13

264 39 5
                                    

Przez filmy Castiel uznał, że to będzie proste. I częściowo było - mur nie był taki ciężki do pokonania, głównie przez wypukłe kamienie, dzięki którym było to trochę jak wspinaczka górska, którą trenował w podstawówce. Ale na tym ta łatwa część się kończyła, bo wspinaczka po winorośli okazała się głupotą, przez którą spadł, gdy krata w drewnianej pergoli, na której rosła winorośl się ułamała i... chyba skręcił kostkę. Zaklął, ale nie zamierzał teraz się poddawać. Skoro nie mógł wejść po tym, postanowił wejść inaczej. Koło domu było drzewa. Z tego drzewa do balkonu Meg były na oko jakieś dwa metry. Wejdzie trochę wyżej niż balkon i powinien doskoczyć, prawda?

Zaczął więc wspinać się po drzewie, co było utrudnione przez ból w kostce, ale zacisnął zęby, motywując się do wysiłku mimo cierpienia. Meg cierpiała przez niego bardziej niż on teraz. Da radę.

Gdy uznał, że jest wystarczająco wysoko, zdjął plecak, starając się przy okazji nie spaść i rzucił go na balkon. Trafił. Dobra, skoro plecak doleciał to on też doskoczy. Nie ma się czego bać, Cas, poradzisz sobie - powtarzał sobie w myślach. Podniósł się i skoczył, ale przez to, że akurat w tym momencie nasilił się ból w kostce, wybił się trochę za słabo i chyba tylko cud sprawił, że jakoś się wyratował, chwytając dłońmi za balkonową barierkę, krzycząc przy tym z bólu, bo szarpnęło nim niemiłosiernie mocno. Przez chwilę nie był pewien czy jego palce i barki są całe, ale był pewien, że mięśnie ramion są naderwane, a przynajmniej wystarczająco przeciążone, aby bolały go przez kilka kolejnych dni.

— Jasna cholera! — krzyknął, modląc się, aby jakoś się utrzymać. Spadnięcie jakieś pięć - sześć metrów w dół nie było zbyt miłą perspektywą i wolał nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli upadnie niefortunnie. Co oczywiście sprawiło, że właśnie pomyślał o tym, że może zginąć.

Na jego szczęście zrobił wystarczająco duży hałas, aby sprowadzić na balon zdezorientowaną Meg.

— Cas? — spytała zaskoczona, bo nie spodziewała się go tutaj. Czemu on był tu, a nie w szkole?

— Nie, Święty Mikołaj, dlatego nie wchodzę drzwiami — jęknął. — Pomożesz?

Jak bardzo Meg nie miała ochoty go widzieć, to jeszcze bardziej nie chciała mieć go na sumieniu, gdyby ten idiota runął teraz w dół.

Z boku musiało to wyglądać komicznie, ale jakoś im się udało i Castiel uniknął zderzenia z ziemią, znajdując się na bezpiecznym balkonie. Kuśtykając doczłapał się do jej pokoju i usiadł na łóżku, aby oszczędzać nogę.

— Na mózg ci padło?! — krzyknęła, nie dając mu nawet czasu na to, aby odetchnąć. — Mogłeś się zabić, idioto!

— Na filmach to zawsze się udaje — próbował się bronić, a dziewczyna wywróciła oczami.

— Czego chcesz, Castiel? Bo nie wmówisz mi, że to twój sposób na podryw i odzyskanie mnie, bo oboje wiemy, że to nie prawda!

Castiel pokręcił głową.

— Nie, to mój sposób na przeprosiny — stwierdził. — Zachowałem się jak dupek, wiem. Przyjaciółka ostrzegała, żebym tego nie robił, bo mogę kogoś zranić, ale nie posłuchałem...

— Czy ty mnie chociaż trochę lubiłeś? — spytała ze słyszalnym wyrzutem. — Czy cokolwiek z tego, co było między nami było w ogóle prawdziwe?!

— Meg, kocham cię — powiedział, starając się mówić spokojnie. — Ale nie w ten sposób, w jaki byś chciała i w jaki ja bym chciał...

— W jaki ty byś chciał?! — dziewczyna naprawdę nad sobą nie panowała, a Castielowi było przez to coraz ciężej.

Love, Castiel [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz