„Ojca takiego jak ty."

142 7 0
                                    

-Lucy błagam, wysłuchaj mnie.-detektyw spojrzał dziewczynie w oczy.
-Jay, ja... Nie wiem czy jest sens rozmawiać. Po tym co się stało, ja nie wiem czy jestem na to gotowa. A przede wszystkim nie wiem, czy ty jesteś gotowy i chcesz tego dziecka.-powiedziała smutno.
-Jest sens. Jest w tym wielki sens. Zachowałem się jak dupek, przepraszam, ale... Gdy wyobraziłem sobie, że to dziecko nie jest moje, nie mogłem wytrzymać. Za wszelką cenę chciałem dopaść Bembeneka i po prostu go zabić za to co ci zrobił. Pomyślałem, że lepiej będzie jak zakończymy to. Nie wiem co wtedy mną pokierowało, ale zrobiłem to. Przepraszam...-wytłumaczył.
-Cieszę się, że mi powiedziałeś o wszystkim, ale muszę stąd wylecieć. Nawet nie wiesz, jak mnie to zabolało, gdy się nie odzywałeś i nie wracałeś do domu na noc. Pomyślałeś, że się martwiłam? Pomyślałeś o dziecku?-Lucy nadal miała pretensje do detektywa.
-Nie mam nic co może mnie usprawiedliwić. Ja tylko nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Ten czas spędzony z tobą to najlepsze co mnie spotkało w życiu. Lucy kocham cię i chcę wychowywać to dziecko.-położył rękę na jej brzuchu, a potem spojrzał na nią.
-No właśnie. Wreszcie dowiedziałeś się, że dziecko jest twoje. I co? Nagle się interesujesz i chcesz dla nas jak najlepiej. A co by było gdyby okazało się, że dziecko jest Oscara? Co?!-dziewczyna się zdenerwowała.
Jay już miał odpowiedzieć, gdy przerwał mu głos wywołując lot trzeci raz.
-Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie, ale mogę ci teraz obiecać, że będę przy tobie zawsze. Lucy, wybacz mi i proszę cię, zostań. Nie wiem co zrobię jak stąd wyjedziesz. Nigdy sobie tego nie wybaczę... Zostań dla dobra dziecka. Naszego dziecka...-powiedział spoglądając na nią.
Te ostatnie słowa sprawiły u Lucy, że jej świat się zatrzymał. Jay powiedział o ich dziecku. Ich wspólnym dziecku. A jeszcze wcześniej nazwał ją swoją dziewczyną. To było niesamowite.
-Jay, jestem na ciebie tak wściekła, że mogłabym cię tutaj udusić.-obydwoje zaśmiali się.-Ale nie mogę zrobić tego tobie, mnie i naszemu dziecku. Ono powinno mieć kochającego ojca takiego jak ty, więc nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię się na ciebie złościć. Zostanę.-uśmiechnęła się i spojrzała mu prosto w oczy.
Oczy detektywa zaświeciły się. Poczuł wielką ulgę, a przede wszystkim spokój. Miał przy sobie kogoś kogo kocha nad życie. Nie mógł trafić lepiej. Lucy wciąż patrzyła w jego zielone tęczówki. Przygryzła lekko wargę, a potem wbiła się w jego usta. Puściła walizkę i objęła rękami jego szyję. Teraz już nic nie ukrywali. Byli szczęśliwi i nikt nie mógł im tego zepsuć, nigdy.
-Chodźmy stąd.-zaśmiała się dziewczyna, gdy się od siebie oderwali.
Jay wziął jej walizkę i poszli w kierunku wyjścia z lotniska. Po drodze mijali ochroniarza, który wpuścił detektywa. Mężczyzna uśmiechnął się do zakochanych na znak, że się cieszy. Lucy potargała bilet i wrzuciła go do kosza. W końcu nie był jej już potrzebny.

***
Lucy właśnie stała w kuchni i patrzyła sobie herbatę. A przy okazji robiła też kanapki dla Jaya na kolację, bo za niedługo powinien wrócić do domu z pracy. Usłyszała klucze w zamku, a potem zamykanie drzwi. I już wiedziała, że to on wrócił. Rozpozna jego kroki nawet późno w nocy i będzie zadowolona na widok tych pięknych, zielonych tęczówek, w których zakochała się od pierwszego wejrzenia.
-Jestem już!-krzyknął wchodząc do salonu.
-Cześć skarbie!-odpowiedziała i zabrała się za robienie kolacji dla ich obojga.
-Ale tęskniłem. Nawet nie wiesz jak cudownie jest wrócić do domu, w którym jesteś ty.-przytulił ją od tyłu, a ona na jego słowa się zaśmiała.-Przepraszam...-cmoknął Lucy w policzek.
-Za co?-odwróciła się do niego twarzą wyraźnie zdziwiona jego słowami.
-Za to, że cię unikałem. Nie wiem jak mogłem być takim idiotą... Nie wierzę, że znowu pozwoliłbym ci wyjechać...-spojrzał jej prosto w te brązowe oczy, które patrzyły na niego z dziwnym ciepłem.-Lucy, kocham cię i...
-Też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo.-przerwała mu uśmiechając się i złożyła na jego ustach pocałunek.
Tego im brakowało przez ostanie kilka tygodni. Tej miłości. Tej radości. Tych cudownych uśmiechów i pocałunków. Teraz są najszczęśliwsi na całej planecie. Jay posunął talerz z kanapkami i posadził Lucy na blacie kuchennym. Ich pocałunek rozpoczął pieszczoty, których nie było końca. Po raz kolejny wszystkie ubrania leżały na podłodze, a oni już byli w sypialni...

***
-Nie mogę uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu mogłabym być w Polsce...-rozmarzyła się Lucy, opierając głowę na ramieniu Jaya.
-No widzisz... Byłem tam ja i wszystko naprawiłem.-Jay bawił się jej włosami.-Jak zwykle z resztą...-zaśmiał się za co dostał w nos.
-Ej! To ja zawsze wszystko naprawiam!-wypomniała mu.
-Musisz pracować w remizie? Nie możesz wziąć urlopu dopóki nie urodzisz?-Halstead zaczął temat co bardzo nie spodobało się dziewczynie.
-Jay, znowu zaczynasz?-zirytowała się lekko.-Nie możesz mnie denerwować. A poza tym, w karetce jestem bezpieczna, nic mi nie grozi.-spojrzała mu w oczy.-Nie martw się o mnie.
-Nie przypomina ci to wszystko Matta? Tak po prostu tam wróciłaś?!-detektyw uniósł głos.
-Słucham?-Lucy na te słowa usiadła naprzeciw mężczyzny.-Dlaczego miałabym nie wrócić? Owszem, wszystko przypomina mi Matta. Ten dom, remiza, a nawet Kelly czy ty. Ale nie mogę cały czas żyć przeszłością. Nie ma dnia, gdzie nie myślałabym o Caseym, ale przed śmiercią obiecałam mu, że ułożę sobie życie z kimś kto będzie mnie kochał i zrobię wszystko, żebym była szczęśliwa. Tak też zrobiłam... Chcę ułożyć sobie życie razem z tobą i naszym dzieckiem. Czemu znowu o tym rozmawiamy?
-Staram się zrozumieć to co myślisz. To co ci tam siedzi w głowie. Odkąd dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży, nie rozmawiasz ze mną. Próbuję pomóc, ale nie wiem jak, bo się zamknęłaś w sobie.-Jay starał się zachować łagodną atmosferę, ale źle mu to szło.
-Nie rozmawiałam, bo mnie unikałeś. Nie pamiętasz już?!-zapytała z pogardą.-Ja nigdy tego nie zapomnę i zawsze będę ci o tym przypominać. Mimo to wybaczam ci. Nie potrafię się na ciebie złościć. Po prostu nie potrafię. A jak chcę to przychodzisz z kwiatami i przeprosinami, a wtedy ja tracę głowę i... wybaczam ci. Zawsze.-wytłumaczyła i wstała z łóżka.
Zaczęła się ubierać.
-Gdzie idziesz?-zapytał przejęty detektyw.
-Muszę się przewietrzyć i przemyśleć to wszystko. Nie wiem czy damy radę być razem. I naprawić to wszystko...-ubrała na siebie kurtkę.
-Lucy, co?! O co ci teraz chodzi?-złapał ją za rękę gdy próbowała wyjść.
-Jay... Daj mi czas. Myślę, że powinniśmy od siebie odpocząć...-pogładziła jego policzek, a potem wyszła z mieszkania.
Jay stał na środku salonu i przetwarzał w głowie to co się właśnie stało. Nadal nie mógł uwierzyć, że zepsuł to wszystko. Zepsuł na całej linii.

Świeży start || One ChicagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz