Początek.

8 0 0
                                    

- Glupi dzwonek, co za idiota wymyślił takie urządzenie..- mruczałam cicho pod nosem próbując wyłapać na swoim stoliku nocnym budzik dzwoniący już od dobrej minuty nad moich uchem ogłaszając porę wstawania. - Nienawidzę poniedziałków - mrucząc to w końcu wyłączyłam dzwoniące cholerstwo. Wzdychając zrzuciłam z sobie swoją cieplutka kołderkę a moje ciało owładnął nieprzyjemny chłód. Znów zaczoł się kolejny beznadziejny tydzień w miasteczku Hapms City. Zwlokłam się powolnie z łóżka, ubierając swoje kochane i ciepłe kapcie. Swoją drogą zastanawiałam się dlaczego maja one kształt jednorozców.. Szybko odpedzialam te głupie myśli, w końcu kochałam te kapcie cała sobą.
Patrząc na szafę z moimi ubraniami, w której nie panował zbytni porządek z moich ust wydał się przytłumiony jęk oznaczający całkowity brak siły na pójście do szkoły. Ostatnimi siłami zmusiałam się do ruszenia swoim tyłkiem podchodząc do szafy.
Dziś postawiłam na neutralny ubiór, czarne jeansy idealne opinające moje smukłe nogi oraz czerwony top z napisem " never give up".
Szybkim krokiem udałam się do łazienki aby odbyć odbyć swoją poranna toaletę. Niestety dzieliłam łazienkę z moim bratem, którego swoją drogą musiałam obudzić co do łatwych nie należało.
- Jack, Jack wstawaj, musisz wstać do szkoły - mówiłam do niego ostrym głosem, ponieważ obudzenie mojego brata graniczyło z cudem.
-Zamknij się, i stąd wyjdź nigdzie nie idę - odburknol oschle przekręcając się na drugi bok

A to palant

W moich myślach odrazu powstał szatański plan. Wiedziałam, że mnie zabije ale skoro moje słowa nie działały..
- Tak się nie będziemy bawić - wymruczałam pod nosem udając się szybko w stronę łazienki. Wiedziałam że to co zrobię będzie warte mojej śmierci a nawet jeśli uda mi się to przeżyć to będę miała mniej niż sekundę aby stamtąd uciec. Rozejrzałam się szybko po łazience, szukając czegoś konkretnego. Oho mam to, w szafce nad zlewem był dość duży kubeczek na płukanie ust szybko nalałam do niej lodowatej wody i wróciłam do pokoju mojego brata.
- Jack daje Ci ostatnia szanse, wstawaj albo tego pożałujesz - wypowiedziałam najbardziej twardym głosem na jaki mogłam się zdobyć.
- Spierdalaj - odsyknoł
- Nie mów, że nie ostrzegałam - burknęłam. I odrazu prze hililam kubeczek z wodą na jego głowę. Chłopak podniósł się w mgnieniu oka, patrząc na mnie najbardziej morderczym w rokiem jaki kiedykolwiek u niego widziałam. Szybko zrozumiałam że czas na ewakuajce więc w akompaniamencie mojego głośnego śmiechu na jego reakcje szybko zaczęłam uciekać do łazienki. Słyszałam tylko jak próbuje za mną biec, przeklinając siarczyście na głos jednak ja byłam szybsza, zakluczylam się w łazience.
- Olivia, zajebie Cię. - wykrzyczał brat waląc prosto w drzwi do łazienki, jednak nie przejęłam się tym za bardzo.
- Ostrzegałam braciszku - odpowiedziałam na co usłyszałam tylko cichy syk i mnóstwo przekleństw. Mój brat był na ogół kochany jedli jednak chodziło o kwestie wstawania z łóżka.. Ohhh.. Bez kija lepiej było nie podchodzić.

Umyslam szybko zęby, rozczeslalam swoje długie do pasa brązowe włosy, chciałam nałożyć też lekki makijaż ale postanowiłam, że zakryje jedynie worki pod oczami jakimś delikatnym korektorem. Szybko się ubrałam, zabrałam swoją torbę z książkami i zeszłam po schodach do kuchni. Do moich nozdrzy odrazu dotarł zapach tostów i świeżo pażonej kawy.
Weszlam do kuchni zaczynając obserwować swoją krzątająca się po kuchni mamę. Och.. Była ona taka piękna, mimo że miała już 46 lat nigdy, ale to nigdy nie wygląda na swój wiek. Włosy miała spiete w lóźnego koka co bardzo wyszczuplał jej i tak chuda twarzyczkę, ubrana była w jasno rozowa sukienkę sięgająca do kolan, która idealnie opadała na jej piękne zgrabne nadal ciało i oh Boże jej twarz nie miała ani jednej widocznej zmarszczki. Co swoją drogą jest trochę podejrzane bo z takimi dziećmi jak my już dawno powinna mieć dużo zmarszczek i siwych włosów. A prawda była taka że Mindi Banson była kobieta nie do zdarcia.
- Hej mamo! - powiedziałam jeszcze lekko zachrypialym głosem, z wyczuwalna nuta mojego zmęczenia.
- Olivio Benson, czy Ty już całkiem zwariowałaś, prawie tutaj na zawał zeszłam. - lekko podnosząc głos oznajmiła z wzrokiem mówiącym oh uduszę Cię kiedyś dziecko. Przewróciłam na jej słowa oczami, obserwując w ciąż jej twarz.. Pełne malinowe usta, durze brązowe oczy, które potrafiły hipnotyzować i równe lekko brązowe brwi, cała twarz była jasno blada przez co wiedziałam że i ona niedawno wstała, ponieważ nie nałożyła jeszcze swojego dziennego makijażu.
- Tak tak mamo, wiem, siwe włosy, dostanie zmarszczek i tak dalej. - burknęłam do niej na co ona jedynie uniósł swoje brwi kręcąc z dezaprobatą swoją głowa.
-Obudziłaś brata? - zapytała, nakładając tosty na talerz i nalewając kawy do kubków. Czasami zastanawiałam się skąd w niej tyle siły. Mając dwójkę dzieci i wychowując je sama potrafiła ogarnąć wszystko a i ta czynność robiła jednocześnie.
- Tak, ale nie zagwarantuje, że kiedy tu zejdzie nie będzie chciał mnie zabić. - odpowiedziałam szczerze na co ona w międzyczasie podała mi talerz i kubek kawy patrząc na mnie pytająco. - Wylałam mu kubek lodowatej wody na głowę - burknęłam na co ona tylko perliście się zaśmiała, jej śmiech był piękny, taki czysty i subtelny nie robiła tego za głośno ani za cicho. Uwielbiałam słuchać jej śmiechu, przypominał mi trochę ciepło.
-To ja może pochowam wszystkie ostre przyrzady.- zaśmiała się cicho pod nosem.
Jack właśnie wszedł do kuchni, jak zwykle miał swoje brązowe włosy mił potargane, i wyglądał jak kupka nieszczęścia, co oczywiście musiałam skomentować.
-Jak tam pobudka? Czyżbyś wyglądał jak kupa nieszczęścia przez moją wspaniałą pobudkę? - zapytałam. A jego wzrok mówił sam za siebie, gdyby mógł po prostu by mnie udusi. Zaśmiałam się cicho na jego złowrogie spojrzenie a jego brązowe oczy coraz bardziej traciły swój kolor. Wiedziałam że go tym denerwuje ale jaką byłabym siostra gdybym tego nie robiła?
-Zabije Cię, przysięgam że uduszę Cię własnymi rękoma kiedy tylko nadąży się okazja. Swoją drogą siostrzyczko zemszcze się, i to srogo. - zawył przewlekłe.
-Olivia, Jack przestańcie w tej chwili. Zmarszczek przez was dostanę.. A jest tak się stanie to oboje zginiecie - oboje spojrzeliśmy się na poważna twarz naszej matki i jednocześnie wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Nawet nasz pies, który miał na imię Miś przyszedł wesoło merdając ogonkiem zobaczyć co się dzieje. Owczarek niemiecki usiadł obok nas wydając głośny szczek, co dało się odebrać jak i jego śmiech z nasz wszystkich.

I Meet a bad guy.Where stories live. Discover now