Rozdział 34

1.3K 49 9
                                    

Nie wiedziałam, że jedno zdanie może tak bardzo wywrócić moje życie do góry nogami. Jedno głupie zdanie, które wszystko całkowicie zmieni.

- Mam dla ciebie też złe wieści. - Popatrzył na mnie zmartwiony Tony.

- Co? - Wyszeptałam praktycznie do siebie. - Jakie? - Popatrzyłam na niego niepewnie czekając na to, co powie dalej.

- Jakby to powiedzieć... - Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. Cudownie. Zapowiada się po prostu cudownie. - Twoje moce nieco osłabły.

- Nieco? To znaczy jak bardzo? - Popatrzyłam na niego całkowicie przerażona.

- Bardzo. - Westchnął cicho. - Są praktycznie nieaktywne. 

- Co!? - Powiedziałam oszołomiona.

- Zużyłaś dużo energii na przywrócenie jego życia. - Wskazał ręką na Petera. - Dodatkowo sama przeżyłaś, co normalnie wydawałoby się całkowicie niemożliwe. Przykro mi Alison. - Dodał ciszej.

Zaczęłam tępo wpatrywać się w moje palcami, którymi nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam się bawić z nerwów. Praktycznie całe moje życie posiadałam moce. To była tak naprawdę jedyna rzecz, którą kochałam w swoim życiu. Nigdy nie wyobrażałam sobie życia bez nich. Nawet nie pomyślałabym, że mogę je kiedyś stracić. Co ja teraz zrobię...

- Czy da się je jakoś... No aktywować? - W końcu to Peter zadał pytanie, które krążyło mi po głowie, ale bałam się je zadać, bo naprawdę... Naprawdę boje się odpowiedzi.

- To na pewno. - Westchnął cicho i popatrzył w moją stronę. - Skoro gdzieś tam w tobie są to na pewno możemy je aktywować. Tylko może potrwać to tydzień, miesiąc, rok, a może nawet jeszcze dłużej. Musisz być na to gotowa Alison.

- Ja... Ja musze wyjść. - Powiedziałam szybko i od razu zerwałam się z łóżka. 

Nie zwracając uwagi na krzyki za mną wybiegłam z sali.

Wyszłam na dach budynku nie wiedząc kompletnie, co ze sobą zrobić. Zsunęłam się po ścianie w dół i usiadłam na ziemi. Nie będę płakać. Po prostu nie mogę, ale nie wyobrażam sobie mojego życia w tym momencie. Moce to było wszystko, co miałam. 

Po chwili na dachu pojawił się Peter, jednak mimo to nie podniosłam na niego wzroku. Ciągle wpatrywałam się przed siebie. 

Nie mam sił. Po prostu ich nie mam. Czy choć przez rok może być wszystko normalnie. 

Przyszłam tutaj po to by być sama i pomyśleć spokojnie, a nie po to żeby on tu teraz przychodził. Naprawdę nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Dlaczego ludzie nie rozumieją, że niektórzy czasami chcą pobyć sami? 

Brunet popatrzył na mnie i nic nie mówiąc usiadł obok mnie. Cudownie...

- Przepraszam. - Powiedział w końcu po pewnym czasie wspólnego milczenia.

- Co? - Popatrzyłam na niego niezrozumiale. Dopiero po chwili chłopak oderwał wzrok od swoich dłoni i również spojrzał w moja stronę. 

W jego spojrzeniu było coś dziwnego. Jakby się bał albo było mu wstyd, a może jedno i drugie, ale dlaczego?

- Gdybyś mnie nie ratowała dalej miałabyś swoje moce. - Powiedział szybko i od razu odwrócił wzrok i popatrzył w ziemie. - Proszę nie znienawidź mnie teraz. - Powiedział cicho jakby miał się za chwilę rozpłakać.

- Oszalałeś czy jesteś po prostu głupi!? - Przeglądałam mu się zaskoczona. - Peter popatrz na mnie. - Powiedziałam zła, ale nic to nie dało.

Love Isn't A Weakness // Peter ParkerWhere stories live. Discover now