4

2.3K 114 25
                                    

- Czemu wszędzie na NIEGO muszę wpadać? Ja to działa, że jak chce GO unikać, to musi się pojawiać wszędzie gdzie JA jestem? - moja irytacja sięgała zenitu. Przez cały tydzień starałam się unikać Olivera, ale oczywiście moje szczęście mi na to nie pozwalało i co krok na niego wpadałam.
- Po prostu masz pecha i tyle. Nie wiem czym się tym tak przejmujesz Diano?
- Ty tego nie zrozumiesz Ryan. - już chciałam odejść od chłopaka i udać się do klasy Snape'a.
- To może ja to zrozumiem Flint? - na dźwięk tego głosu przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłam się w kierunku, z którego pochodził i stanęłam na wprost Wooda.
- Czego chcesz? - powiedziałam szorstko, marszcząc brwi.
- Idę na lekcję. - odpowiedział chłopak.
- Przez lochy, to chyba nie po drodze? - uniosłam jedną brew.
- A co cię to obchodzi? - zapytał jeden z kolegów Gryfona.
- Czy ktoś cię pytał o zdanie? Nie? To zamknij pysk! - rzuciłam szybko do chłopaka, a ten już chciał coś zrobić, ale mu przerwałam - Chodź Ryan. Snape nie będzie czekał. - chwyciłam przyjaciela za rękę i pociągnęłam do klasy.
- Czyżbyś tchórzyła Flint? Co strach cię obleciał? A może to tak Wooda się boisz? - zawołał za mną jakiś Gryfon, ale go zignorowałam - A może on ci się podoba? - na te słowa stanęłam, jak potraktowana Drętwotą. Powoli odwróciłam się w ich stronę i patrząc Oliverowi prosto w oczy, wycedziłam przez zęby.
- Nigdy nie spodobałby mi się taki nieudacznik jak on. Zwłaszcza jeśli chodzi o grę w QUIDDITCH. - ostatnie słowo powiedziałam głośniej i wyraźniej od innych, a na twarzy chłopaka pojawiła się wściekłość. Wood nawet się nie ruszył, tylko patrzył na mnie, a ja nie miałam zamiaru odpuścić i dumnie stałam tam, czerpiąc niebywałą satysfakcję z tej sceny.
- Diana, chodźmy. Zaraz zaczną się eliksiry. - powiedział Ryan, a ja posłuchałam go i na odchodne posłałam Gryfonom szyderczy uśmiech i powiedziałam.
- Do następnego frajerzy.

Przez całą lekcję miałam świetny humor, żadnego losowania partnera, żadnej rozmowy z żadnym Weasleyem i dodatkowo pokazałam Woodowi gdzie jego miejsce! Ten dzień stawał się coraz lepszy. Po lekcji ze Snapem mieliśmy zielarstwo czyli kolejną lekcja z Gryfonami.
- Jeszcze tylko jedna lekcja z tym pajacami i na dziś koniec! - Sophie jak zwykle przeżywała to za bardzo.
- Przykro mi to mówić, ale ty zawsze otaczasz się pajacami Soph. - usłyszeliśmy dobrze nam znany głos należący do najwredniejszej wiedźmy w szkole.
- Masz rację Isabell. Ciągle jesteś niedaleko nas. - takiej odpowiedzi od Sophie, to nawet ja się nie spodziewałam, a mina Isabell była tylko wisienką na torcie. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, nawet chyba Margaret się lekko uśmiechnęła.
- Jak ja szanuję takie odzywki Fred, a ty?
- Ja też bracie, ja też. - przechodzący obok nas bliźniacy, śmiali się również z tego, a jeden szeroko uśmiechnął się do Soph i puścił jej oczko. Dziewczyna tylko odwróciła głowę i się naburmuszyła.
- Chyba te pajace cię lubią? Jakie to żałosne. - powiedziała Margaret ze sztucznym smutkiem, co mnie w niej najbardziej denerwowało. Niby była tylko cichą dziewczyną w cieniu Isabell, której wiecznie przyklaskiwała... ale jednak potrafiła dogryźć jak mało kto.
- No cóż, gustujemy w ładnych i mądrych. Skoro nie podobasz się nam to chyba coś oznacza? - odpowiedział ten sam, a jego brat mu przytaknął. Dziewczyna ewidentnie speszona słowami Weasleya, zamilkła i odeszła ze swoją koleżanką.
- No proszę proszę, Weasley cię obronił. Odwaga godna Griffindoru. - Ryan mówił to w bardzo prześmiewczy sposób, co rozzłościło Ślizgonkę.
- Poradziłabym sobie świetnie bez nich. A teraz idźmy na zielarstwo, bo Madie już się niecierpliwi. - na lekcji z profesor Sprout znów czekała nas nieprzyjemna niespodzianka.
- Kochani dzisiaj będziecie pracować w parach. W parze będzie osoba z Griffindoru i ze Slytherinu. - na jej słowa wszyscy zaczęliśmy narzekać, ale nauczycielka nie zmieniła zdania. Uważa, że musimy nauczyć się ,,tolerować tych drugich". Losowali tym razem Gryfoni i mnie jak by inaczej przypadł Weasley. Podeszłam do jednego z nich i usiadłam obok niego.
- Znowu z tobą pracuję. Cudownie.
- Nigdy jeszcze z tobą nie pracowałem. - spojrzałam na niego.
- Aha, czyli ty jesteś George! - on tylko się uśmiechnął.
- Pamiętasz nasze imiona?
- Czemu to takie dziwne? Rozróżnić was nie rozróżnię, bo nie mam zamiaru ale imiona pamiętam.
- Dziwne, bo dla Wooda nie jesteś taka miła. - gdy to powiedział, dostał tak mocnego kuksańca w żebra, że prawie się przewrócił. - Czuły punkt? Mam cię. - uśmiechnął się szeroko i poszedł po doniczkę, jak kazała nauczycielka, a ja poczułam się dziwnie, wręcz niekomfortowo.

TY WREDNA ŻMIJO (Oliver Wood)Where stories live. Discover now