19

1K 60 43
                                    

Po dojechaniu do szkoły, udałyśmy się na posiłek. Usadowiłyśmy się niedaleko zawodników drużyny, bo chciałam wiedzieć, czy Marcus coś planuje na kolejne treningi. W domu nie mieliśmy zbytnio czasu na takie rozmowy przez przyjazd rodziny Malfoy.
- Kolejny trening odbędzie się pojutrze, będziemy ćwiczyć nowe zagrywki. Obecność obowiązkowa, ty też Maxwell, nie chcę, abyś wypadł z formy przez tę głupią karę. - mój były przyjaciel uśmiechnął się i odparł krótko.
- Możesz na mnie liczyć. - następnie mój brat dodał kilka mniej istotnych spraw i po tym każdy zajął się swoim posiłkiem i innymi sprawami.
- To co Di zanosimy jutro zioła? - spojrzałam najpierw na innych uczniów, a potem na Mad.
- Tak. Zawsze mogą się przydać.
- Dalej nie rozumiem czemu to robicie? Przecież bilans zysków i strat jest ewidentnie na waszą niekorzyść. - popatrzyłam na Soph.
- Potem powiem ci argument, przez który zgodziłam się. - dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę
- Nie powiedziałam ci o wszystkim wtedy w bibliotece.
- O czym wy rozmawiacie? - w mgnieniu oka oblał mnie zimnym pot i przerażona spojrzałam na Marcusa i resztę zawodników. Nie umiałam nic z siebie wykrztusić.
- Rozmawiamy o tym, że Diana udziela korepetycji z eliksirów. To teoretycznie jest dla niej nieopłacalne, ale Diana ma dzięki temu dłużników, którzy kiedyś będą musieli ten dług spłacić. - gdybym nie była sparaliżowana strachem, to szczęka opadła by mi do ziemi. ,,Madie jak zawsze ratuje mi skórę". Po tym przekonującym kłamstwie Mad odwróciła głowę od Marcusa i Ryana.
- To na czym skończyłyśmy?
- Na tym, że lepiej porozmawiać na ten temat w dormitorium. - odparłam.
- Taaa, a najlepiej pójść do niego teraz. - Soph mówiąc to patrzyła na Terrenca i Isabel. Widziałam w jej oczach ból, taki prawdziwy.
- Soph.
- Tak?
- Idziemy? Mam ci coś do powiedzenia w pokoju i myślę że to ci się spodoba. - dziewczyna uniosła zaskoczona brwi.
- Tak myślisz?
- Jestem tego pewna.
- Ale może najpierw zjedzmy coś. - wtrąciła się Mad.

Po posiłku poszłyśmy od razu do dormitorium. Kiedy byłyśmy już w środku, Soph zajęła miejsce na swoim łóżku i ze zniecierpliwieniem patrzyła na mnie.
- To co mi miałaś powiedzieć?
- Zanim zaczęłam współpracować z chłopakami, to zaproponowali mi wymianę. Moja pomoc za przysługę. Tą przysługą jest żart na kimkolwiek chce. - Na kimkolwiek tak? - dziewczyna była tym ewidentnie zainteresowana.
- Tak. - odparłam z wrednym uśmiechem.
- Nie ma znaczenie kto to, tak? - Soph była coraz bardziej podekscytowana.
- Tak. - odpowiedziałam, patrząc na Madie, która się uśmiechała równie wrednie co ja.
- To może być każdy uczeń lub nauczyciel?
- Tak! - odpowiedziałam razem z Mad. W tym momencie oczy Soph rozbłysły już całkowicie, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Wiedziałam, że ci się to spodoba. - cała w środku skakałam z radości, bo udało mi się pocieszyć moją przyjaciółkę.
- To masz może pomysł na kim mogłybyśmy wykorzystać przysługę od chłopaków? - zapytała Madie z przebiegłym uśmiechem.
- Mam pewna osobę na myśli. - wredny uśmiech Soph to miód na moje ślizgońskie serce.
- Czyżby Isabell? - zapytałam pewna siebie, bo dobrze wiedziałam, że to o nią chodzi.
- Ależ oczywiście, że tak. - wszystkie zaczęłyśmy się śmiać głośno.
- Czyli teraz tylko trzeba powiedzieć o tym chłopakom. Możemy to zrobić jutro po zajęciach. Co wy na to? - zapytałam.
- To dobry pomysł, ale ja jutro nie mogę, mam umówione spotkanie z Cedrikiem. Muszę z nim obgadać wszystko co się ostatnio wydarzyło. No wiecie, ciągle jeszcze jest coś dziwnego pomiędzy nami i chciałabym się tego pozbyć. No wiecie, by było jak dawniej. - ja i Soph wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęłyśmy się życzliwie do niej.
- To zrozumiałe. No dobra czyli jutro ja i ty Diano idziemy na spotkanie z dwugłowym, rudym smokiem. - na słowa Soph wszystkie zaczęłyśmy się głośno śmiać. ,,Brakowało mi tego w domu".

Następnego dnia zaczynałyśmy zajęcia od Historii Magii, więc początek dnia nie był zbyt udany. Na szczęście bracia Weasley znowu się popisywali, co umiliło nam te nudne zajęcia. Następne były Eliksiry, na których nie można było się nudzić.
- Dzisiaj pracujecie w parach. Każdy z was losuje numer, który jest zapisany na pergaminie. Losujecie z tego kościołka i zasiadacie przy stanowisku o tym samym numerze. Na każdym stanowisku, jak już mogliście zauważyć, są przygotowane składniki. Waszym zadaniem jest przygotować Antidotum na niepopularne trucizny. Niezwykle proste zadanie. - Zaczęło się losowanie, Mad trafiła na Ryna co było błogosławieństwem dla mnie. Soph pracowała z Isabell, co było jej największym koszmarem, George dzielił stanowisko z Margaret i nawet się z tego cieszył. Ja byłam na samym końcu i jak się okazało znowu pracowałam z Fredem. ,,Mam coś szczęście do pracowanie z nim na Eliksirach." Z podniesioną głowa skierowałam swoje kroki do stanowiska nr. 5 gdzie czekał już uradowany rudzielec.
- No witam pannę Flint, moją ulubioną partnerkę do pracy na Eliksirach. - sekretnie się uśmiechnęłam i ukradkiem napisałam mu na pergaminie ,,Też się cieszę." Praca z nim to była czysta przyjemność, nie mogłam oczywiście tego pokazywać, ale przez całe zajęcia mnie rozśmieszał i to niekiedy aż do łez.
- Dobra Fred, to już praktycznie wszystko, jedyne co zostało do zrobienia to dodanie ostatniego składnika. Zamieszanie i wszystko. - spojrzałam na niego i przeszył mnie dziwny chłód. Zaraz obok nas siedział Ryn, który bacznie mi się przyglądał i prawdopodobnie też podsłuchiwał naszą rozmowę. ,,Dobra Diano, to tylko twój ex, tylko ex. Dasz sobie radę, zgasisz go i tyle. Zrób to teraz, byle szybko". - Czego się tak gapisz? - powiedziałam to lodowatym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
- Czemu dla niego nie jesteś taka oziębła? To zdrajca krwi! - ,,Znowu to samo..." zdenerwował mnie.
- Dlatego, że on przynajmniej porządnie pracuje na zajęciach, a nie pasożytuje, by w jakikolwiek sposób zdać! Weasley w przeciwieństwie do ciebie w jakikolwiek sposób ogarnia eliksiry, dzięki czemu praca z nim jest przyjemniejsza niż praca z takim imbecylem jak ty!
- Coś ty powiedziała! - Ryn wstał gwałtownie z miejsca i wyciągnął rękę w moją stronę. W ostatniej chwili Snape przerwał mu i dzięki temu pewnie uratował mnie od nieprzyjemnej konfrontacji ze Ślizgonem.
- Moja sala to nie miejsce na kłótnie. Panno Flint, razem z panem Maxwellem udacie się ze mną po zajęciach do gabinetu dyrektora. Tam wszystko mu wyjaśnicie i usłyszycie jaką dostaniecie karę, za takie zachowanie. - spokojnie przytaknęłam i zajęłam swoje miejsce. Znowu czułam na sobie pogardliwy wzrok wszystkich Ślizgonów i podejrzliwe spojrzenia Gryfonów. Eliksir wyszedł wręcz idealnie, dzięki czemu dostaliśmy najwyższa ocenę. Niestety ale po zajęciach poszłam ze Snapem i Rynem do gabinetu dyrektora, gdzie byłam może trzeci raz w życiu.

TY WREDNA ŻMIJO (Oliver Wood)Where stories live. Discover now