2.

2.3K 167 36
                                    

Rozdział 1

10 lat później

St. Petersburg, Floryda

Logan

Wszedłem do biura, trzaskając drzwiami. Wszystko było do dupy – byłem przepracowany i miałem za dużo na głowie. Usiadłem za biurkiem, położyłem nogi na blacie, po czym zamknąłem oczy. Potrzebowałem odpoczynku i wakacji. Niestety najbliższe miesiące nie zapowiadały się zbyt łaskawie. Każdego dnia zbierało się nade mną więcej czarnych chmur, a ja miałem wrażenie, że każdego dnia ich przybywa.

Z chwilowego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Potrząsnąłem szybko głową, żeby ocknąć się z dziwnego zawieszenia, a później ściągnąłem nogi z biurka.

– Wejdź – rzuciłem w kierunku drzwi. Bez problemu domyśliłem się, kto stoi po drugiej stronie.

– Cześć, stary – powiedział Christopher, który wszedł do środka, patrząc na mnie uważnie. – Wyglądasz jak gówno.

– Dzięki. Nie ma to jak wsparcie najlepszego przyjaciela – burknąłem sarkastycznie i rozparłem się wygodniej w fotelu. – Chcesz coś? Czy po prostu przyszedłeś po to, żeby sobie na mnie poużywać?

– Przyszedłem podać ci przyjacielską dłoń – poinformował z szerokim uśmiechem na ustach. – Zatrudniłem nowego managera dla Tropicany. Finley Johnson ma świetne referencje i prawdopodobnie będzie powiewem świeżości w tym klubie. Oprócz tego udało mi się znaleźć dwie barmanki: Jessica Cary i Brooklyn Westmont. Obie mają duże doświadczenie oraz pozytywne opinie z poprzednich miejsc pracy. Mam też za sobą spotkanie z krupierką Susanne, ale muszę jeszcze sprawdzić, czy nie ma na swoim koncie jakichś plam. W innych lokalach wszystko jest w porządku. Odwołałem twoje dzisiejsze spotkania, a te, których się nie dało, wziąłem na siebie, więc zabieraj dupę i wracaj do domu odpocząć.

– Nie mogę – warknąłem. – Mam dużo do zrobienia.

– Nic nie masz do zrobienia. – Spojrzał na mnie poważnie. – Wynoś się. Idź się wyspać albo zrób coś innego, co pozwoli ci pozbierać się do kupy. Logan, tak się nie da żyć.

– Wiem, kurwa. – Westchnąłem, po czym ponownie zamknąłem oczy. – Jeszcze kilka miesięcy i będę mógł wyjechać na urlop.

– Świetnie – odpowiedział. – Ale dzisiaj masz wolne. Idź już.

Zerknąłem na niego z wahaniem. Może naprawdę mógłbym przez jeden dzień odpocząć? Chris był moją prawą ręką, dlatego nie zachęcałby mnie do pójścia do domu, gdyby miało to zaszkodzić interesom. Skoro twierdził, że dzisiaj mógłbym odpuścić, może powinienem skorzystać z jego rady? Taka okazja może się nie powtórzyć w najbliższym czasie.

– Dobra. – W końcu się poddałem. – Ale jeśli coś by się działo, masz do mnie natychmiast zadzwonić.

– Stary, jesteś właścicielem kilkunastu restauracji, dyskotek i kasyn, a nie stróżem broni jądrowej. Każde z tych miejsc ma managera, więc naprawdę nic się nie stanie, jeśli przez jeden dzień nie będziesz miał wszystkiego pod kontrolą – odparł lekko zniecierpliwionym tonem.

– Łatwo powiedzieć – bąknąłem, jednak zacząłem zbierać swoje rzeczy. – Dzięki, Chris.

– Nie ma sprawy. – Tym razem to on rozsiadł się w fotelu, a później zarzucił stopy na biurko. – Chętnie pobawię się w prezesa.

Pokręciłem głową, ale uśmiechnąłem się, wychodząc z pomieszczenia. Dobrze było mieć go obok.

Pięciogodzinna nocna podróż z Kalifornii na Florydę całkowicie mnie wykończyła, ponieważ w ciągu ostatnich trzech dni spałem łącznie może cztery godziny. Wiedziałem, że powinienem trochę wyluzować. Miałem trzydzieści trzy lata, a zaczynałem czuć się jak sześćdziesięciolatek.

Tylko na chwilę [WYDANA]Where stories live. Discover now