3.

2.3K 156 22
                                    

Finley

Od dwóch tygodni byłam na totalnym haju. Powrót do ojczyzny po dziesięciu latach sprawił, że stałam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Oczywiście wpadka z szefem lekko wytrąciła mnie z równowagi, ale nie mogła przyćmić mojego optymizmu. W gruncie rzeczy nie była moją winą. Logan Scott powinien być obecny na rozmowie kwalifikacyjnej. To, że zamiast tego, wysłał swojego pracownika, nie było moim problemem.

Dziesięć długich lat spędziłam w Australii, z uporem maniaka odliczając czas dzielący mnie od powrotu. Każdego dnia śledziłam amerykańskie media w nadziei, że może sprawa wyszła już na jaw. Nic z tego. Ludzie, którzy w najlepszym wypadku powinni siedzieć w więzieniu, wciąż chodzili na wolności. Jedyne co zauważyłam to było to, że faktycznie, na niektóre ważne stanowiska wskakiwali przyjaciele mojego taty. Mogłam więc założyć, że niedługo wszyscy usłyszą o tym, co dzieje się za kurtyną.

Gdy w styczniu zaprzysiężono nowego prezydenta, którym był nikt inny, tylko sam Samuel Baker, od razu wystawiłam mieszkanie na sprzedaż, a później zaczęłam planować powrót. Miałam szczerą nadzieję, że jeszcze w tym roku wszystkie brudy wypłyną na wierzch, a ja będę mogła odetchnąć z ulgą.

Co prawda nie byłam już tą samą pełną ideałów dziewiętnastolatką, wierzącą w system i sprawiedliwość, jednak wciąż siedziało we mnie przekonanie, że tak duża sprawa po prostu nie może zostać zamieciona pod dywan. A przede wszystkim chciałam poznać prawdę o swoich rodzicach. Czy Courtney i Kenneth Sanders zginęli w wypadku samochodowym, czy zostali zamordowani?

Nie wiązałam przyszłości z Australią, dlatego nie nawiązywałam tam żadnych bliższych przyjaźni. Miałam grupkę znajomych, ale nikogo z nich nie nazwałabym przyjacielem. Wiedziałam, że nie zostanę tam na zawsze, więc nie chciałam ranić ani innych, ani siebie. Wystarczająco trudno było mi patrzeć na zalane łzami twarze przyjaciół z poprzedniego życia, gdy telewizja CNN wrzuciła urywki z mojego pogrzebu. Oglądanie urny podpisanej moim imieniem i nazwiskiem było najbardziej surrealistycznym wydarzeniem, w jakim uczestniczyłam.

Jednak Lauren Sanders nie umarła wtedy. Odeszła dopiero trzy lata później, kiedy w trakcie załamania nerwowego próbowałam popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili, gdy już traciłam przytomność, dotarło do mnie, że wcale tego nie chcę. Nie po to ratowałam życie, uciekając z Ameryki, mojego ukochanego kraju, by nałykać się tabletek nasennych na australijskiej ziemi. Zdążyłam zadzwonić po karetkę, a im udało się mnie uratować. Psychoterapia, na którą zostałam skierowana, poszła jak z płatka. Głównie dlatego, że wszystkim od początku powtarzałam, że popełniłam błąd, którego cholernie żałuję, i nie mam już żadnych wątpliwości, że jednak chcę żyć.

W czwartym roku mojej banicji narodziła się Finley Johnson. Chociaż od samego początku takie dane widniały w moim paszporcie, to dopiero wtedy ją zaakceptowałam, a z czasem nawet polubiłam. Za radą wujka Samuela zmieniłam wygląd, choć może nie tak drastycznie, jakby tego oczekiwał. Zaczęłam farbować włosy na czarno, a jedyną operacją, na jaką się zdecydowałam, była korekta nosa. Najwyraźniej tyle wystarczyło, bo kiedy przeprowadziłam test na nowych znajomych, nikt nie połączył Finley z szatynką ze zdjęć, które celowo ustawiłam w salonie.

Nie wróciłam do Waszyngtonu, choć przez lata miałam taki zamiar. W końcu uznałam, że to niebezpieczne, a po drugie, przywykłam do życia w sąsiedztwie plaż. Dlatego wybór padł na Florydę. Kupiłam mały dom niedaleko oceanu, na małej wyspie, dzięki czemu, każdy dzień mogłam zaczynać od kawy z widokiem na Zatokę Meksykańską.

Skończyłam zarządzanie na University of Queensland w Brisbane i jeszcze w czasie studiów pracowałam w małej dyskotece. Lubiłam nocny tryb życia oraz zamieszanie związane z klubowym rytmem. Wracając do Stanów wiedziałam, że chcę robić to samo, co w Australii, ale nie przypuszczałam, że uda mi się dostać pracę w najpopularniejszym klubie w okolicy St. Petersburga.

Tylko na chwilę [WYDANA]Where stories live. Discover now