CZTERDZIEŚCI SZEŚĆ

20 1 2
                                    

DIANA

Dzisiaj już moja siostra wyjeżdża, co mnie cieszy bo nie będę musiała oglądać mordy jej chłopaka, ale z drugiej strony tak dawno się z nią nie widziałam, że chciałbym spędzić z nią więcej czasu, bo znając nas to spotkamy się w przyszłe święta. Jako, że jest już po świętach to za dwa dni my także wyjeżdżamy, dlatego dzisiaj zdecydowałam się iść po raz ostatni na lodowisko, ponieważ będzie mi go brakować. Na szczęście nauczyłam się już wszystkich swoich scen z scenariusza, więc o to mogę byś spokojna.

Na miejsce dojechałam od dwunastej, wypożyczyłam łyżwy i weszłam na same lodowisko. Jako, że lekko nadrobiłam technikę, to zdecydowanie pod tym względem szło mi lepiej. W sumie wszystkie łatwe figury szły mi bezproblemowo, z tymi dla średnio zaawansowanych szło mi na zasadzie raz wyjdzie, a raz nie. Niektóre figury to w ogóle była czarna magia, szczególnie miałam tak z tymi trudnymi, ale myślę, że jeśli chwile bym jeszcze popracowała to możliwe że bym się ich nauczyła. Swoją drogą przez to właśnie lodowisko zaczęłam się zastanawiać czy nie zmienić uczelni, na taką gdzie owy obiekt będzie. Z jednej strony było by to ciekawe urozmaicenie, ale zapewne bym z tego nie korzystała przez ilość materiałów, które musiałabym umieć. Chociaż z drugiej strony moi znajomi by się cieszyli, bo chodzilibyśmy na tę samą uczelnię. Wcześniej chciałam chodzić na inną uczelnię, ale w tym samym mieście.

Cztery godziny później zajarzyłam, że jest już po czternastej i że wkrótce będzie obiad, a wiec pasowałoby wrócić. Wsiadłam do auta szczęśliwa, ponieważ wywaliłam się tylko dwa razy, ale jeden to tak solidnie i coś czuję, że będę miała dość sporego siniaka na plecach.

Dwadzieścia pięć minut później była już pod domem, a po kolejnych pięciu minutach zajadałam się obiad, który był bardzo smaczny, co może być spowodowane tym, że ja byłam głodna jak wilk. Podczas jedzenia rozmawiałam na różne tematy, ale głównie skupiłam się na pochłonięciu tego jedzenia.

Wieczorem poszłam z babcią do supermarketu, pomóc jej zrobić zakupy. Jako, że na co dzień babci nikt nie pomaga, to chodzi do sklepu codziennie, także po to aby rozprostować kości. Tym chciała iść ze mną, pewnie dlatego że mogłaby zrobić większe zakupy, a zamiast iść do sklepu, to na łyżwy które polubiła, chociaż nie oddała się wozy fantazji, a jeździła raczej trzymając się barierek, albo bardzo blisko nich. Od dzieciństwa miałam taką zasadę z babcią, że jak idziemy do sklepu to musimy przejść wszystkie alejki, nawet jeżeli produkt po który przyszłyśmy był tylko w jednej. Co dziwne w całej rodzinie, robię tak tylko ja i babcia. Moja mam jak idzie to sklepu to dosłownie tylko po te rzeczy dla których tu przyszła. Tata nigdy nie chodzi do sklepów, bo mamie to idzie szybciej, ze względu na to, że wie już gdzie co leży. Debora zaś jest tą osobą, której średnio idzie gotowanie, zazwyczaj idzie na dział z mrożonkami i kupuje dwieście opakować pizzy, które je przez kolejne dni. Rzadko kiedy urozmaica swoje posiłki, no chyba że zrobi je ktoś inny.

Tough LoveWhere stories live. Discover now