Jimin wysiadł razem z Kookiem ze starego autobusu. Przez całą drogę bał się, że rozbiją się na pierwszym lepszym zakręcie. Zgodził się na wyjazd na Laos dlatego, że Jungkook go o to prosił. Jeon następnego dnia po ich ciężkiej rozmowie oznajmił, że wyjeżdżają. Jimin nie dopytywał, bo obiecał, że spróbuje wszystkiego. Jednak w rzeczywistości stał się bardzo wybredny i szukałby jakiejkolwiek wymówki, żeby nie wyjść z depresji. Nie wyobrażał sobie innego życia, jakby już zapomniał, jak można być szczęśliwym.
Szli ścieżką w gęstym lesie, który już można było nazwać dżunglą.
- Dobra, nie pytałem całą drogę, ale gdzie ty mnie wywiozłeś? – zapytał z lekką irytacją. Kook bardzo się stresował, bo spodziewał się, że Jimin nie będzie zadowolony z kierunku ich podróży.
- Usłyszałem o tym miejscu od jednego z turystów. Powiedział, że bardzo mu to pomogło ogarnąć myśli i w ogóle...
- Co to za miejsce? – przerwał Park, a Jungkook westchnął.
- Klasztor mnichów – powiedział i wtedy Jimin się zatrzymał. Wpatrywał się ze zdumieniem w ukochanego.
- Żartujesz sobie ze mnie? – Park prawie podniósł głos, na co Jeon ścisnął usta.
- Nie – zaprzeczył i widział, że Jimin jest bliski wybuchnięcia.
- Wracamy. Nie będą mi żadni Mnichowie mówić, co mam robić – burknął Park i chciał się odwrócić, ale wtedy Jungkook złapał go mocno za rękę.
- Obiecałeś spróbować – przypomniał chłopakowi Jungkook.
- Ale nie spodziewałem się kurna klasztoru. Nie ma mowy, żebym tam poszedł...
- Psycholog nie, to nie, co mam twoim zdaniem wymyśleć? Mam załatwić tablicę ouija, żebyśmy mogli sobie pogadać z Taehyungiem? Prawie jakby z nami był...
- Nie wierzę czasem, jakim jesteś id... - Jimin zawiesił się. Był bliski powiedzenia o jednego słowa za dużo. Nie chciał zranić Kooka, przecież ten starał się to wszystko naprawić. Park nie mógł być dla niego opryskliwy. Kochał go ponad wszystko i nie chciał go skrzywdzić.
- Dobra, chodź już – mruknął Jimin. Złapał Jungkooka za rękę i gdy szli, to lekko się w niego wtulił.
Jeon nie był na niego zły, bo zdążył się zorientować, jak bardzo jego ukochany stał się zdystansowany i wredny względem ludzi. Widział go parę razy w barze i choć się starał, to zdarzało mu się być niemiłym w stosunku do klientów. Kook też często słyszał jego zdenerwowany i złośliwy ton głosu. Wiedział, że chłopak starał się oddalić od wszystkich i wszystkiego. Czasami zapędzał się i nie dopuszczał do siebie nawet Jungkooka, ale szybko się ogarniał. Tylko Kook był mu bliski i tylko z nim chciał przebywać.
Dotarli do klasztoru usytuowanego w środku dżungli. Jimin musiał przyznać, że stara, drewniana budowla była naprawdę przepiękna. Miała strzelisty dach, a jej filary były w odcieniu ciemnej czerwieni. Za nią dostrzegł kolejne budynki, które tworzyły cały kompleks klasztorny. Było tam cicho i spokojnie, ale dostrzegli kręcących się w środku buddyjskich mnichów. Park poczuł się, jakby trafił do filmu i wszystko to wydawało mu się katastrofalnym pomysłem. Liczył, że przy pierwszym spotkaniu z jakimkolwiek mnichem udowodni Jungkookowi, że to nie jest miejsce, w którym zdołają poukładać swoje życie.
Weszli do klasztoru i od razu ukłoniło mu się trzech jego mieszkańców.
- Em...pomoc...potrzebujemy...pomocy – Kook kaleczył język laotański. Słowa zapisał sobie w notatniku, ale już wyczuł, że mężczyźni ledwo go rozumieją.
CITEȘTI
𝙶𝚄𝚁𝙾 𝙶𝙰𝙽𝙶𝚂 𝙰𝙵𝚃𝙴𝚁𝙻𝙸𝙵𝙴 || 𝚅𝙼𝙸𝙽𝙺𝙾𝙾𝙺
FanfictionUWAGA ZAWIERA SPOILERY DO GURO GANGS Jimin i Jungkook starają się żyć po tym, jak go stracili. Jednak to jest życie po życiu, puste i ciemne. Pełne bólu i wyrzutów sumienia.