11

17 1 2
                                    

Luke Newman pojechał w trasę po Anglii, więc Ash dziś jadł obiad tylko z Madison John.

Nie tajemnicą było, że Ash miał o wiele lepszy kontakt z tatą. Podejrzewał, że to po prostu dlatego, że był jego młodszą kopią, odbiciem lustrzanym (oczywiście z pewnymi wyjątkami). Czasem rozumieli się prawie bez słów, co dla niezainteresowanego obserwatora mogło wyglądać dosyć zabawnie.

Jednak z Madison sprawa przedstawiała się trochę inaczej. W ocenie Asha była przemiłą osobą i naprawdę ją lubił. Urodziła go i wychowała na dobrą osobę (przynajmniej taką miał nadzieję). Umiała też doradzić (poważnie, robiła to jak nikt inny). Tylko problem był taki, że nie umiała czytać między wierszami. Należało przedstawić jej problem od A do Z. Była typem człowieka, do którego należy mówić prosto z mostu, inaczej nie bardzo jest o czym rozmawiać. Ash uważał, że to właśnie dlatego tworzyła z Luke'iem tak dobrą parę – idealnie się uzupełniali. Nie bardzo wiedział jednak, dlaczego nigdy się nie pobrali.

Tak więc teraz zostali w dwójkę przy stole. Oni i domowa pizza.

– Działo się coś w szkole?

Ash przeżuwał swój kawałek pizzy i pomyślał, że w zasadzie w szkole zawsze coś się działo, ale nie zawsze było to warte wspominania.

– W sumie nie bardzo. Ale niedługo jest turniej piłki nożnej i muszę trenować. Chciałbym zagrać w pierwszym składzie.

– Myślisz, że będziesz mógł? – zapytała Madison.

O ile każde dziecko w takim momencie oczekiwałoby słów w stylu "Na pewno ci się uda" lub "Dasz radę", tak Ash nie był zaskoczony, tym co usłyszał. A jednak zazwyczaj w takich momentach nagle przeprowadzał wewnętrzną batalię na myśli, znajdując w tym zwykłym pytaniu głębsze znacznie. Choć nie do końca był pewny jego istnienia.

– Nie wiem. Chyba tak.

– Nie zawsze musisz być pewny. Myślę, że nie zawsze rezultat jest najważniejszy. Ważny jest ten cały proces, który do niego prowadzi. Na przykład dzięki temu masz kolegów, no i chyba niezłą frajdę, nie?

Ash zastanawiał się, jakim cudem ludzie potrafili mówić rzeczy, które trafiały głęboko w jego głowę i sprawiały, że było mu lżej na duszy.

Tak jak teraz. Chyba unosił się w powietrzu.

– Nie smakuje ci?

Ash pokręcił głową.

– Bardzo mi smakuje. Super jesteś, wiesz, mamo?

Madison uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami.

Po obiedzie Ash poszedł do swojego pokoju, dziwnie podbudowany i zmotywowany jak nigdy dotąd. Czuł się nagle silniejszy. Miał wrażenie, że nie istnieją rzeczy niemożliwe. Nawet praca domowa z matematyki nie była w stanie go pokonać.

– Dobra, do roboty – powiedział do siebie i usiadł przy biurku.

***

Szybko (bo aż po pół godzinie) Ash przekonał się, że niestety wciąż był tylko słabym człowiekiem, a nawet gorzej – uczniem liceum, którego pokonały zadania za cztery punkty.

Kiedy był w punkcie, w którym naprawdę nie wiedział, co zrobić ze swoim życiem, zadzwonił jego telefon.

– Hej, co robisz?

– Matmę.

Nathan Graham zaśmiał się w słuchawce.

– Czyli nic. Chcesz pograć w Chińczyka?

just like youWhere stories live. Discover now