Rozdział XVIII

166 13 4
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



"Zrozumiałam tę oto zasadniczą lekcję. Żeby przetrwać, musisz się nauczyć żyć bez niczego. Pierwszy umiera optymizm, po nim miłość, na końcu nadzieja. Mimo to musisz trwać." ~ Jonathan Carroll, Zaślubiny patyków




Moje ciało zaczęły oplatać pieczęcie, starożytne których nie mogłam zrozumieć. Nie wiedziałam co się ze mną działo. Czułam tylko niewyobrażalny ból. Następnie zaczęły do mojego ciała wdzierać się obce chakry. Chakry biju. Bolało, palce wbijałam w piasek jednak to nie pomagało. Jedynie na moment mogłam dosłyszeć głosy kompanów. Nie byłam gotowa na to co się wydarzy. Czyżby to był ten moment, że umierałam? Nie, chyba nie. A może... może to była pełna moc strażnika? Popatrzyłam się na wprost... wprost w oczy Uchihy. Widziałam w nich przerażenie i... i miłość. Bezgraniczną miłość jaką mi zaofiarował od dnia spotkania. A ja go raniłam, jednak on nie zwątpił we mnie. Nigdy. Nawet po wypowiedzeniu tylu słów.


( Perspektywa Itachiego )


Patrzyłem na nią. Na jej agonie i ból. Staraliśmy się z Kotaru dotrzeć do niej, jednak to było na nic. Jej ciało oplatały nieznane nam pieczęcie. Wyczuwałem jak jedna chakra po chakrze wpływa do jej ciała. Była w tym momencie taka krucha i bezbronna. Wziąłem ją w swoje ramiona pomimo sprzeciwu jej podwładnego. Gładziłem jej policzek. Spotykaliśmy się wzrokiem, ale jakby jej nie było. Z jej ust można było dosłyszeć jakiś bełkot, jednak na nic zdały się próby zrozumienia jego. Cholera, kochałem tą kobietę. Nie wiedziałem co mogłem zrobić, aby mi przebaczyła. Tak bardzo żałowałem tego co uczyniłem. Co uczyniłem naszej przyszłości. To ona sprawiła, że nie zatraciłem się w mroku klanu Uchiha. Uczyniła mnie lepszym człowiekiem. Mimo, że nie dane nam było razem tworzyć dłuższej historii. Każdego pieprzonego dnia miałem przed oczyma jej twarz, jej uśmiech który nieznacznie blakł. Zawsze obserwowałem ją z ukrycia. I za każdym razem widziałem kobietę która nie miała nic do stracenia, nie miała uczuć do kogokolwiek. Zabijała, a to sprawiało, że wtedy można było dostrzec jakieś uczucie. Czułem się winny, bo to była moja wina. To ja sprawiłem, że taka się stała. Za każdym razem, gdy próbowałem się do niej zbliżyć obijałem się o mur. Jednak miałem wrażenie, że gdzieniegdzie był bardziej kruchy. Wtedy dochodziła do mnie nadzieja, że może niedługo uda mi się ją przekonać do siebie, że mnie pokocha. Moje serce już od dawna należało tylko do niej. Gdybym mógł to w tej chwili przejąłbym na siebie jej ból. Tylko po to, aby nie musiała cierpieć. Wsunąłem palce w jej delikatne, śnieżnobiałe włosy. Niespodziewanie mocno schwyciła mój nadgarstek. Popatrzyłem na nią z zaskoczeniem ponieważ jej wzrok był niezwykle przytomny jak na kogoś kto zwijał się długi czas w agonii bólu. W jej oczach pojawił się Mangekyō Sharingan z dodatkami jakiś mikroskopijnych pieczęci.

Krwawa historia panny UzumakiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz