Rozdział dwudziesty drugi

755 74 7
                                    

Wysłanie krótkiego listu do Harry'ego przyszło Draco nad wyraz łatwo. Zaproponował w nim pójście nad jezioro, gdzie o tej porze roku jeszcze nikt nie przychodził, a rosnące opodal rozłożyste wiekowe drzewa zagwarantowałyby kryjówkę przed wścibskimi spojrzeniami. Po niespełna godzinie przyfrunęła do niego sowa z odpowiedzią nakreśloną na odwrocie pierwotnej wiadomości. Potter chciał, by Draco o umówionej godzinie przyszedł na siódme piętro, w pobliże portretu Sir Cadogana. Nie było to Malfoyowi w smak, zważając na niemałą odległość między lochami a siódmym piętrem. Postanowił jednak nie oponować. (W pewnej chwili stwierdził, iż Pokój Życzeń rzeczywiście wydaje się najlepszym miejscem prywatnych spotkań bez wszelkiego rodzaju zakłóceń). Wiedział bowiem, iż sprzeciw mógłby się wydawać podejrzany i postawić go w złym świetle, czego z pewnością nie chciał; wszak niczego złego nie planował. Mimo to im bliżej był ujrzenia Pottera, tym bardziej czuł poddenerwowanie, zupełnie jakby szedł na ważny egzamin.

Harry miał się podobnie, o ile nie tak samo. Jakaś przewrażliwiona część umysłu chłopca, bez jego udziału i nie bacząc na większe wyjaśnienia, oświadczyła przyjaciołom, że w razie potrzeby znajdą go w pokoiku urządzonym niegdyś przez Huncwotów. Nie chciał być panikarzem, bo to było zwyczajnie głupie i często odbierało trzeźwą interpretację sytuacji. Gdyby Malfoy naprawdę miał bezpośredni udział w gronie śmierciożerców, to nie odwróciłby się od Harry'ego w ten pokrętny sposób. Nadal wybuchałyby między nimi sprzeczki dla zasady i cała ta niepotrzebna reszta. Być może Malfoy na początku roku sam zaproponowałby rozejm czy coś w tym rodzaju, byleby tylko w odpowiednim czasie podać swego rywala na tacy Ciemnej Stronie. Fakt, że nic takiego nie miało miejsca, nieco uspokajał.

Po niezręcznym przywitaniu Gryfon bez trudu dostrzegł zaskoczenie u Malfoya, kiedy zamiast do Pokoju Życzeń poprowadził go przed portret irytującego rycerza i jego opasłego rumaka. Sir Cadogan bez ceregieli wyzwał blondyna na pojedynek, wymachując w jego stronę mieczem, jednocześnie nazywając coraz dziwniejszymi epitetami. Draco popatrzył na malowidło z jawnym oburzeniem, a w akcie zadośćuczynienia za te zniewagi wyczarował przepaskę na oczach rycerza, której ten nie mógł zdjąć. Zataczał się na malowanej łące, dopóki nie upadł przez wystający korzeń i z metalowym hukiem zbroi, wypadł ze swoich ram, prosto do obrazu z tańczącymi trollami.

W środku zasiedli przy stoliczku naprzeciwko siebie niczym dżentelmeni chcący przedyskutować sprawy majątkowe. Harry był okropnie poddenerwowany, lecz nie dlatego, iż przebywał z Malfoyem sam na sam. Obawiał się okropnej, zalegającej ciszy pełnej zakłopotania albo drętwej gadki, dopóki Malfoy nie fuknie czegoś złośliwego na temat miejsca, w jakie został zaproszony, co tylko rozjuszy Harry'ego. Malfoy powiódł wzrokiem po całej przestrzeni, twierdząc, że nie miał pojęcia o istnieniu tego pomieszczenia, zachowując pełną, może nawet szczerą, uprzejmość. Harry na jego słowa mimowolnie poczuł namiastkę ulgi. Zabierając Hermionę do tego wyjątkowego miejsca, które kojarzyło mu się z bliskimi osobami, czuł się całkowicie swobodnie, gdyż dziewczyna była dla niego, rzecz jasna, ważna jak pełnoprawny członek rodziny, ale aktualnie, był tu z chłopcem o bladych oczach, którego nie mógł nazwać choćby przyjacielem ani teraz, ani nigdy przedtem, a mimo to, Draco również stanowił jakiś stabilny punkt życia Harry'ego.

— Mam coś dla ciebie — rzekł Draco półgłosem, nie patrząc na towarzysza.

Ze szkolnej torby wyciągnął brązową, papierową torebeczkę, stawiając ją na blacie przykrytym obrusem we wzór drobnych kwiatów. Skomentował powątpiewające spojrzenie Gryfona: — Nie dowiesz się co to, póki nie otworzysz.

Harry uśmiechnął się kącikiem ust, a po chwili posłał chłopakowi pełnoprawny uśmiech, widząc w torebce melasowe ciasteczka.

— Moje ulubione. Skąd wiedziałeś?

O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓Where stories live. Discover now