E L E V E N

739 33 4
                                    

Istniały na świecie rzeczy, których nie dało się przewidzieć. Rzeczy, których nie można było zmienić, nawet mimo dobrych i szczerych chęci. Po prostu czasami trzeba było pogodzić się z losem, niezależnie od tego, co dla nas przyszykował.

Czy nazwałabym to poddaniem się?

Oczywiście, że nie.

Zawsze była jeszcze nadzieja.

- Justin, na pewno wiesz, co robisz? - zapytałam, gdy po półgodzinnej jeździe nadal znajdowaliśmy się w ciemnym lesie.

- Moja odpowiedzieć nie różni się niczym od tej, sprzed pięciu minut. Po prostu mi zaufaj - burknął obrażony. Postanowiłam iść jego tokiem myślenia. Zrezygnowana oparłam się, więc wygodnie o siedzenie, krzyżując na klatce piersiowej swoje ręce. Nadal miałam na sobie bluzę chłopaka, gdyż nie było czasu, abyśmy podjechali do mojego domu po jakieś rzeczy na przebranie.

- Gdzie on tu... - nucił pod nosem, ściągając nogę z gazu. Oglądał się uważnie dookoła, raz po raz zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. Wyglądał doprawdy zabawnie, gdy tak marszczył czoło, uchylając usta - zapewne w nieświadomości, pochłonięty własnymi myślami.

- Jest! - rzucił uradowany, wjeżdżając w leśną ścieżkę. - Widzisz, Carmen? Dojechaliśmy i jesteśmy nawet przed czasem - spojrzał na wyświetlacz wbudowanego w panelu sterowania zegarka, po czym uśmiechnął się szeroko. - Było się tak martwić? Jeśli mówię, że wiem, gdzie to jest, to znaczy, że faktycznie to wiem.

Szkoda, że nie mogłeś tego o sobie powiedzieć jakieś dziesięć minut temu, panie Mądry - sarknęłam w myślach.

- Gdzie tak właściwie jesteśmy? - dopytałam, wychodząc z samochodu. Rozejrzałam się, jednak nie sądziłam, że znałam to miejsce. Staliśmy na środku ścieżki, która prowadziła... donikąd? Urywała się kilka stóp od samochodu.

- Zaraz się dowiesz, weź telefon - polecił. Posłusznie złapałam za urządzenie, zanim wsunęłam je do kieszeni spodni. - A teraz chodź, tylko uważaj.

Weszliśmy w głąb lasu.

- Jeśli coś mi się stanie, to jestem pewna, że Kevin będzie... - zaczęłam, trzymając się prawego boku chłopaka.

- Daj spokój. Nic ci przecież nie zrobię. Powinnaś być mi wdzięczna, właśnie podsuwam ci pomysł - szturchnął mój bark swoim ramieniem.

- Jeszcze nie wiem, czy go wykorzystam. Może wydać się beznadziejny - ostrzegłam. Justin uniósł wysoko brew, spoglądając na mnie pewny swego.

- Zobaczymy, co powiesz, jak już go zobaczysz - odparł tylko, pociągając mnie w lewą stronę.

- Skąd właściwie znasz to miejsce? - zapytałam po chwili ciszy. Mężczyzna zerknął na mnie kątem oka, oblizując spierzchnięte wargi.

- Mój kumpel chciał kiedyś zaimponować dziewczynie, gdy ta powiedziała mu, że jest nudny - cień uśmiechu przemknął po jego twarzy.

- Co było dalej?

- Przestała tak sądzić - wzruszył ramionami, przystając w miejscu. Stanęliśmy przed ogromnymi, metalowymi drzwiami. Brunet otworzył je bez większego problemu, ciągnąc mnie za rękę do środka, gdy zauważył mój brak chęci.

- Mam się bać? - wszędzie było naprawdę ciemno, więc nie mogłam dostrzec, dokąd konkretnie zmierzaliśmy. Wkrótce jednak przystanęliśmy. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć. Jedyne oświetlenie dawała zawieszona nad drzwiami żółta lampka, choć i ona średnio sprawdzała się w swojej roli.

DOUBLE WEDDING ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz