2-1.3

1.2K 95 86
                                    

Wreszcie mi się udało!

Tęskniliście? Po co pytam. Wiem, że tak.

*

Nie musieli długo czekać na pomoc medyczną.

Blake ledwo trzymał się na nogach, wciąż zamroczony po pojedynku z Ziemianinem. Jeśli pojedynkiem nazwać można było to, iż czarnoskóry skopał mu porządnie mordę.

Podtrzymywał go Finn, który szybko zwrócił się w stronę matki Clarke, obserwując jak ściąga z pleców czerwony plecak.

Wokół nich krzątali się członkowie strażników na Arce, a Marcus Kane - z pomocą dwóch kolegów - odciągnął ciało martwego mężczyzny daleko od nich.

Pani lekarz wyglądała na przerażona, widząc w jakim stanie się znajdowali. Bez zbędnych pytań zatrzymała się przed nimi i zapytała:

- Wszystko dobrze?

Nie wyglądała najlepiej, lecz nie była w tak krytycznym stanie, jak Finn i Bellamy. Miała jedynie rozciętą głowę i zaschniętą krew na czole, która spłynęła aż po żuchwę.

Blake trzymał się za bolące żebra, próbójąc unormować oddech.

- Nic mi nie jest - odparł, gdyż Gryffin ewidentnie patrzyła na niego.

Za jej plecami dostrzegł Monroe i jej kolegę, więc zaprzestał rozglądania się.

Blake zerknął szybko na Collinsa z tęgą miną i zarządził:

- Wracajmy szybko do kapsuły.

Finn skinął głową i postąpił krok przed siebie, jednak Abby zatrzymała ich.

- Czekajcie! Gdzie jest Clarke? - zapytała, łapiąc za ramię Finna. - Nic jej nie jest?

- Nie było, gdy odeszliśmy - odpowiedział Finn z westchnieniem. Nie chciał bowiem dawać jej złudnej nadzei na cokolwiek. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył nawet o tym pomyśleć. - Zaprowadzimy cię. - Dodał, nie chcąc narażać się na niewygodne pytania i ruszył w znanym kierunku, a zaraz obok niego kroczył Blake.

- Zaczekajcie, chwileczkę.

Bellamy prawie krzyknął z irytacji, kiedy tym razem zatrzymał ich ojciec Mer. Jego ludzie przeczesywali teren.

- Sinclair! - zawołał do mężczyzny, który podszedł do niego w mgnieniu oka. - Rozdzielamy się. My idziemy dk kapsuły, a wy do stacji Alfa. Dołączymy do was, kiedy tylko znajdziemy resztę.

- Tak jest - potwierdził Sinclair, jednak - gdy zamierzał już odejść - Marcus Kane złapał go za kurtkę i zapytał przyciszonym głosem:

- Jaha się odzywał?

- Nie, ostatnio nie. - mężczyzna westchnął, jakby bolały go własne słowa. Nawet Abby wydawała się tym nieco przygnębiona.

Kane odwrócił się w stronę obozowiczów i wskazał ręką na strażników, mówiąc:

- Wasza trójka idzie z nami, a wy - kiwnął głową na Blake'a i Collinsa - prowadzicie.

W takim składzie ruszyli. Bellamy długo nie musiał czekać, aż Finn rozpocznie rozmowę, mówiąc że zdenerwowaniem:

- Myślisz, że nic im nie jest?

- Na czas pierścienia ognia byli bezpieczni w kapsule, więc jestem pewien, że wciąż tam są - odparł mu, po czym zwrócił się do przywódcy - America myśli, że nie żyjesz.

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz