🅘

1.7K 77 6
                                    

W trakcie, kiedy Brendan pojechał załatwić jakoś sprawę do miasta, ja kończyłam pakowanie swoich rzeczy. Pewnie już byłabym gotowa, ale Arjuna bardzo chciała się ze mną przejechać na motorze. I wiem, ona ma pięć lat i te sprawy. No, ale zawsze jeździmy po pustych wiejskich drogach i nigdy nie przekraczam pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Mała zawsze ma kask i jest porządnie ubrana. No i jej regeneracja jest bardzo szybka. Więc już nie róbcie ze mnie takiej złej siostry. Nie można się tak wieczne trząść nad tymi dziećmi, bo potem są delikatnie i niezaradne życiowo.

Kończyłam pakowanie ostatniej walizki, kiedy do pokoju wszedł tata. Spojrzał zdziwiony na moje bagaże. No tak jeszcze nie zdążyłam powiedzieć rodzicom, że wyjeżdżam. Strasznie nie chciałam im tego robić, bo wiem, że kiedy byłam w akademii, to bardzo tęsknili. I liczyli na to, że kiedy wrócę, spędzimy razem więcej czasu. Jednak ja teraz musiałam ułożyć sobie na nowo związek i życie w Ameryce. Więc nie mogłam zostać. Mimo że bardzo tego chciałam.

- Gdzie się pakujesz? - Spytał w końcu tata, przerywając chwilę ciszy.

- Tato miałam wam to powiedzieć dzisiaj przy kolacji, jednak jak widać się nie udało. - Wrzuciłam ubrania trzymane w ręce do walizki. - Wyjeżdżam do Brendana. Chociaż chyba oczywiste było, że zrobię to po zakończeniu akademii.

- I co nie zostaniesz nawet na kilka dni? - Dopytał ojciec z wyraźnie pretensją w głosie. - Dopiero wróciłaś. Nie widzieliśmy cię pół roku, więc mogłabyś spędzić z nami chociaż te kilka dni.

- Wiem, że nie chcesz mnie stracić. Jednak to miejsce. Ten dom rodzinny to pewien etap życia, który zakończyłam. Teraz muszę, wyjechać na obcy kontynent, żeby poukładać sobie życie na nowo. I poukładać związek, który był martwi sześć lat.

- I dlatego nie zostaniesz nawet na dwa dni? - Warknął tata wyraźnie niezadowolony z decyzji, którą podjęłam. - Zapominasz o rodzinie i rzucasz wszystko dla tego chłopaka. Naprawdę uważasz, że to mądre? - Spytał, a ja przewróciłam oczami.

- Niby co rzucam? Nie mam tutaj poukładanego życia. Nie mam domu ani pracy. A do was przecież będę przyjeżdżać. - Zapewniłam, zamykając walizkę.

- Nie podoba mi się ten pomysł. - Poinformował mnie ojciec a ja warknęłam cicho.

- Wiem, że jestem dorosła i nie podoba ci się to, że nie możesz dalej trzymać mnie na smyczy. Jednak czas pogodzić się z faktem, że mam dwadzieścia cztery lata i muszę ogarnąć własne życie. Ty w moim wieku byłeś już alfą i ojcem. Wybudowałeś dom i byłeś niezależny. To boli, ale ja też w końcu muszę się usamodzielnić. Zresztą nawet Elio ma dobrą pracę, własny dom i dwóch synów, a to mój bliźniak.

- I tak uważam, że robisz głupio. - Richard jak rasowy samiec alfa stał przy swoim, mimo że tym razem nie miał racji.

- Więc pozwól, że osobiście popełnię ten błąd i poniosę konsekwencje swoich decyzji. - Skrzyżowałam ramiona na piersiach niezadowolona. - Na tym polega dorosłość tato i dłużej nie możesz mnie przed nią chronić.

- Wiesz, że mu nie ufam. - Kontynuował, jak zawsze czepiając się mojego mate. - Ludzie nie kochają tak mocno, jak wilkołaki czy wampiry. Poza tym minęło szczeć lat. Nie wiesz, czy dalej będziecie w stanie tworzyć udany związek. Czasem więź mate to po prostu za mało.

- Dla twojej informacji hybrydy też nie odczuwają więzi tak mocno, więc jesteśmy z Brendanem kwita. - Przypomniałam, nieco unosząc głos. - Poza tym myślisz, że tego nie wiem? Jadę tam po to, by się przekonać i szczerze to nie mam nic do stracenia.

Między mną a tatą panowała napięta atmosfera. Oboje mamy alfią naturę, która nie pozwalała nam się poddać. Poza tym Richard nadal jest nadopiekuńczym tatusiem. A ja dziewczynką próbującą wyrwać się ze złotej klatki. I to chyba już nigdy się nie zmieni.

- Co się dzieje? - Spytała mama, która weszła do pokoju. Obdarzyła mnie i tatę pytającym spojrzeniem aż w końcu wzrokiem trafiła na walizkę. - Wyjeżdżasz tak szybko? - Dopytała z wyraźnym smutkiem.

- Wiedziałaś? - Alfa posłał swojej lunie pytające spojrzenie.

- Nie spodziewałam się niczego innego. Toni jest dorosła i podobnie jak jej bracia próbuje poukładać sobie życie. W bardziej lub w mniej udany sposób. Jednak to jej wybór skarbie. I nie możemy jej tego zabronić.

- Dokładnie tak tato. Jestem dorosła i wyjadę z czy bez twojego pozwolenia. - Oświadczyłam, bardzo pewnie wracając do pakowania. - Możesz mnie wspierać lub stać się moim wrogiem. Jak wolisz.

Przeniosłam wzrok na tatę, który wydawał się być zmieszany. Wiele razu słyszałam historię rodziców. I dobrze pamiętam, jak oświadczyli, że bez względu na zdanie rodziców będą razem. Richard po prostu musiał zauważyć to podobieństwo. Dlatego brakło mu argumentów.

- Jeśli coś ci zrobi, to zabije go w bardzo bolesny sposób. Nie ważne, na którym kontynencie się schowa. - Zapewnił, a ja westchnęłam cicho.

- Wiem, powiedziałeś mi to wystarczająco wiele razy. - Zapewniłam, zamykając ostatnią walizkę. - Samolot mam jutro o dziewiątej więc na tę noc jeszcze zostaje.

- Więc powiem chłopakom, że jak chcą się pożegnać, to muszę przyjść na kolację. - Mama poklepała mnie po ramieniu i wyszła.

Spojrzałam na tatę, który nadal wydawał się z tego wszystkiego niezadowolony. Szczerze spodziewałam się, że tak będzie. Mój ojciec nigdy się nie zmieni i muszę się z tym pogodzić.

- Poradzę sobie. Już nie takim wyzwanią stawiałam czoła. - Zapewniłam, siadając na łóżku. - Poza tym będę przyjeżdżać tak często, jak tylko zdołam. Nie odchodzę na zawsze. Tylko wyjeżdżam do mojego mate, by poukładać sobie jakoś życie.

- Wiem, że sobie poradzisz. Jednak wolałbym byś radziła sobie, nieco bliżej nas. Mimo wszystko dobrze mieć wsparcie najbliższych. A tam będziesz kompletnie sama.

- Myślę o tym od dawna. I na początki mnie to przerażało. Jednak dorosłość chyba polega na samodzielnym radzeniu sobie z problemami. - Stwierdziłam, zakładając nogę na nogę. - Poza tym już wystarczająco długo prowadziłeś mnie za rączkę. Muszę w końcu się usamodzielnić. A ty skup się na Arjunie. Ona teraz potrzebuje cię znacznie bardziej niż ja.

- Jest dokładnie taka jak ty w jej wielu. Chcę być maksymalnie samodzielna i nie da sobie nic powiedzieć. - Stwierdził rozbawiony.

- Widzisz? Będziesz miał przy niej ręce pełne roboty i nawet nie zauważysz, że mnie nie ma. Gwarantuje.

- Ja gwarantuje, że zauważę twój brak. I tak samo, jak do tej pory będzie mnie on bardzo raził. - Zapewnił, czochrając mnie po włosach.

Tata wyszedł z mojego pokoju, a ja rozłożyłam się na łóżku. Czułam, że ta rozmowa będzie trudna i się nie pomyliłam. No, ale ostatecznie jakoś to poszło i chyba udało mi się załatwić, wmiarę łagodząc całą sytuację.

Próba przeznaczeniaWhere stories live. Discover now