Dziwny dzień.

4 0 0
                                    

Wtorek i środa mijały spokojnie. Dzień jak każdy inny, wstanie, budzenie Jacka, walczenie o swoje życie aby mnie nie zabił, co z każdym dniem robiło się coraz bardziej trudne, ponieważ moje zamiłowanie do sortu było nijakie a uciekanie przez nim z każdym dniem sprawiało coraz większą trudność, moje ciśnienie rosło do 200 kiedy przemierzałam takie odległości. Oh jak ja nienawidziłam biegać. W szkole też było raczej nudno, swój czas głównie spędzałam na rozmowie ze swoimi przyjaciółmi o różnych głupotach lub po prostu rysowałam dziwne rzeczy w swoim zeszycie, cóż nie byłabym sobą gdyby na kartce nie było jakiegoś mojego bazgroła z większym lub mniejszym dla mnie sensem. Było spokojnie, aż za spokojnie biorąc pod uwagę że Vic i Oli jeszcze nie wskoczyli sobie do gardeł swoimi głupimi docinkami. Czasami zastanawiałam się jak oni ze sobą wytrzymują ale później dochodziło do mnie, że są prawie tacy sami a więc i żyć bez sobie nie mogli. I w tym wszystkim tkwiłam ja, słuchając ich kłótni i rozmów z zaciekawieniem, odpowiadając na różne zaczepki sarkazmem, smiajac się razem z nimi. Ta dwójka, wywoływała we mnie wszystkie możliwe emocje, potrafili wkurzyć mnie w dwie sekundy i udobruchać mnie w sekundę za co ich kochałam. Czułam się przy nich wolna, mogłam rozmawiać na każdy możliwy temat bez żadnego skrępowania. Zawsze przy mnie byli w te najgorsze i najlepsze dla mnie dni a ja byłam dla nich. I tak się otrzymaliśmy już dobre 10 lat. Bo to oni mnie ukształtowali.

*************************
Czwartkowy poranek był nieznośny. Czułam się jakby ktoś rozjechał mnie walcem a i kawa mi nie pomagała. Jadąc do szkoły rozmyślałam czy powiedzieć im o zaistniałej w poniedziałki sytuacji z owym chłopakiem oraz dziwnej karteczce, która zostałam w swoim pokoju i choć z każdym dniem nadal myślałam, że to sprawka mojego jakże cudowanego brata, w moim umyśle powstawały dziwne scenariusze tego, że to wcale nie jego głupi żart. Jego zachowanie wcale nie wskazywało na to, że on to zrobił a i ja nie pytałam bo jeśli okazałoby się że to nie on, zaczęłyby się pytania a tego chciałam uniknąć. Jack był naprawdę wielkim Chujem ale jeśli przychodziło co do czego był obok mnie, słuchał mojego płaczu, pocieszał jeśli potrafił, albo po prostu przytulał i przy mnie siedział, rzadko zdążały się takie momenty bo jakoś nigdy nie kwiliłam się do tego aby mówić mu o swoich problemach, rozterkach sercowych i innych, zawsze jednak kiedy przechodziłam życiowe załamanie jakąś sprawa i nie potrafiłam tego dłużej ukrywać on był przy mnie razem z moimi przyjaciółmi.

Z moich myśli wyrwała mnie moja mama która z całego serca życzyła nam Miłego dnia, mówiąc jak bardzo nas kocha. Odpowiedzieliśmy z Jackiem chórem, że my ją też i zebraliśmy się do szkoły. Hamps High School, znowu. Ludzie tutaj byli różni, naprawdę można było znaleźć tutaj każdego rodzaju charakter, osobowość, kulturę czy wygląd, i odziwo nikt nie miał do nikogo pretensji. Fakt zdarzali się ludzie którzy od jednych trzymali się z daleka ale nie dlatego że mieli inne wyznanie religijne, czy ubierali się jak chcieli, po prostu mieli swoje zatargi i się nie lubili. Jednak ta szkoła miała coś w sobie, co można była określić zbiorowym szacuniem, mimo że ludzie się nie lubili to i tak starali szanować się innych. Ale jak w każdym miejscu byly też wyjątki, mały odsetek ludzi, którzy gdyby mogli wymordowali by cała odróżniającą się od nich resztę.

-Olivia Słoneczko - usłyszałam znajomy mi krzyk Oliviera Granda. Szedł szczerząc się do mnie tymi swoimi białymi ząbkami. Oli był piękny, miał urodę młodzieńca, lekkie rysy twarzy podkreślające jego śliczne oczy i malinowe usta. Ubrany był jak zawsze, żółta bluzka z krótkim rękawkiem, czarne jeansy, i białe buty. Oczywiście wszystko markowe. Tak swoją drogą chyba jeszcze nigdy nie widziałam go w zwyczajnych rzeczach, no może z wyjątkiem piżamy, ale ten człowiek nawet rzeczy domowe jak dresy do pracy miał markowe! A w moich myślach ciągle krążyła myśl, po co wydajesz tyle pieniędzy na markowe ubrania, fakt czasami ja też ubierałam coś markowego ale raczej nie byłam boginiom mody i wystarczyły mi ubrania z zwykłych sieciowek.

I Meet a bad guy.Where stories live. Discover now