„Czyli masz kogoś?"

138 10 0
                                    

                          *Tydzień później*
Lucy właśnie odebrała wyniki badań DNA na zgodność dziecka i Jaya. Will wywiązał się z umowy jak należało. Za to co zrobił dla dziewczyny, ona postawiła mu drinka. Jay przez cały tydzień spał u brata. Czasami się odzywali do siebie, ale głównie były to tylko zdawkowe pytania i odpowiedzi. Ratowniczka pomyślała, że pojedzie na posterunek i sama wręczy mu te wyniki. Ona już wie, co jest w kopercie. Teraz czas, żeby Jay również się dowiedział.

Weszła na posterunek 21 i na samym początku przywitała ją Trudy uśmiechnięta od ucha do ucha.
-No nareszcie! Pamiętasz mnie, nieznajoma?-sierżant Platt zaczęła swój wywód.
-Nie wiem, nie wiem.-zaśmiała się Lucy.-Wpuścisz mnie na górę?
-Przyszłaś do tego swojego detektywa? Jeśli tak, to uważaj na niego. Ma dzisiaj zły humor.-uprzedziła ją Trudy.
-Mam sprawę do Jaya. Będę uważać, dzięki za radę.-uśmiechnęła się Lucy, a potem weszła do wydziału.
Stanęła na środku i przywitała się ze wszystkimi. Nawet sierżant Voight znalazł chwilę na przywitanie się z Lucy. Gdy już wszystkich wyściskała podeszła do biurka Jaya. Nie ukrywała już niczego co było z nimi związane. Żyła chwilą i nikt nie mógł jej tego odebrać. No może trochę się pospieszyła...
-Cześć.-dała buziaka Jayowi i stanęła nad nim.
-Co ty tutaj robisz?-zdziwił się detektyw, o mało co nie spadł z krzesła.
-Przyszłam cię odwiedzić. I też przyszłam ci coś dać.-podała mu kopertę, ale on jej nie wziął.
-Lucy nie powinnaś tu przychodzić. Nasze prywatne sprawy powinniśmy załatwiać w domu.-powiedział cicho.
-Jay, musisz to zobaczyć. Przestań mnie wreszcie unikać. Wstydzisz się mnie?-odpowiedziała z pretensjami.
-Lucy, przestań. Jak wrócę do domu to porozmawiamy.-Halstead próbował uspokoić dziewczynę cały czas szepcząc.
-Nie! Właśnie, że nie przestanę!-Lucy zaczęła krzyczeć.-Masz mi natychmiast powiedzieć prawdę! Masz kogoś, że tak mnie unikasz?!
-Porozmawiajmy tam.-wskazał na pokój socjalny.-Wszyscy cię słyszą.
-To niech słyszą! Nie obchodzi mnie to!-ratowniczka była coraz bardziej wściekła.-Powiedz mi do jasnej cholery, co się tutaj dzieje! Czemu mnie unikasz?! Czego się tak bardzo boisz?!-spojrzała mu głęboko w oczy.
-Lucy, ja...-Jay próbował się tłumaczyć, ale nie miał już dobrej wymówki.
-Czyli masz kogoś? Tak, to prawda co mówię?-zapytała z pogardą.-Nawet nie umiesz się przyznać! Nie chcesz się ze mną zadawać, nie musisz. Tylko gdy będziesz gotowy otwórz to i dowiedz się prawdy. I w dupie mam, że zrobiłam to bez twojej zgody! Masz prawo znać prawdę. Cieszę się, że to twoje dziecko...-otarła łzy z policzków, położyła kopertę na jego biurku i wyszła, zostawiając wszystkich w wielkim szoku.
Policjanci z wydziału nie wiedzieli co powiedzieć ani jak się zachować. Nic nie mówiąc wrócili do swoich obowiązków.
-Co?! Lucy, zaczekaj!-krzyknął za nią detektyw, ale na marne, dziewczyna już była przy wyjściu z posterunku.
Jay otworzył szybko kopertę. Czytał tak szybko, jak tylko było to możliwe. Gdy wreszcie znalazł odpowiednie zdanie i je przeczytał, zamarł. Potem znów je przeczytał. I znów. I znów. Aż w końcu, gdy dotarło to wszystko do niego, rzucił się wprost na schody. Biegł tak szybko, że prawie zepchnął Adama ze schodów. Gdy Jay był już na zewnątrz ujrzał Lucy, która właśnie odjechała taksówką. Lucy kocha Jaya nad życie, ale gdy on ją unika, ona nie ma wyboru. Postanowiła, że nie będzie dłużej na to pozwalać.

Dojechała do domu. Weszła do mieszkania, rzuciła wszystkie rzeczy na podłogę i poszła do sypialni. Siedziała na łóżku z myślami, co może zrobić dalej. Kochała detektywa, ale teraz sama nie wie co do niego czuje. Zdeterminowana wstała, usiadła na krześle barowym w kuchni i włączyła laptopa. Teraz już nic ją nie obchodziło. Kupiła bilet lotniczy do Polski, a później zaczęła się pakować. Do małej walizki spakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy takie jak: dwie bluzki, trzy pary spodni, tenisówki i małą kosmetyczkę. Przecież w Polsce ma dużo swoich ubrań, a po resztę tych tutaj wyśle kogoś zaufanego. Na ten moment więcej rzeczy nie było jej potrzebne. Telefon schowała do kieszeni. Laptopa zostawiła w kuchni i tak nie będzie jej potrzebny w samolocie. Wyszła zamykając drzwi na klucz. Jay miał dodatkowe klucze, więc jeśli będzie chciał wejść, nie będzie z tym problemu.

Wbiegł do mieszkania jak oparzony. Krzyczał i szukał Lucy gdzie tylko się dało. Usiadł na kanapie i się załamał. Gdzie ona może być? Czemu się tak zachowywał? Sam nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Sam nie wiedział czemu tak to wyszło. Wstał i poszedł do kuchni, by nalać sobie wody. Spojrzał na laptopa, który leżał na blacie. Podszedł i otworzył go. No tak... Hasło. Jakie Lucy może mieć hasło? Na pięć cyfr? Próbował wszystkich kombinacji, ale na nic. Gdy już prawie się załamał, przypomniał sobie... Wpisał szybko: 511-63 i... Udało się! Teraz detektyw poczuł jak unosi się nad ziemią o kilka centymetrów. Lucy naprawdę go kocha, nawet ułożyła sobie hasło z numeru jego odznaki. Oprócz niego nikt nie znał kombinacji cyfr, a ona usłyszała ten numer tylko jeden jedyny raz i już go zapamiętała. Wszedł na internet. I wtedy zobaczył stronę z biletami lotniczymi do Polski. Odprawa za dwadzieścia minut na lotnisku O'Hare. Wybiegł z mieszkania zostawiając wszystko. Zamknął drzwi i popędził do swojego samochodu. Musiał zatrzymać Lucy przed podjęciem złej decyzji. Musiał zatrzymać swoją dziewczynę.

Ostatni raz spojrzała na Chicago. Po tym wszystkim już nie chciała tu wracać. Nie chciała kolejny raz znieść upokorzenia i rozczarowania. Może dziecko będzie wychowywać się bez ojca, ale to jest najlepsze rozwiązanie. Gdy drugi raz jej lot został wywołany, wstała i ruszyła do bramek. Wszystko poszło gładko. Była już za bramkami, gdy usłyszała, że ktoś ją woła. Ktoś właśnie zawołał jej imię. Odwróciła się i zobaczyła jego. Wszędzie rozpozna jego głos, wszędzie rozpozna jego postawę, nawet wśród setek tysięcy ludzi.
-Człowieku wpuść mnie! Jestem gliną!-Halstead awanturował się z ochroniarzem, a potem pokazał mu odznakę.
-Nie mogę pana wpuścić, przykro mi. Takie są zasady.-mężczyzna wzruszył ramionami.
-Tam jest moja dziewczyna, razem z moim dzieckiem. Nie mogę pozwolić im odejść. Proszę o trzy minuty.-powiedział błagalnie detektyw.
Lucy stała na środku lotniska i patrzyła jaki będzie następny krok Jaya. W tym momencie nie mogła się ruszyć nawet na centymetr. Czuła się jakby ktoś przywiązał ją nogami do podłogi, a ona nic nie może zrobić. To co powiedział detektyw... Jej serce urosło...
-Mogę dać ci trzy minuty. Nie więcej.-ochroniarz wpuścił detektywa, a on podbiegł odrazu do swojej ukochanej.

Świeży start || One ChicagoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora