37

1K 56 10
                                    

Głośny budzik obudził śpiącą SangSo. Dziewczyna niechętnie otworzyła jedno oko i próbowała dosięgnąć źródła dźwięku, jednak jej ręka była zbyt za krótka.

Dziewczyna jęknęła z niezadowolenia i nałożyła sobie poduszkę na głowę.

Była zmuszona wstać dziś wcześniej, gdyż co miesiąc wyprowadzała na spacer psa swojej ulubionej, zaufanej sąsiadki, która zajmowała się nią od czasu do czasu, gdy opiekunka SangSo nie przychodziła się nią zajmować z różnych prywatnych powodów.

Dziewczyna uwielbiała tę, straszą już, kobietę. Pani Kang JiNam była dla niej jak babcia.

Z racji tego, że SangSo nienawidziła wstawać wcześnie rano, zwlokła się z łóżka, ubrała wygodne dresy i zrobiła niechlujnego koka na czubku głowy. Gotowa, bez malowania, wyszła z pokoju i od razu skierowała się do kuchni.

Zastała tam JungKook'a, jedzącego ramen z wołowiną i warzywami. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, na dziwne, według niej, połączenie.

- Kluski, mięso i warzywa? - zapytała, przysiadając się do niego i wkładając do buzi jedną kulkę białego winogrona.

- Moja mama często robiła mi taką mieszankę na obiad. Chcesz trochę? - zapytał, na co dziewczyna, nie do końca przekonana, pokiwała twierdząco głową.

Chłopak uśmiechnął się do niej lekko i nabrał na metalowe pałeczki ramen.

- Nie bierzesz osobnych pałeczek?

- Kochanie, całowaliśmy się już tak wiele razy, że powinnaś przyzwyczaić się do mojej śliny.

- Nawet mi nie przypominaj, jak pakowałeś swój język do moich ust!

- Lubiałaś to.

- JungKook!

- I to też krzyczałaś - powiedział, przewracając oczami w prawo i lewo na każde wypowiedziane przez niego słowo.

Obrażona, jednocześnie lekko rozbawiona, SangSo odeszła od stołu.

- Ej, So! Nie obrażaj się! - krzyknął, po czym również wstał od stołu i zamiarem złapania dziewczyny.

W pewnym momencie zahaczył o mały stopień prowadzący do salonu i upadł na Koreankę.

Dziewczyna leżała twarzą do zimnej podłogi, zaś chłopak wygodnie leżał na niej. Kook próbował w jakiś sposób wstać z niechęcią, lecz niechcący otarł swoim kroczem o pośladki SangSo.

- JUNGKOOK!

- Co chcesz? Wygodnie mi - powiedział, po czym przytulił się do małego ciałka So.

- Zejdź ze mnie.

- Nie.

W pewnym momencie SangSo próbowała ze wszystkich sił stracić z siebie ciężkie ciało chłopaka. Nagle usłyszała ciche jęki.

- CO.TY.KURWA.ROBISZ?!

- Mogłabyś się nie ruszać?! Przez ciebie i twoje ugi bugi stanął mi!

- Złaź ze mnie! Natychmiast! Przez ciebie zaraz się spóźnię! - krzyknęła, po czym położyła swoją głowę na zimnej podłodze.

- Gdzie wychodzisz?

- Muszę wyprowadzić psa mojej sąsiadki, ponieważ ona jest już w podeszłym wieku i nie da rady wychodzić praktycznie codziennie z psem.

JungKook od razu po wysłuchaniu SangSo, zszedł z niej i pomógł jej wstać.

- Jak się wabi?

- BomBon.

- Mogę iść z tobą?

- Na smyczy? Bardzo chętnie. Chodź - powiedziała ironicznie, na co chłopak zaśmiał się i zaczął udawać psa.

SangSo chwyciła małego, rocznego pieska ze swojego dużego kojca i posadziła ją sobie na kolanach. Od razu założyła psiakowi ciepły sweterek oraz szelki, do których następnie przyczepiła smycz.

Psiak od razu zaczął energicznie machać ogonkiem, wiedząc, że niedługo wyjdzie na upragniony spacer.

- SoSo, nawet nie wiesz jak bardzo ci dziękuję. Sama wzięłabym BomBon na spacer, lecz moje nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Zaczynam nawet zastanawiać się nad wyjazdem do domu spokojnej starości.

- Dlaczego? Przecież będę nawet mogą zajmować się babcią.

- Dla mnie, to i tak szczęście, że przynajmniej masz czas na wyprowadzanie BomBon - powiedziała kobieta i posłała dziewczynie ciepły uśmiech, który ta z radością odwzajemniła.

- Idźcie już, bo dni zaczynają się robić coraz to krótsze i będziecie jeszcze po ciemku wszędzie chodzić, a nie daj Boże, żeby ktoś wam jeszcze krzywdę zrobił - dodała, na co SangSo i JungKook uśmiechnęli się, i wyszli z domu wraz z pieskiem.

- Miła kobietka.

- Wiem, w końcu ona poświęcała mi więcej czasu niż ojciec i opiekunka razem wzięci jak byłam mała. On nigdy się mną nie zajmował. Dla niego od zawsze była najważniejsza firma.

- Mój ojciec to samo i widzisz do czego to doprowadziło. Pojechał na służbę w moje urodziny i już nigdy nie wrócił. Dopiero później mama otrzymała telefon z informacją o jego śmierci - powiedział. SangSo po raz pierwszy miała okazję zobaczyć go płaczącego.

Położyła swoją małą dłoń na jego ramieniu i posłała mu uśmiech przepełniony ciepłem, troską i współczuciem.

- Twój ojciec przynajmniej cię kochał i nie próbował zmienić cię na siłę.

- Miałem tylko nie bić dziewczynek, a resztę to mogę robić - powiedział, na co SangSo po raz kolejny uśmiechnęła się w jego stronę.

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, na ich twarzach w dalszym ciągu widniały szczere uśmiechy.

Nie obchodzili ich inni ludzie. Liczyli się tylko oni.

SangSo nawet nie zauważyła, kiedy BomBon zerwała się i uciekła w krzaki.

- Idziemy dalej - zaproponował JungKook, na co So pokiwała twierdząco głową.

- Czekaj-

- Co?

- Gdzie jest BomBon?!

###
{W załączniku macie zdjęcie naszej małej BomBon. Jedyne co mogę zdradzić na temat tego psiaka, to to, że będzie bardzo częstym gościem w tym opowiadaniu.

Na moim profilu widnieje nowe opowiadanie - Teacher's Pet!

Trzymajcie się cieplutko!}

STEPBROTHERWhere stories live. Discover now