🅧🅧🅧🅘

735 51 20
                                    

Po ustaleniu szczegółów spotkania z przywódcami ludzkiego świata wróciłam do pokoju. Ten dzień był szalony, a ja w tym całym natłoku spraw zapominałam o swoim mate. A w niego cała ta sprawa też musiała mocno uderzyć. W końcu jego najbliżsi musieli już wiedzieć o tym, kim jestem. Elizabeth już pewnie sieje panikę i nienawiść. Ona po prostu nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała okazji by nieco mnie pognoić. Poza tym znajomi Brendana też wiedzieli, jak wyglądam. Dlatego pewnie już wymęczyli go pytaniami o moją osobą. Szczędzę mnie to martwiło. W końcu został z tym wszystkim kompletnie sam. Ile bym oddałaby móc go tu ściągnąć.

Podeszłam do łóżka i na nami usiadłam. Zdjęłam ze stóp te przeklęte szpilki i rzuciłam je w kąt. Następnie sięgnęłam po telefon. Miałam sporo nieodebranych połączeń od bruneta. Kiedy w pośpiechu opuszczałam pokój kompletnie zapomialam, by zabrać ze sobą telefon. Postanowiłam od razu oddzwonić. Zdjęłam z siebie marynarkę i wybrałam odpowiedni numer. Brendan odebrał niemal od razu. Jak miło, że chociaż on odbiera, kiedy się oddzwania.

- Jak bardzo jest źle? - Spytałam niemal od razu, czując jak bardzo stresuje mnie ta rozmowa. Chciałam mu powiedzieć, o jednej bardzo ważnej rzeczy jednak zbyt obawiałam się jego reakcji.

- Matka wydzwania od rana. Odebrałem tylko raz i powiedziałem jej, że porozmawiamy na spokojnie, kiedy się spotkamy. Nie chcę tłumaczyć jej tego przez telefon. - Przyznał, na co uśmiechnęłam się mimowolnie. - A co do znajomych to zadają jakieś pytania, jednak ja odpowiadam pobieżnie i zapewniam, że z czasem dowiedzą się więcej.

- Przepraszam, że zostawiłam cię z tym samego. - Zaczęłam, czują się z tym nieco głupio. - Jednak nie taki był plan. Po prostu kilka osób się zbuntowani i wyszło chujowo jak zawsze.

- E tam nie przejmuj się. Ludzie trochę popanikują, a potem im przejdzie. Wiem to z doświadczenia. - Zapewnił a ja odetchnęłam cicho, czując jak kamień spada mi z serca. - Poza tym pokolenie wychowane na pamiętnikach wampirów i zmierzchu pewnie jest zachwycone.

- Czemu ty zawsze nie jesteś takim optymistą? - Spytałam rozbawiona kładąc się wpoprzech łóżka. - Brakuje mi ciebie tutaj. - Przyznałem i w momencie poczułam się strasznie tym wszystkim dobita.

- Wiem, że to wasze durne prawo tego zabrania, jednak może przejadę? - Zaproponował, a ja zamyśliłam się na chwilę.

W zasadzie to prawo zostało stworzone, by pomóc w utrzymaniu sekretu. A skoro ten sekret w zasadzie już nie istniał, to chyba mogłam pozwolić mu przyjechać? Poza tym nie byłam jedyną, która miała kogoś bliskiego za człowieka. Dlaczego myślę, że w zasadzie to nie taki zły pomysł.

- Może za dwa dni? Jutro i tak jadę spotkać się z przywódcami waszego świata. Ma być prezydent Ameryki, ktoś z Europy, Azji i Rosji. I jeszcze ktoś tam nie jestem pewna. Więc jutro i tak mnie nie będzie. Poza tym chce powiedzieć reszcie, żeby upewnić się, że nie będzie im to przeszkadzać.

- Zgoda. Ja jutro podmykam parę spraw w firmie. Dzisiaj był taki zamęt, że nie wszystko udało się zrobić. - Wyjaśnił, na co ja skinęłam głową, zapominając, że on przecież tego nie widzi. - W ogóle, od kiedy reprezentujesz wilkołaki i wampiry?

- Od kiedy Filipowi się coś umyśliło. Stwierdził, że jako hybryda rozumiem najlepiej obie strony i to ja powinnam je reprezentować. I ja naprawdę zaczynam podważać naszą przyjaźń.

- Niby dlaczego? - Spytał zdziwiony brunet.

- Ja w zeszłym tygodniu zapominałam zapłacić za prąd a teraz mam dowodzić świata nadprzyrodzonym. Przecież to absurd. - Stwierdziłam, na co ten parsknął śmiechem.

- Wiesz, co jest od tego zabawniejsze? - Spytał, z trudem powstrzymując śmiech.

- No niby co? - Dopytałam, całkiem ciekawa co on znowu wymyślił.

- Kiedy oglądałem wiadomości włączyłem się na twojej wypowiedzi jakoś w momencie, kiedy tłumaczyłaś, że jestem reprezentantka wilkołaków i wampirów. - Tłumaczył, a ja cały czas kiwała głową na znak, że rozumiem. Muszę się serio ogarnąć. On przecież tego nie widzi. - I na pasku na dole wyświetliło się Antwanett a ja przez piętnaście minut myślałem, kiedy do cholerny jest Antwanett. - Oświadczył, na co ja, wybuchnęłam głośnym śmiechem.

Nie byłam typem osoby, który mógłby się za coś takiego obrazić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to imię jest mocno dziwne. Na co dzień zwracali się tak do mnie tylko dziadkowie od strony mamy. Inni mówili tak do mnie tylko, kiedy byli źli lub chcieli mnie wkurzyć. A Brendan chyba w życiu nie zwrócił się do mnie pełnym imieniem. I jestem pewna, że nigdy nie umiał go napisać. To cud, że w ogóle dobrze je wymówił.

- Jak kurwa mogli. Następnym razem muszę im powiedzieć, że mają mnie podpisać Toni. Ciekawe czy w ogóle dobrze to napisali? - Spytałam, chociaż wiedziałam, że on mi nie odpowie.

- Mnie kurwa nie pytaj. Bo ja za chuj nie umiem tego napisać. - Przyznał, na co zaśmiałam się po raz kolejny.

W tym momencie zapadła pomiędzy nami nieco niezręczna cisza. Myślałam o tym, jak powinnam mu to powiedzieć. I szczerze nie miałam pojęcia, jak to zrobi. Kochałam go i bałam się, że przez to mógłby ode mnie odejść. I chuj mnie to, że to by znaczyło, że nigdy mnie nie kochał. Bo to nie zmieniłoby tego, jak bardzo by to bolało.

- Brendan... - Zaczęłam nieco niepewnie.

- Tak? - Dopytał chyba by zmusić mnie, do kontynuowania po dłuższej przerwie.

- Bardzo cię kocham. - Wypaliłam po chwili uświadamiając sobie, że nie dam rady tego powiedzieć.

To nie była rozmowa na telefon. Powinnam była mu to powiedzieć, patrząc mu w oczy. Poza tym chyba chciałam moc zobaczyć jego reakcje. Głównie po to by przy nim być. I pocieszyć go, gdy już pozna całą prawdę.

- Ja ciebie też bardzo mocno kocham. - Odpowiedział, na co zrobiło mi się ciepłej na sercu. Niby to tylko głupie słowa jednak wypowiadane przez Brendana znaczyły dla mnie bardzo wiele.

- To zobaczymy się pojutrze? Chce się wyspać i nie dać ciała na spotkaniu. - Wyjaśniłam, uświadamiając sobie, że brzmię nieco jak swój ojciec. Przerażające.

- Pewnie. Dobranoc Antwanett.

- Nawet mnie nie wkurwiaj. - Rzuciłam słysząc jego śmiech, po drugiej stronie. Sama ledwo się od niego powstrzymałam. - Dobranoc Brendan.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Czułam się nieco źle z tym że mu nie powiedziałam. W końcu powinien dowiedzieć się jak najszybciej. Poza tym nie umiałam pozbyć się wrażenia, że kiedy spojrzę mi w oczy braknie mi sił, by wyznać mu całą prawdę.

Próba przeznaczeniaWhere stories live. Discover now