[7]

1.4K 159 444
                                    

𝐃𝐀𝐘 1

— Meeting —

Remus od samego rana chodził nerwowo. Wszystko wypadało mu z rąk i nie mógł się na niczym skupić. W końcu był dzień wyjazdu. I pierwszy raz od zgłoszenia się do wymiany, pewne pytanie wpadło mu do głowy.

Na cholerę ja się zgłosiłem?

To pytanie retoryczne, odbijało się od ścian jego głowy i tworzyły istny chaos. Myśli plątały się jak makaron. Ważne informacje uciekały, a te całkowicie niepotrzebne zostawały. Miał się zjawić w szkole o godzinie dziewiątej trzydzieści. Inni ochotnicy też. Remus tak naprawdę nie wiedział kto się jeszcze zgłosił. Oby nie ten Flash.

Kiedy nie myślał o tym, kto się zgłosił do wymiany rozmyślał o rodzinie, z którą będzie żył przez ten tydzień. Może ta osoba, z którą się wymienia jest jedynakiem, albo ma piękna siostrę, która magicznym cudem mogłaby się zakochać w Remusie.

Lupin zaśmiał się cicho, przez to, że rozmyśla o tak bardzo żałosnych scenariuszach poznania rodziny.

Zamknął walizkę i wyszedł z domu. Jego matka czekała w samochodzie. Dziś nie pojechała do Johna. Położył bagaż w na tylnych siedzeniach i usiadł na miejscu pasażera, obok rodzicielki.

— Mały stresik? — zapytała.

— Mały — odpowiedział Lupin nerwowo uderzając ręką w kolano.

— Będę tęsknić.

— Ja też.

Remus skłamał. Tak naprawdę całkowicie nie wierzył w słowa matki, które wpuścił jednym uchem, a wypuścił drugim. Ona za nim nie będzie tęsknić. Przez ten tydzień sprowadzi co najmniej dziesięciu randomowych mężczyzn do domu, i będzie siedziała godzinami w barach. Żeby jego odpowiedź była bardziej prawdziwa posłał mamie ciepły uśmiech, który kobieta odwzajemniła.

Kiedy Remus dotarł do szkoły, wraz z innymi uczestnikami, wszyscy zostaliprzeiwezieni na lotnisko. Usiedli na fotelach. Remus jeszcze nigdy nie latał samolotem i kiedy startowali, wbił sobie paznokcie w skórę, tak mocno, że bordowa krew powoli poleciała po jego chudej dłoni. Kiedy przyzwyczaił się już, przynajmniej w jakim stopniu, sięgnął po książkę i otworzył ją. Bardzo go wciągnęła i przez resztę podróży nie wiedział co się dzieje wokół niego.

*

— Czyli pokłóciliście się? — zapytała Lily Evans, kiedy jej bliski przyjaciel skończył opowiadać kłótnię z Jamesem.

— Tak — odparł krótko Syriusz, zmieniając pozycję chyba już setny raz w ciągu ostatnich pięciu minut.

Minuty zaczynały dłużyć się i w końcu Black się czuł jakby sześćdziesiąt sekund było sześćdziesięcioma minutami. Już za około dziesięć minut chłopak z wymiany ma pojawić się w jego domu.

— Syriuszu. Bardzo cię przepraszam za Jamesa. Poprostu jego rodzina nie toleruje takich osób. Nie wiem czy będzie chciał się z tobą zadawać, ale pamiętaj, że masz mnie i Franka. A pragnę przypomnieć, że Frank to najbardziej gejowski, hetero chłopak w szkole jakiego znam.

— Dziękuję Lily.

— Nie ma za co.... Jak myślisz jaki będzie ten chłopak? — zapytała rudowłosa schodząc z przyjacielem po schodach.

𝐅𝐫𝐨𝐦 𝐭𝐡𝐞 𝐟𝐢𝐫𝐬𝐭 𝐜𝐫𝐲 𝐮𝐧𝐭𝐢𝐥 𝐝𝐞𝐚𝐭𝐡 | 𝐰𝐨𝐥𝐟𝐬𝐭𝐚𝐫Where stories live. Discover now