ii. wybredny

81 14 15
                                    

tak, ja też nie wiem, skąd u mnie taka szybkość aktualizacji.

W Hogwarcie nikt nie udaje, że na historii magii się słucha i aktywnie uczestniczy w zajęciach. Można powiedzieć, że to czas na inne sprawy.

— Na Merlina, ta Abbott to się wyrobiła w tym roku — westchnął siedzący z lewej strony Dracona Blaise.

Draco puszczał wywody Zabiniego mimo uszu. W końcu do tej pory żadna jego faza nie wytrwała dłużej niż miesiąc, a owa Puchonka też nie znajduje się na szczycie hogwarckiej hierarchii piękna. Mimo to, musiał w duchu przyznać mu rację — Hanna przez wakacje zmieniła się bardzo, na lepsze, oczywiście. Jednak nie zmienia to faktu, że bardzo młodego Malfoya irytuje. Nie jest to nic osobistego. Rzeczony Ślizgon po prostu uważa dziewczynę za niesamowicie jaskrawą. W zły sposób. Hanna Abbott jest wiecznie radosna (jakby nażarła się jakichś szemranych wytworów braci Weasley albo padła ofiarą jakiegoś niezwykle trwałego zaklęcia, ba, klątwy!), ciągle się uśmiecha i głośno śmieje, dosłownie wszędzie jej pełno. Draco tego nie cierpi. On potrzebuje kogoś wyważonego, a nie jakiejś piskliwej lafiryndy!

Ale jest miła.

Chociaż tyle.

Teodor siedział po prawicy Dracona i przewracał znudzony karty podręcznika, choć doskonale znał te wszystkie daty, zagadnienia. Zdecydowanie Nott to najporządniejsza osoba w ich maleńkim składziku. Zawsze nauczony na lekcje, pamiętający o każdym teście, kulturalny i miły. Ale ma też swoją dziwną stronę — nie interesują go plotki, a gdyby mógł, oddałby się historii. Świr.

— To samo mówiłeś w przedziale wczoraj, ale o Cho Chang. — odparł Teodor, nie odrywając wzroku od Historii magii.

— Ale wtedy to był zwykły komplement — odpowiedział opryskliwie Blaise. — Od Cho Chang na nic nie liczę. Ona jest starsza. I zajęta. Ja szukam kogoś z mojej ligi.

Nott tylko przewrócił oczami i ponownie zanurzył się w lekturze.

Zainspirowany Zabinim i jego rozmyślaniem Draco rozejrzał się po sali. W klasie znajdowało się wiele dziewcząt, różnych.

Najpierw była Dafne Greengrass. Baba-zagadka. Całkiem urocza z twarzy, lecz, w odróżnieniu od Hanny Abbott, kompletnie bez życia. Teoretycznie powinno być to zaletą, — przecież Malfoy unika głośnych dziewcząt! — ale w preferencjach Dracona nie ma ani grama niekonsekwencji. Jako stoik, młody Ślizgon woli nie ulegać zbytnim radościom. Nie znaczy to jednak, że musi całe życie siedzieć nadęty i zmęczony życiem, tak jak rzeczona Dafne.

Jednakże, ważniejszą osobą, jaką dostrzegł, była Pansy Parkinson. Z nią sytuacja ma się niejednoznacznie. Draco nie jest jakiś ślepy — doskonale wie, że Ślizgonka buja się w nim po uszy. Oczywiście, że ją rozumie! Gdyby tylko mógł przebiec przez plażę i paść sobie samemu w ramiona, zrobiłby to z przyjemnością! W końcu, nie dość, że jest uroczy, to jeszcze elokwentny i przystojny, a także z dobrego domu,  a w ogóle to umie mówić po francusku i ma takie piękne oczy-

Ale nade wszystko — Draco jest definicją skromności.

Wracając do Parkinson — z nią jest ciężko. Niby ładna, niby to, niby tamto, niby siamto, ale czegoś jej jednak brakuje. Prawdopodobnie niezależności. Gdy w poprzedniej klasie zaprosił ją na Bal Bożonarodzeniowy, omal nie zemdlała. I choć Draco kocha być stawianym na pieczy, tak nie potrafi znieść tego, że — w jego oczach przynajmniej tak to wygląda — Pansy byłaby w stanie całować ziemię, po której stąpa. No bo ileż można?

Trochę mu szkoda Pansy. Biedna, naiwnie wierzy, że ją kiedyś polubi w ten sposób.

Potem była Hermiona Granger. O niej nie może nic ciekawego powiedzieć, poza tym, że jest straszną, okropną kujonką, najprawdopodobniej bycie mądrą to jej jedyna cecha i powinna zmienić fryzjera. Blaise nazwał ją kiedyś Małą Miss Przemądrzenia, a Draco nie mógł temu zaprzeczyć. No i z daleka wydaje się, jakby łączyła ją jakaś niesamowicie burzliwa relacja z Ronem Weasleyem, a on jest rudy, więc raczej nie znajdzie nigdy dziewczyny, jeśli z Granger się nie uda. A Draco Malfoy, choć może wydawać się inaczej, ma jednak gdzieś tam serce i nie chciałby mieć Rudego na sumieniu.

Tracey Davis i Milicenta Bulstrode. Wstyd się przyznać, ale biedny Draco zapomniał, że ma kogoś takiego w Domu. Więcej dodawać chyba nie trzeba.

Parvati Patil — świruska.

Lavender Brown — jeszcze większa świruska.

Normalnie widać, że Gryfonki.

Draco tak się rozglądał i rozglądał, a gdy skończył, pokręcił z rozczarowaniem i zażenowaniem głową. Tyle bab w tej sali, a żadna niedobra. Co za żałosna instytucja, pomyślał. Przecież wcale nie jest wybredny! Po prostu ma... jasno określone preferencje. Na pewno gdzieś w Hogwarcie jest jakaś  odpowiednia. A nawet jeśli nie, to nieważne. Draco jest niezależny, nie potrzebuje byle baby do szczęścia.

Nagle z hukiem otwarły się drzwi do klasy.

— Och, bardzo przepraszam za spóźnienie — odparła stojąca w progu nie kto inny, jak ta zakała narodu. — Musiałam, uh, zaprowadzić kilku pierwszorocznych do klasy, ponieważ się, uh, zgubili.

Na Salazara.

— Rozumiem, panienko Montgibberish, że obowiązki prefekta tak panienką pochłonęły, że nie znajduje panienka czasu na zgłębianie swojej historii — odrzekł na to profesor Binns z dezaprobatą. — A czy panienka zdaje sobie sprawę z tego, że historia magii to przedmiot obowiązujący na egzaminie Standardowych Umiejętności Magicznych?

— Zdaję i oczywiście zaraz uzupełnię wszystkie notatki — powiedziała bez emocji Grace. — Jeszcze raz bardzo przepraszam.

— Odejmuję Ravenclaw dziesięć punktów — mruknął duch.

I usiadła do ławki, obok Teodora, by położyć głowę na jego ramieniu. Jak gdyby nigdy nic!

— Co go ugryzło? — zapytał Teodor.

— Nie wiem, Teoś — westchnęła, odrywając na chwilę głowę od ramienia Notta. Teoś, poważnie?, pomyślał Draco. — Poopowiadasz mi o tych wojnach później?

— Jasne, Gracey.

Gracey.

Dracona to nie obchodzi.

*

— Na Salazara, Nott, nie mówiłeś, że chodzisz z taką sztuką! — Wykrzyknął Blaise w dormitorium.

Teodor przewrócił oczami.

— Nie chodzę.

— W takim razie, co jest z tą Grace? — zapytał wyzywająco Zabini.

Draco leżał na łóżku i próbował udawać, że słucha mimo uszu, ale jednak w tej rozmowie było coś ciekawego, nie rozumiał dlaczego. Nie wiedział, czemu ta wiedza była mu tak potrzebna do szczęścia.

— A co ma być? — Nott zapytał opryskliwie, przewracając kolejną stronę jakiejś książki. Tych lektur miał tyle, ledwo zaczął jedną, to za chwilę ją kończył i zaczynał drugą. Draco już się gubił. — Grace i ja przyjaźnimy się.

On, Draco Malfoy, samotny wilk, niezależny kawaler, naprawdę chciał wierzyć w jego słowa. Naprawdę.

— Mhm, jasne, Teoś.

Tak minęły pierwsze dwa tygodnie szkoły. Na niewinnych spojrzeniach w stronę Grace — nie obchodzi go jej osoba, ale wpatrywanie się w nią go uspokaja, cholerna delikatna uroda Montgomery zbyt silnie na niego oddziałuje, Draco chyba musi się gdzieś przesiąść — podczas historii magii.

I nie, nie odezwie się do niej ani słowem. Może w ten sposób zejdzie z niego ten straszny urok.

Oby.

Bo to naprawdę nie do wytrzymania.

; 1. bycie wybrednym narcyzem is so DRACO,,,
2. kocham pansy i hankę, jak i resztę tych bab, ale ze to fanficzek z perspektywy naszego smoka...... wiecie, jak to jest.
3. w tym rozdziale znowu za wiele się nie dzieje, wiem, standard u mnie. nastepny będzie już normalnie krokiem milowym (XD) w fabule.
piszcie jakieś opinie,
buziaków sto przesyłam

lubię siebie bardziej | 𝐝. 𝐦𝐚𝐥𝐟𝐨𝐲Where stories live. Discover now