Prolog: Początki

2K 138 82
                                    

Wyjął opakowanie jasnoniebieskich tejpów z torby. Ból w kolanach był nieznośny, ale Tobio nawet nie myślał, żeby się do tego przyznać. Oznaczałoby to natychmiastową przerwę w treningach, a na to nie mógł sobie pozwolić.

Dokładnie przyciął i przykleił kawałki plastrów w odpowiednich miejscach. Skrzywił się lekko podczas wstawania.

Musi grać tak dobrze jak nigdy. I nikt mu w tym nie przeszkodzi.

Schował swoje rzeczy z powrotem do torby. Zdążył odsunąć sportową bluzę, gdy usłyszał szarpanie za klamkę. Spojrzał w stronę drzwi szatni z zaskoczeniem. Nikt ich nie zamykał, więc raczej nie powinno być problemu z otwarciem.

– Znowu to samo! – głos zza ściany wydawał się całkiem zirytowany, Tobio musiał to przyznać.

Podszedł do wyjścia i sam postanowił pomóc. Pociągnął klamkę w swoją stronę, a drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu.

– Chodzisz do tej szkoły kilka dobrych miesięcy i nadal nie pamiętasz, w którą stronę otwierać te cholerne drzwi? – Kageyama niby miał dość głupoty Hinaty, ale z drugiej strony dostarczał mu on sporo rozrywki.

– To nie moja wina! Z resztą poradziłbym sobie, nie musiałeś mi pomagać – chociaż Shoyo zabrzmiał jak naburmuszony dzieciak, Tobio uśmiechnął się pod nosem.

Zawsze bawiły go głupie reakcje rudzielca na tak proste zachowania drugiego człowieka. Zupełnie jakby nadal uczył się życia między ludźmi.

– Nie ciesz się tak, pajacu – Hinata pokazał mu język, a jego wzrok padł na kolorowe plastry na kolanach Kageyamy. – Po co ci to? Nie mówiłeś, że masz jakieś problemy.

Serce Tobio zabiło odrobinę szybciej. Przecież nie może się przyznać. Delikatny ból nie jest aż takim problemem. Minie samo, więc nie ma sensu dzielić się tym z kimś innym.

Prawdopodobnie minęło zaledwie kilka sekund, ale rozgrywający wiedział, że zbyt długo zwkleka z odpowiedzią. Musiał coś wymyślić – możliwie jak najszybciej.

– Nie interesuj się – odwrócił się plecami do chłopaka i zdjął z siebie bluzę. – Chciałem usztywnić trochę kolano, nigdy nie zaszkodzi – może Hinata jest zbyt głupi, żeby zauważyć aż tak oczywiste kłamstwo?

Shoyo wzruszył tylko ramionami. Chyba zapomniał, po co w ogóle przyszedł do szatni, bo od razu pobiegł w stronę hali. Tak naprawdę Kageyamie ani trochę nie przeszkadzał taki obrót spraw.

Naciągnął ochraniacze na kolana i sam ruszył w stronę sali sportowej.

Nie mógł się doczekać, żeby w końcu rozegrać jakąś piłkę. Czuł się, jakby minęły wieki od jego ostatniej wystawy. Bo przecież nie robił tego od wczoraj. Z uśmiechem – podobno niezbyt widocznym, on sam uważał inaczej – dołączył do drużyny podczas rozgrzewki.

Zwycięstwo na tegorocznych mistrzostwach należy do Karasuno, a Kageyama Tobio nie ma zamiaru pozwolić, aby kłujący ból w stawach zaprzepaścił taką szansę.

*****

Prolog całkiem krótki, że rozdziały będą sporo dłuższe. Miło mi tu wrócić po chwili przerwy. Mam nadzieję, że dacie mi szansę i zostaniecie ze mną odrobinę dłużej.

Do zobaczenia!

|| Marzenia || KageHinaWhere stories live. Discover now