Rozdział 38

1.2K 49 10
                                    

Właśnie poprawiałam ten rozdział i stwierdziłam, że chce żebyście to już przeczytali i nie wytrzymam do poniedziałku, więc miłego czytania 💜


Obudziłam się w zimnym i ciemnym pomieszczeniu. Moje ręce zapięte były w kajdany, które przymocowane były do lóżka. To były dokładnie te same kajdany, które uniemożliwiały mi używanie mocy. Tylko ciekawe po co mi one teraz skoro i tak ich nie posiadam.

Podniosłam się z łóżka i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili zrozumiałam gdzie tak właściwie się znajduje. Jestem w bazie, a dokładnie pod nią w lochach. Cudownie...

Już jakiś czas temu zrezygnowałam z próby uwolnieni się. Prawda jest taka, że i tak mi to nic nie da. Nawet jeśli uda mi się ściągnąć te przeklęte kajdany to i tak nie otworze tych drzwi. Podsumowując w tym momencie dosłownie czekam na śmierć. Nie jestem głupia wiem, że to mnie czeka.

Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Wspaniale wybiła godzina mojej śmierci.

- Co ty tu robisz? - Popatrzyłam zdezorientowana na chłopaka, który wszedł przez drzwi. - Nie podchodź do mnie i nawet nie próbuj mnie dotykać! - Cofnęłam się od niego, gdy tylko próbował się do mnie zbliżyć.

- Nie możesz tu zostać. - Popatrzył na mnie smutno. - Musisz stąd uciec Alison.

- No co ty nie powiesz? Wiesz sama na to nie wpadłam. Tylko wiesz jest taki mały szczegół. - Potrząsnęłam sarkastycznie łańcuchami. - Troszkę mi to uniemożliwia moją ucieczkę.

- Chce ci pomóc. - Podszedł do mnie powoli z uniesionymi rękami i uklęknął przy mnie.

- Cóż za zmiana decyzji. - Popatrzyłam na niego z wyrzutem, przez co chłopak popatrzył zawstydzony w ziemie.

- Wiem, że źle wtedy postąpiłem. Nie powinienem mu ufać. Możesz mnie nienawidzić proszę bardzo, ale nie pozwolę mu cię zabić. - Popatrzył mi prosto w oczy. - Zależy mi na tobie. Jesteś dla mnie ważna. Zawsze byłaś. Przez te parę lat byłaś jedyną bliską mi osobą. - Mówił poważnie jednocześnie ściągając mi kajdany z rąk.

- Nate... - Powiedziałam cicho chcąc by chłopak na mnie popatrzył. - I tak stąd żywa nie wyjdę. Nie mam już mocy, a tu jest zdecydowanie za dużo osób. - Odparłam w końcu cicho.

- W dalszym ciągu masz moce. Myślisz, że dlaczego Jackson kazał cię przypiąć akurat tymi kajdanami. Musisz je w sobie tylko obudzić.

- Myślisz, że to takie proste. - Popatrzyłam na niego zła.

- Myślę, że po prostu się boisz. - Popatrzył na mnie pewnie.

- Co... Nie boje się... Niczego...

- Boisz się. Znam cię Alison. Wiem jak się czujesz. Miałaś moce, których nie umiałaś kontrolować. Może kochałaś moce, ale teraz nie musisz się codziennie bać, że kogoś skrzywdzisz. Nie posiadając ich nie czujesz przerażenia z tego, jaką satysfakcję daje ci sprawianie bólu innym. Teraz boisz się tego jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Wcześniej mieszkałaś z osobami o wiele gorszymi od siebie, przez co wcale nie czułaś się z tym źle. Teraz trzymasz się z superbohaterami, a zwłaszcza na dobrej opinii jednego z nich ci zależy najbardziej.

- Nie...

- Nie jestem głupi. Widzę co się dzieje. - Przerwał mi zanim zdążyłam zaprzeczyć. - Widocznie znam cię lepiej niż ty siebie skoro tego nie widzisz. Kochasz go. Kochasz Petera. Jesteś głupia i boisz się jakichkolwiek uczuć, ale to może jest już rozmowa na inny dzień. - Zaśmiał się cicho wypowiadając ostatnią część zdania. - Teraz musimy się skupić na tym, żebyś stąd wyszła żywa, jeśli kiedykolwiek chcesz go jeszcze zobaczyć. Chodź. - Podła mi rękę, którą niepewnie chwyciłam.

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerWhere stories live. Discover now