Rozdział 9

1.7K 64 6
                                    

- Jestem. - Powiedziałam wpadając do gabinetu Jacksona ledwo łapiąc powietrze.

- Dwie minuty przed czasem. - Spojrzał zadowolony na zegarek. Gdy jego spojrzenie wylądowało na mnie zauważyłam jak uśmiechnął się pod nosem. - Powinienem pytać jak szybko tu biegłaś? - Zapytał unosząc brwi do góry.

- Ważne, że jestem. Idę do siebie. - Nie czekając na odpowiedź od razu opuściłam pomieszczenie.

Weszłam do mojego pokoju i pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Gdy je zamknęłam przed moimi oczami pojawiła się postać uśmiechniętego bruneta z kawiarni. Od razu otworzyłam zaskoczona oczy i zaczęłam wpatrywać się w sufit. Co się ze mną dzieję? Dlaczego ja w ogóle o nim pomyślałam? Może ma uroczy uśmiech i dołeczki, ale to nie powód żeby o nim myśleć. Zaraz co...

- Tak na ciebie patrzę i patrzę i zastanawiam się co z tobą jest nie tak. - Parsknął śmiechem Nate.

Nawet nie wiem skąd on się tu wziął i jakim cudem nie usłyszałam otwierania się drzwi. Pewnie po prostu jestem na tyle głupia, że zapomniałam je zamknąć.

- Co chcesz? - Burknęłam pod nosem nawet na niego nie patrząc.

- Czy ja musze od razu czegoś chcecie? Może po prostu chciałem sprawdzić co słychać i co porabia moja ulubiona lokatorka tego jakże uroczego budynku. - Powiedział urażony, a po chwil poczułam jak obok mnie łóżko ugina się pod ciężarem chłopaka. - Więc... - Spojrzał na mnie uważnie i tak jak ja odwrócił wzrok w stronę sufitu. - O czym myślimy?

- O niczym. - Warknęłam w jego stronę.

- Co cię znowu ugryzło, a nie czekaj zapomniałem, że ty zawsze taka jesteś. - Prychnęłam na jego słowa. - Więc co dziś robiłaś?

- Miałam trening. - Odpowiedziałam szybko przymykając lekko oczy.

- Nie o to mi chodzi. - Powiedział zrezygnowany. - Jackson pozwolił ci wyjść na marginesie nie ma za co.

- Czekaj ty go namówiłeś. - Obróciłam głowę w jego kierunku. Widząc jego uśmiech domyśliłam się odpowiedzi. - Dzięki. - Mruknęłam cicho i znowu odwróciłam wzrok na sufit.

- No więc co robiłaś. Skoro to ja ubłagałem go żeby ci pozwolił wyjść biorąc na siebie całkowitą odpowiedzialność jeśli komukolwiek by się coś stało to chyba mam prawo, a nawet powinienem wiedzieć co robiłaś. No mów... - Powiedział i zaczął dźgać mnie palcem w bok.

- Przysięgam jak nie przestaniesz złamie ci ten palec. - Warknęłam. - Byłam na kawie. - Dodałam po chwili już nieco spokojniej.

- I niby dlatego biegłaś w nadprzyrodzonym tempie do bazy? - Czy on musi być taki irytujący i nie może dać sobie już z tym spokoju. Ten chłopak czasami zachowuje się jakby miał co najmniej pięć lat.

- Skąd wiesz? - Popatrzyłam na niego spod uniesionych brwi.

- Widziałem na kamerach. - Machnął ręką. - Więc?

- Po prostu rysowałam i straciłam poczucie czasu. - Odparłam w końcu.

- Serio tylko tyle. - Odezwał się widocznie rozczarowany. - Myślałem, że wyrwałaś jakiegoś przystojniaka albo umówiłaś się z tym brunetem ze sklepu albo... - Przerwał i spojrzał na mnie badawczo. Nawet nie uraczyłam go spojrzeniem ani nie odezwałam się słowem. W tym momencie ten sufit wydaje się naprawdę, naprawdę bardzo  interesujący. - Nie wierzę widziałaś się z nim. - Zaśmiał się cicho. - No teraz tym bardziej ci nie odpuszczę musisz mi powiedzieć coś więcej.

- Daj mi spokój. - Burknęłam zrezygnowana.

- Dobrze wiesz, że ci go nie dam, więc po prostu zacznij w końcu mówić.

- Po prostu byłam na kawie. On też tam był i chwilę gadaliśmy. Koniec historii. - Nie odrywałam wzroku od sufitu choć czułam, że wzrok Nata przeszywa mnie na wylot.

- Jak on miał na imię?

- Peter. - Powiedziałam cicho.

- Podoba ci się. - Uśmiechnął się szeroko.

- Masz urojenia. - Warknęłam i popatrzyłam na niego jak na skończonego idiotę.

- Podoba ci się. - Zaśmiał się jak dziecko.

- Skończ już. Nikt mi się nie podoba i przestań to ciągle powtarzać, bo będę mieć kłopoty, jeśli ktokolwiek usłyszy te twoje chore wymysły.

- Tak tak miłość to słabość. Uczucia cię zniszczą bla bla bla...

- Dobrze wiesz, że to prawda. - Przewróciłam oczami.

- To bzdura, a nie prawda. - Teraz chłopak przewrócił oczami. 

- Idziemy na trening? - Zapytał po chwili milczenia.

- Skoro nikt dawno nie skopał ci tyłka i tak bardzo chcesz dostać. Poczekaj tylko się przebiorę. - Uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam się z łóżka.

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerWhere stories live. Discover now