d w a d z i e ś c i a c z t e r y

1.4K 109 86
                                    

– Grzecznie cię proszę, żebyś zostawiła Draco w spokoju.

Zaspana Hermiona nie wiedziała, czy blond istota stojąca przed jej drzwiami była rzeczywiście Astorią Greengrass czy może hybrydą, która powstała z Malfoya, podczas jej snu. Przetarła oczy po raz dwudziesty, ale mara nie chciała znikać – wciąż opierała się o próg z zaplecionymi ramionami i zaciętą miną.

– Ale o co chodzi? – wymamrotała Gryfonka, przecierając oczy kolejny raz. Było po dziewiątej, ale ona jeszcze cztery godziny temu włóczyła się z Malfoyem po błoniach, za dużo paląc i za bardzo się śmiejąc. Merlinie uchroń Hogwart przez takim Prefektem w następnym roku...

– Nie rżnij błotoryja, Granger – wysyczała Astoria. – Uprzejmie proszę cię, żebyś przestała kraść ukochanego mojej najlepszej przyjaciółki. Póki co robię to uprzejmie, zaraz skończy mi się cierpliwość!

– Merlinie – jęknęła Hermiona. – Greengrass, zastanów się. Czy Draco Malfoy, potomek jednej z najstarszych czystokrwistych rodzin czarodziejskiego świata, chciałby bratać się ze szlamą?

– Och – zły wyraz zszedł z twarzy blondynki, zostawiając miejsce dla zastanowienia. – Hm. W sumie o tym nie pomyślałyśmy.

– Oczywiście, że tego nie zrobiłyście – mruknęła do siebie. – W każdym razie – powiedziała już głośniej – przekaż Parkinson, że Malfoy jest cały jej. Po prostu jesteśmy... znajomymi, którzy spędzają ze sobą czas. Nie mam żadnych intencji romantycznych w jego stronę!

Nie znosiła kłamać. Nienawidziła, czuła się wtedy okropnie, ale... co miała powiedzieć dziewczynie, która chciała tylko dobra swojej przyjaciółki?

– No dobrze, wierzę ci...

– Z resztą, gdyby Malfoy'owi zachciało się romansu, to mógłby wybrać tysiąc innych kobiet, przecież jest okropnym kobieciarzem.

– Hm? Draco? – Astoria uniosła brwi. – W niewiele rzeczy wierzę, ale zawsze myślałam, że Gryfoni akurat sceptycznie podchodzą do plotek... widocznie się przeliczyłam. Granger, Draco miał w życiu dwie dziewczyny. Przestań słuchać innych ludzi i zacznij kogoś, kogo chyba nazywasz przyjacielem – rzuciła jej ostatnie, chłodne spojrzenie i odwracając się na pięcie wyszła z dormitorium.

– Widzisz co przez ciebie mam? – powiedziała za siebie. Odwróciła się na widok Malfoya, śpiącego na jej kanapie z Ogonkiem. Widok ten roztopił jej serce i sprawił, że powietrze nagle wydało się trudne do wciągnięcia. Przez chwilą był rozbudzony, a teraz znowu spał jak dziecko...

Hermiona potarła twarz i skierowała się do łazienki, wiedząc, że już nie zaśnie. Zrzuciła z siebie piżamę i szybko znalazła się w wannie napełnionej parzącą wręcz wodą. Tylko tak mogła się zrelaksować.

Poprzedniej nocy, gdy Malfoy już ją odprowadził i wrócił do siebie zastanawiała się nad swoim okropnym położeniem. Im więcej spędzała czasu z chłopakiem, tym bardziej czuła jak jej uczucie rośnie. Bała się tego, nie chciała iść w nieznane. Jej uczucie do Rona było takie niewinnie i po prostu wykiełkowało z dziecięcej przyjaźni. Natomiast Malfoy... Merlinie, co on z nią wyprawiał! Nigdy nie czuła się przy Ronie tak jak przy nim. Wstydziła się tego jak jej organizm reagował na blondyna, czuła się winna, gdy wstawała rano z głową pełnych obrazów za swoich snów.

Westchnęła głęboko, wpuszczając więcej szampańskiej piany do wanny. Życie komplikowało się jej coraz bardziej, a do prywatnych problemów doszło jej jeszcze zajmowanie się organizacją Balu Integracyjnego. Finalnie McGonagall zdecydowała, że będzie miał miejsce na sylwestra. Była bardzo podekscytowana na pomysł, w zamyśle mający połączyć wszystkie domy. Po ogłoszeniu przez nią wymogu, dotyczącego par między domowych Hogwart zadrżał przez podekscytowane, złe lub zdumione okrzyki. Po ciszy, którą McGonagall uzyskała zaklęciem uciszającym, jedynym co było słychać do końca dnia to szepty dotyczące potencjalnych partnerów. Hermiona przewracała oczami, słysząc podnieconą Patil, ale sama rzuciła spojrzenie w stronę stołu Slytherinu, by zobaczyć, że Malfoy akurat robił to samo. Spaliła buraka i do końca dnia nie mogła wyrzucić z głowy widoku jego rozświetlonych oczu.

Malfoy. Śpiący właśnie na kanapie z zaróżowioną twarzą i rozczochranymi włosami. Piętnaście minut po tym, jak ją odprowadził, wrócił, oznajmiając, że zmienili mu hasło, a nikogo nie było w Pokoju Wspólnym.

– I co mam z tym zrobić? – spytała wtedy, zaskoczona.

– Użyczyć mi swojego łóżka.

– Ty świnio...!

– Aha, wiedziałem, że tak będzie. W takim razie kanapy – i nie czekając na jej odpowiedź, usiadł wygodnie na wspomnianym meblu. – Dobrze, że nie miałem na sobie mundurka, tylko to – wskazał na swój strój, składający się z dresów i luźnej bluzy... w którym wyglądał dość dziwnie. – Musiałbym się całkiem rozebrać, a twoje dziewictwo by tego nie wytrzymało.

– Palant – jęknęła Hermiona. Zniknęła w łazience, by się przebrać i odświeżyć, ale przede wszystkim, żeby uspokoić oszalałe serce. Malfoy ma spać tutaj? Ze mną w jednym pokoju? Tak blisko?!

Uderzyła się lekko w policzki, by otrzeźwieć i przemyła twarz kilka razy. Wyszorowała zęby, ubrała ukochaną piżamę i stanowczo zbyt długo czesała włosy. Przeżyła krótkie załamanie nerwowe, myśląc o pokazaniu się blondynowi w tym stroju, a nawet rozważyła transmutację swojego ubrania na coś bardziej... seksownego? Spoliczkowała się za ten pomysł i z sercem w gardle wróciła do środka.

Na szczęście nie musiała żałować wyboru garderoby, gdyż Malfoy spał w najlepsze. Zawinięty w bordowy koc i z Ogonkiem na brzuchu, spał bardzo spokojnie, nie wydając najmniejszego dźwięku.

Hermiona użyła całej swojej siły woli, by do niego nie podejść z ale przegrała sama ze sobą. Na palcach i bez oddechu poczłapała w stronę kanapy. Twarz chłopaka była bardzo spokojna, żadnych zmarszczek czy grymasów. Gryfonka zagryzła wargę i z wahaniem wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć jego włosów. Miała do tego mało okazji, a zawsze wyglądały tak przyjemnie... z poczuciem winy lekko złapała jeden kosmyk.

Tak jak przeczuwała. Aksamitnie gładkie, jak puch, którym wypełnia się poduszki. Delikatnie pogłaskała go po głowie, czując, jak topi się przez strukturę jego włosów. Po kilku sekundach odsunęła się, wiedząc, że igra z ogniem; nie chciała go obudzić. To byłoby trudne do wytłumaczenia i okropnie niezręczne. Westchnęła, czując wielką potrzebę przytulenia się do Malfoya, czego oczywiście nie mogła zrobić. Przez kilka krótkich sekund wpatrywała się w niego tęsknie, aż w końcu westchnęła ponownie i podeszła do swojego łóżka, by usiąść na nim skulona. Cholerny Malfoy! Działał na nią w okropny sposób.

Owinęła się w koc i sięgnęła po Historię Hogwartu, która zawsze czekała na nią na stoliku nocnym. Zagłębiła się w ukochanej książce niezliczony już raz. To ona była jej pierwszą przyjaciółką w nowej szkole, to ona pomogła jej w tylu sytuacjach... Często zaglądała do niej, by się uspokoić, tak też i uczyniła teraz. Obecność i delikatny oddech Malfoya stresował ją niczym myśl o egzaminach końcowych.

Nie mogła się skupić na ukochanych stronnicach przez ciągłe uciekanie wzrokiem na Ślizgona. Po kilku próbach zrezygnowała i odłożyła książkę na jej miejsce. Na oślep zaczęła szperać w szufladzie szafki nocnej, by wyciągnąć fiolkę z eliksirem. Eliksirem Słodkiego Snu, precyzując. Wiedziała, że nie było szans na jej normalny sen przy chłopaku, więc postanowiła się wspomóc. Zakopała się w pościeli, powoli czując efekt senności. Chwilkę wpatrywała się w ścianę, ale jej oczy samoistnie poleciały w stronę blondyna.

– Wiesz – zaczęła szeptać – nigdy nie spodziewałabym się, że będziesz dla mnie w jakikolwiek sposób ważny. Zawsze byłeś fretką, okropnym i rozwydrzonym bachorem, którego nienawidziliśmy. No cóż, nadal jesteś czasami rozwydrzony i nieznośny, ale... lubię cię, Draco. O wiele bardziej, niż powinnam. Boję się, że mogę się w tobie zakochać... – wymamrotała ostatnie słowa, zapadając w mocny sen.

Nie widziała już, słodko spiąć, jak Ślizgon otwiera oczy i z niedowierzaniem zaczyna wpatrywać się w jej stronę.

---

🤭

następny rozdział: przed Nowym Rokiem

następne będą dłuższe!

Sztuka latania • DramioneWhere stories live. Discover now