Rozdział 3 - Winna pindzia i mafioza

86 9 0
                                    

Czuł się zdecydowanie winny a wyrzuty sumienia wydawały się wyżerać go od środka aż do samych kości, paląc niczym kwas. Sparaliżowało go całkowicie, a jego nogi wydawały się wrosnąć w ziemię, przez co nie był w stanie zrobić chociażby głupiego kroku. Nie chciał dać mu odejść, nawet jeśli zaledwie chwilę temu sam go do tego zachęcał, naszykował mu nawet pieprzoną walizkę...!
Bang był osobą, która pomagała mu. gdy pojawił się tylko jakiś problem, pocieszał go podczas sporów z rodzicami, kiedy to jeszcze z nimi mieszkał, nie ważne co się działo, blondyn trwał dzielnie u jego boku, znosząc wszystkie humorki, podejrzenia czy też głupie docinki, obracając to w żart, ewentualnie pozwalając mu się wyżyć, aby chwilę później przytulić niczym zagubione dziecko do swej piersi i zapewnić, że wszystko będzie dobrze a on tego dopilnuje. A on to spieprzył. Na własne głupie żądanie pozbył się istnego anioła ze swego życia, dlaczego? Był jedynie denerwującym gówniarzem i w tym momencie, musiał mu przyznać rację, sam nie umiał nic zrobić czy chociażby o siebie zadbać, był niczym zagubione zwierzątko motające się w klatce.

Jednak było już za późno.
Łudził się, iż zdoła to wszystko odkręcić, przeprosi a oni zjedzą wspólnie przygotowane śniadanie, żeby później naszykować się do pracy.
Niczym zdesperowany idiota, gdy tylko zdążył się choć trochę otrząsnąć z pierwszego szoku, szybkim krokiem otworzył drzwi mieszkania i wyszedł na korytarz wołając go. Poświęcił się zbiegając na sam dół, jednak tam także go nie było, jakby naprawdę chciał zostawić jedynie nieprzyjemne uczucie pustki oraz zimna po sobie.

Nigdzie go nie było na dobrą sprawę, zupełnie tak jakby się rozpłynął w powietrzu, a tego nie chciał. Nie umiał dopuścić do siebie myśli, że zjebał po całości i tak naprawdę to wszystko było jedynie winą jego oraz jego głupich domysłów, które okazały się nie mieć nawet podstaw, aby istnieć.
W tamtym momencie, nawet nie myślał o tym, aby to było wiarygodne czy cokolwiek na to wskazywało, chciał mu dopiec, sprawić mu ból jakiego nigdy nie doświadczył i doigrał się do jasnej cholery. Stracił go. Najprawdopodobniej bezpowrotnie. 

*

Nie było nawet w najmniejszym stopniu lepiej, a można było posunąć się do stwierdzenia, iż z każdym dniem z dala od jego słońca czuł się jeszcze bardziej podle, usychał niczym zaniedbany kwiat, pozbawiony standardowych potrzeb. 
Jego najważniejszą był blondwłosy, który nie odezwał się nawet przeklętego razu, a dodatkowo jego telefon pozostawał wyłączony, co tylko utwierdzało go w stwierdzeniu, iż nie ma na co czekać. Ostatnia nadzieja niebywale szybko wygasała, pozostawiając jedynie mały niedopałek.  

Nie miał siły podnosić się z nagrzanej kanapy, którą zajmował od tamtego dnia, a jakby nie patrzeć trochę już minęło. Całymi dniami owinięty w koc, nie odzywając się do nikogo i nie robiąc nic pożytecznego, nie widział nawet sensu gotować a przecież tak bardzo to kochał. Magicznie wszystko straciło swój sens i nie widział potrzeby wykonywania jakichkolwiek innych czynności niż patrzenie w ich wspólne zdjęcie zrobione w dniu zaręczyn, które leżało na komodzie pod telewizorem czy też pierścionek na jego palcu.

Oczywiście dla większości był zwykłym idiotą oraz desperatem, który przeszkadzał, mógł przecież się ogarnąć.

Ale czasu już nie cofnie, racja? Aktualnie mógł tylko wyrzucać swoją głupotę na co i tak poświęcał zdecydowanie większość swojego wolnego czasu jak nie całość, zwłaszcza iż teraz miał go nadwyżkę.

Owinął się jedynie mocniej koszulą partnera, którą narzucił na swoje szczupłe ciało i westchnął.
No i co teraz miał zrobić? Nawet nie miał po co się wynurzać z budynku, nie mówiąc już o pracy, gdzie od razu spotkałby Banga.
Istniały dwie opcje gdyby go zobaczył. Albo udawałby że nic się nie stało, albo nie umiał przeprosić czym jeszcze bardziej by sobie u niego nagrabił a to w tej sytuacji wydawało mu się niczym wydanie na siebie samego wyroku skazującego.

Drama Queen || HyunchanWhere stories live. Discover now