Rozdział 24

1.9K 49 1
                                    

Pov. Hope

Uspokajając swoje szybko bijące serce, oparłam się rękami o kolana. Zmęczona bardzo długim biegiem, usiadłam na chwilę na ławce. Wzięłam telefon do ręki i zauważyłam jedną nową wiadomość. 

Od: Alice

Hej! Co ty na to, aby dzisiaj pójść do kawiarni?

Do: Alice

Okej, tylko o której godzinie?

Na odpowiedź nie musiałam zbyt długo czekać.  

Od: Alice

Może koło 16?

Do: Alice

Spoko

Schowałam znowu telefon do kieszeni, po czym zaczęłam truchtem biec przed siebie. Zbliżając się w stronę sklepu, zastanawiałam się, co zrobić dziś na obiad. Wchodząc do środka wzięłam koszyk i zaczęłam chodzić między regałami. Gdy miałam chyba wszystkie potrzebne mi składniki podeszłam do kasy. Zapłaciłam za zakupy, po czym zaczęłam iść w stronę domu. Wchodząc do środka od razu odłożyłam i pochowałam rzeczy w kuchni, a następnie pobiegłam na górę do łazienki. Szybko się rozebrałam i weszłam pod kojący strumień wody. Gdy się porządnie umyłam wyszłam spod kabiny. Dokładnie wytarłam swoje ciało, po czym nasmarowałam się pięknie pachnącym kremem. Po tym jak się ubrałam w byle jakie ciuchy, zbiegłam na dół do kuchni. Po około godzinie mój obiad, składający się z paluszków rybnych i frytek był gotowy. Wzięłam jedzenie do salonu, po czym oglądając telewizję jadłam obiadek. Gdy zegar wskazał godzinę piętnastą, wstałam z kanapy i poszłam na górę. 

- Co by tu ubrać?

Po kilku długich chwilach postanowiłam założyć na siebie czarne body z Adidasa i ciemnoniebieskie jeansowe spodenki, a na nogi ubrałam wysokie Vansy. Następnie włosy związałam w niechlujnego koka oraz lekko się pomalowałam. Wzięłam torebkę, po czym zbiegłam do garażu. Wsiadłam do czarnego McLarena i wyjechałam z posesji. Stojąc na światłach założyłam na oczy czarne okulary przeciwsłoneczne. Nucąc piosenkę aktualnie lecącą w radiu, dojeżdżałam na miejsce spotkania. Gdy weszłam do środka byłam już kilka minut przed czasem. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, dostrzegając w koncie kawiarni siedzącą Alice. 

- Hej Hope. 

- Hej. - przytuliłam dziewczynę na powitanie. 

- Co tam u Ciebie słychać?

- A nawet dobrze, a u Ciebie?

- Także, chodź wczoraj po pracy wróciłam taka umordowana, że szok.

- Dzień dobry, co mogę podać? - przerwała nam nagle w połowie rozmowy młodo wyglądająca kelnerka. 

- Dzień dobry, poproszę dużą Latte karmelową i babeczkę czekoladową.

- A ja dużą zwykłą Latte i kawałek sernika. 

Dziewczyna już po chwili przyniosła nasze zamówienie. Rozmawiając na jakieś głupie tematy, nie zauważyłyśmy jak powoli zaczyna się robić ciemno na dworze. 

- Może pójdziemy na krótki spacer? - spytała Alice, po tym jak wyszłyśmy z lokalu.

- Okej, może być.

Chodząc uliczkami poczułam nagle, że coś jest nie tak. Miałam nieomylne wrażenie, że ktoś nas śledzi. 

- Ej Alice udawaj, że spadła Ci torebka i sprawdź, czy ktoś za nami idzie.

Dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała, po czym bez słowa wykonała moją prośbę. 

- Dwóch dobrze zbudowanych typów idzie kilka metrów za nami. - wyszeptała. 

- Skręć w lewo, ja pójdę w prawo. 

- Nie ma opcji, nie zostawię Cię. 

- To nie była prośba Alice, masz skręcić w lewo. - uniosłam lekko głos.

- Nie. 

- Słuchaj, ja mam przy sobie broń i zdołam się obronić, a ty nie masz. 

- No i co? Nie zostawię Cię samej.

- Alice, proszę - wysłałam jej błagalne spojrzenie. 

Przyjaciółka patrzyła się na mnie w milczeniu przez chwilę, po czym z wielką niechęcią pokiwała głową na znak zgody. Westchnęłam z ulgą. Na zakręcie przytuliłyśmy się do siebie. Dziewczyna nie chciała mnie puścić, ale ja ją lekko od siebie odsunęłam. Posłałam jej lekki uśmiech i więcej nic nie mówiąc zaczęłam iść przed siebie. Gdy zauważyłam, że Ci ludzie nadal za mną podążają, poczułam narastający we mnie strach. Przyspieszając kroku, próbowałam jakoś wygrzebać z torebki pistolet. Przez swoją nieuwagę nie dostrzegłam przed sobą kolejnej osoby, przez co zostałam nagle brutalnie przyciśnięta do ściany. Aż zachłysnęłam się powietrzem, gdy dostrzegłam przed sobą człowieka z blizną na twarzy. 

- Czego ode mnie chcesz? - powiedziałam próbując zapanować nas drżeniem głosu. 

- Tylko wyrównania rachunków. - warknął nieprzyjemnie. 

- Ale ja Cię nawet nie znam człowieku!

Moja głowa gwałtownie przekręciła się w lewo. Czując mocne pulsowanie na policzku nawet nie odważyłam się podnieść głowy do góry. 

- Nie podnoś na mnie głosu suko! Zapłacisz za czyny swojego brata gówniaro. - powiedział, po czym skinął na kogoś głową. 

Nagle obok nas pojawili się mężczyźni, którzy za mną szli oraz jacyś których wcześniej nie widziałam. W tym momencie mój poziom przerażenia zaczął sięgać zenitu. 

- Przekaż pozdrowienia bratu. - uśmiechnął się z ironią, po czym jeszcze raz mnie uderzył, tylko tym razem jeszcze mocniej, niż poprzednio.

Mężczyzna puścił mnie, przez co nie mogąc dalej utrzymać się na dwóch nogach, upadłam na kolana. Zalewając się łzami i zaciskając dłonie w pięści, wpatrywałam się tylko w podłogę. Bałam się, że jak tylko zauważą moje spojrzenie, szybko do mnie wrócą i zrobią coś gorszego. 

***********************************************************************************************


Gra się rozpoczęła skarbie...Where stories live. Discover now