeżyć ten przejazd.

W końcu wysiedli, a Draco mógł odetchnąć z ulgą. Czuł się tak, jakby przez całą podróż wstrzymywał oddech i teraz jego stres nagle uleciał. Pobiegł do Blaise'a, by poinformować go, że te wszystkie prefektowe sprawy są o wiele, wiele gorsze niż jakieś tam zaklęcia niewybaczalne. Chwilę przed tym, kątem oka zobaczył, jak dziewczyna wita się z Deanem Thomasem i Teodorem Nottem... Jak się przytulają... Czy oni wiedzą, co to przestrzeń osobista? W sensie: niech sobie robią, co chcą (bo znowu: przecież Dracona to nie obchodzi), ale, na Salazara! Po co tu gorszyć biedne dzieci?! Nie mają wstydu, naprawdę...

Odwrócił wzrok.

Potem zniknęła z jego pola widzenia i do końca dnia jej nie widział. To dobrze, bo nie miał ochoty jej już oglądać. I tego jej głupiego delikatnego uśmiechu i białych zębów.

Wieczorem rzucił się na łóżko z planem, żeby następnego dnia poodejmować domom po parę (albo paręnaście) punkcików, a już zwłaszcza tym durnym Krukonom.

ten rozdział jest krótki i „migawkowy" tak specjalnie.
późniejsze będą trochę dłuższe i bardziej szczegółowe, to jest raczej swego rodzaju wprowadzenie.

lubię siebie bardziej | 𝐝. 𝐦𝐚𝐥𝐟𝐨𝐲Where stories live. Discover now